Ostatnio oglądane
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
Ulubione
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
Skutki deprecjacji waluty. - Oskarżenia i sądy nad Boratynim. - Pretensje Boratyniego do skarbu. - Otwarcie mennicy krakowskiej i bydgoskiej. - Zaniknięcie działalności mincarskiej Boratyniego.
Gdy na sejmie r. 1666 marszałek Izby poselskiej, Jan Odrowąż Pieniążek, zanosił do króla imieniem sejmu prośbę o zamknięcie mennic, przez które, jak twierdził, »my zaś codziennie i rzekę, co godzina ubożsi« wyrażał w tych słowach bardzo dobrze opinię ogółu, który w mennicach widział nienasyconego wampira, pochłaniającego z dnia na dzień resztki drobnej monety, krążącej jeszcze w organizmie społecznym. »Na mennicach kilku się wzbogaciło, a cała Rzeczpospolita płacze« - mówił na tymże sejmie kasztelan poznański, ale była to tylko połowa prawdy, bo silniej od narzekań rozlegały się po całym kraju głosy oburzenia i natarczywe wołania o położenie tamy wylewowi złej monety. - Stosunki ekonomiczne i finansowe w Polsce stały się w tych latach istotnie nieznośne. - Zmiany w systemie monetarnym podkopały handel, dobry pieniądz znikł z obiegu, w części wyssany przez mennice, w części wywieziony z kraju, wreszcie ukryty w skrzyniach prywatnych posiadaczy, w obiegu krążyły zaś prawie wyłącznie pół srebrne złotówki Tymffa i szelągi, w towarzystwie niemniej podłej monety cudzoziemskiej o niepewnym kursie, oraz domowej roboty fałszywych »klepaczów.« Ceny i płace poszły szybko w górę aż do podwójnej wysokości, a ciągła fluktuacja kursu powodowała zamieszanie i ustawiczne straty we wszelakich transakcjach. Jako charakterystyczny przykład służyć tu może to, co się działo po wywołaniu szelągów wołoskich w r. 1664: Zakaz ów odniósł taki skutek, że odtąd nie chciano przyjmować wszelkiej drobnej monety prócz boratynków, a to z obawy, aby nie została wywołana. Trzeba było zaprowadzić dla niej kurs przymusowy, o czem świadczy między innemi rozporządzenie magistratu krakowskiego i uniwersały sejmiku wiszeńskiego z lat 1664 i 65. Nie wiele to pomogło, a jakie ekscesy działy się przy tej okazji, o tem może nieco opowiedzieć Pasek. Wielkie znaczenie miała także i ta okoliczność, że przewrót dokonał się w ciągu niewielu lat, dlatego też tem silniej odczuwano jego skutki. - Na domiar złego zdarzył się w krytycznym roku 1663 wyjątkowy nieurodzaj, za którym poszły choroby, głód i nędza. - Klęski elementarne mogła ludność ostatecznie przyjąć spokojniej, jako rzeczy nie dające się uniknąć, ale zato tem ostrzej wystąpić musiała przeciwko dolegliwościom, pochodzącym z ludzkiej winy; że zaś za jedno z największych takich nieszczęść uważano zepsucie monety, stąd też gniew społeczeństwa zwrócił się bardzo wcześnie przeciwko jego sprawcom i wzmagając się szybko wybuchnął jasnym płomieniem przy końcu panowania Jana Kazimierza, przyczyniając się w znacznej mierze do wywołania tak wrogiego dla króla nastroju, że abdykacja wydała mu się jedyną drogą wyjścia. - Przyznać trzeba, że król był stale przeciwnym biciu złej monety i ustępował tylko pod naciskiem konieczności, ale pomimo tego opinja publiczna stawiała go w jednym rzędzie z tymi wszystkimi, których uważano za winowajców. A była ich tym razem spora grupa. - W przeciwieństwie do r. 1662, kiedy nienawiść ogółu skupiła się na osobie Boratyniego, żądano teraz pociągnięcia do odpowiedzialności nietylko jego i Tymfa, ale wszystkich, którzy mieli styczność z mennicą, a przedewszystkiem członków komisji lwowskiej.
Jan Kazimierz przeszedł do historji jako jeden z najbardziej niepopularnych królów polskich. Znajdujemy na to tysiące dowodów, a wśród nich kilka bardzo charakterystycznych satyr, świadczących, jak zjadliwie atakowano króla z racji złej monety. Jedna z nich, napisana w formie »Ojcze nasz już po abdykacji królewskiej, zawiera spory ustęp, odnoszący się do Tymffa i Boratyniego i odsyłający do czarta obu mincarzy. (Tak zw. Pamiętniki Łosia, Kraków 1858.) Złej i fałszywej monecie poświęca kilka satyr Wacław Potocki, który o boratynkach twierdzi, że są »z fałszywej spiże«, a najdosadniej wyraża się w satyrze o klepaczach, którą w całości przytaczamy:
NA KLEPACZE
Bijąc ktoś w Rzymie sługę o zgubione klucze,
Tym, że mu kijem w mieszku pieniądze potłucze,
Na których, że cesarską osobę znieważył,
Oskarżony, kłopotu na ratuszu zażył.
Czego dzisia nie robią z Kaźmierzową twarzą,
Przecie o to nikogo w Krakowie nie karzą;
Widziałem, a własnemu trzeba wierzyć oku,
Kiedy dziad szeląg deptał nogami w rynsztoku,
Kiedy baba klepacze, że ich nikt nie bierze,
Wzgardziwszy, twarz królewską w błocie kijem pierze.
Woleliby nam byli nie słać króla Szwedzi,
Z którym, wywiózszy srebro, nawieźli nam miedzi.
Wacław z Potoka Potocki: Ogród fraszek. (Wydał A. Brückner, Lwów 1907). T. I.
Pierwszym znanym nam protestem jest laudum województwa krakowskiego z r. 1663, zwracające się przeciwko układom z Boratynim i Tymfem. W latach następnych pojawiają się w coraz większej ilości uchwały, protestujące przeciwko monecie. Najkrytyczniejszym jest rok 1666, w którym ze wszystkich stron sypią się żądania zawarcia mennic i sądu nad mincarzami oraz dokładnego zbadania całej sprawy emisji złej monety celem ustalenia, kto i w jakim stopniu ponosi za nią odpowiedzialność. - Laudum województwa lubelskiego z 10 lutego 1666 r. żąda zamknięcia mennic Tymfa i Boratyniego i oddania obu pod sąd; podskarbiemu nie należy zatwierdzać rachunków, lecz powinno się je wprzód przedstawić na sejmikach relacyjnych; nadto mają się posłowie starać, aby podskarbi nie był sądzony na sejmie, ale na trybunale radomskim, a deputatów na ten trybunał wybierze nie sejm, ale każde województwo po jednym na sejmiku relacyjnym, »skąd ten odniesie Rplta pożytek, że IchMM. Panowie Kommissarze nie będą sobie tak wiele pozwalać, iako na przeszłey Lwowskiey pozwolili Kommissyi, kiedy cum summo damno Rplcae złą ... bić pozwolili monetę;« zatem i oni mają się usprawiedliwić! W eksorbitancjach, podanych na sejmikach i na sejmie znajduje się również żądanie przedłożenia rachunków skarbowych województwom i tesame życzenia co do Tymfa i Boratyniego. Zamknięcia mennic żąda ugoda w Łęgonicach z 31 lipca, tegoż samego i sądu na mincarzy instrukcja deputatów od pospolitego ruszenia pod Brudzowcem. Wreszcie w październiku tego roku Stany pruskie, zgromadzone w Toruniu, potwierdzając uchwałę, powziętą niedawno w Malborgu, zabroniły na swem terytorjum kursu tynfów i szelągów. Osobną grupę protestów stanowią lauda wiszeńskie, które mamy w komplecie: W r. 1662 żąda się tam zawarcia mennic, kujących drobną monetę, w r. 1664 poleca się posłom zbadanie czynności komisji lwowskiej, zażądanie powtórnego przedłożenia rachunków podskarbiego oraz zamknięcia mennicy szelężnej i zlotowej, w następnym roku jest znowu to samo z zastrzeżeniem, że gdyby przyszło do otwarcia nowej mennicy, wówczas do niej »exoticas personas, a mianowicie Włochów, przypuszczać nie mają«. W krytycznym roku 1666 instrukcje sejmiku są nader ostre. Przedewszystkiem wkładają na posłów obowiązek, »aby ni do czego nie przystępowali, aż wprzód obiedwie mennice tak Tymphowa jako i Boratyniego tudzież litewska zamknione były, stemple zaraz przy komisarzach z senatu i izby poselskiej potłuczone«. Nadto mają sprawdzić rachunki podskarbiego, pociągnąć do odpowiedzialności komisarzy i mincarzy, oraz starać się, aby moneta koronna kursowała w Koronie, litewska zaś tylko na Litwie. Bardzo silny nacisk wywarła na króla manifestacja Izby poselskiej, od której suplikę w sprawie zamknięcia mennic przedłożył królowi 10 kwietnia marszałek jej Jan Odrowąż Pieniążek, przedstawiając przytem w gorących słowach smutny stan kraju, zalanego złą monetą. Przebieg tego sejmu był bardzo burzliwy i ostatecznie sejm został zerwany, ale niedługo potem żądanie zamknięcia mennic znalazło się w ugodzie łęgonickiej, wymuszonej na królu przez Lubomirskiego po rozbiciu wojsk królewskich pod Mątwami. Jednomyślność opinji publicznej w tej sprawie była tak widoczną, że król przy końcu r. 1666 był zmuszony wstrzymać czynności ostatnich mennic szelągowych na Litwie bez względu na zobowiązania, jakie zaciągnął skarb wobec ich dzierżawcy. Jako odszkodowanie oddano Boratyniemu, jak wiadomo, w roku następnym mennice srebrne w Krakowie i Bydgoszczy, ale ponieważ i te zaczęły puszczać w obieg pieniądz o niskiej wartości, przeto zaraz poczęto zwalczać je bardzo energicznie, czego dowodem jest w tym roku laudum sejmiku ziem ruskich i sejmiku wiszeńskiego, domagające się zamknięcia mennic, oraz takie samo żądanie sejmiku województwa rawskiego, który nadto domaga się sądu nad Tymfem i Boratynim, wreszcie dyskusja na sejmie 1667 r. Wynikiem tej akcji był naprzód zakaz bicia Szostaków, a w końcu zamknięcie mennic.
Jeszcze przed osiągnięciem tej ostatniej zdobyczy przyszła kolej na załatwienie się z tymi, których uważano za winowajców, a w ich rzędzie stanął, jako jeden z pierwszych, oczywiście Boratyni. Ten już z góry przewidywał tego rodzaju zakończenie sprawy i nauczony doświadczeniem lat poprzednich, starał się zawczasu zapobiec złym następstwom. Dlatego też już przy zawieraniu kontraktu domagał się od komisji lwowskiej wyraźnego oświadczenia, że do objęcia mennic szelągowych został zmuszony, oraz zobowiązania, że członkowie komisji wezmą go w obronę przed oskarżeniami, na jakie narazić się może z racji swego zawodu. Nie poprzestając na tem, spróbował sam się bronić i już w r. 1664 rozrzucił po kraju broszurę p. t.: »Informacja o mennicy szelągowej«, w której przedstawił, w jaki sposób przyszło do skutku postanowienie o powtórnej emisji szelągów i zbijał zarzuty, które przeciwko niemu dotychczas podniesiono. Nie wiele jednak pomogła mu owa apologja. Oskarżenia podniosły się na nowo, a wraz z niemi żądania sądu i kary, liczniejsze niż poprzednio i gwałtowniejsze. Tyle tylko się zmieniło, że tym razem odpowiadać miał w liczniejszem i bardzo poważnem towarzystwie, bo opinja publiczna domagała się pociągnięcia do odpowiedzialności całej komisji lwowskiej. Sprawami o nadużycia monetarne zajął się naprzód trybunał skarbowy, zebrany we Lwowie dnia 27 czerwca 1667 r. pod laską Sobieskiego, a roztrząsał je widocznie bardzo gorliwie, jeżeli jego przewodniczący skarżył się, że od świtu do nocy musi siedzieć na ratuszu na sądach nad Tymfem i Boratynim. Wyrok jednak nie wszystkich zadowolił, o czem świadczy protestacja posła ziemi przemyskiej w r. 1668, w której domaga się pociągnięcia podskarbiego do odpowiedzialności za nadużycie władzy, sądu nad mincarzami oraz zarzuca Boratyniemu fałszerstwo i cały szereg innych występków. W tymże roku sejmik wiszeński żąda wyjaśnienia, dlaczego tak wiele szelągów wybito przeciw woli Rzeczypospolitej.
Niewiadomo dokładnie, jakim był wynik rozprawy w trybunale skarbowym, prawdopodobnie jednak nie był dla Boratyniego zupełnie pomyślnym. Wynika to z uchwały województw małopolskich na zjeździe pod Korczynem dnia 18 lutego 1669 r., w której domagano się egzekucji dekretu trybunału lwowskiego na Boratyniego, oraz z mowy jednego z posłów na sejmie elekcyjnym, w której jest wzmianka, że trybunał kazał dać Tymfowi i Boratyniemu po 200.000 zł. na wojsko. (Rkp. M. Czartor. Nr 164). Trybunał lwowski nie rozstrzygnął ostatecznie sprawy Boratyniego.
Uchwał tego rodzaju musiało być bardzo wiele, jeżeli na sejmie konwokacyjnym tak szeroko i namiętnie rozprawiano o sprawach menniczych. Walna rozprawa rozegrała się na sesji z 3 i prawie do rana trwającej z 4 grudnia; wtedy wśród dyskusji nad szkodliwością samego systemu padały raz po razu zarzuty, godzące w uczciwość mincarzy. Najostrzej występował Piotr Przebendowski, sędzia lemburski, który prócz zarzutów przeciwko złej gospodarce monetarnej wystąpił przeciw Boratyniemu z oskarżeniami o nadużycia i to zarówno przy biciu szelągów jak i szóstaków. Sekundowało mu kilku posłów, ale znaleźli się i obrońcy, wśród nich zaś podskarbi, niewiadomo który. Skończyło się na odłożeniu do elekcji sprawy o nadużycia i uchwaleniu konstytucji, zamykającej wszystkie mennice z tem, że ponowne bicie monety ma być podjęte z uwzględnieniem interesów Boratyniego, wyrażonych w konstytucji r. 1667.
Sprawy mennicze wyłoniły się w roku następnym naprzód na sejmie elekcyjnym, Wiśniowieckiego, a potem w sądzie kapturowym warszawskim, który na samym wstępie przystąpił do zbadania czynności superintendenta mennicy szelągowej, Michała Krzysztofa Rupniewskiego, wojskiego krakowskiego, wyznaczonego przez komisję lwowską do kontrolowania bicia szelągów koronnych. Uwolniono go od wszelkiej winy. Jedną z następnych była sprawa Boratyniego, przeciw któremu sformułowano podobne zarzuty, jak po pierwszej emisji szelągów. Odłożono ją do sejmu koronacyjnego. Ale nietylko sąd miał w tym roku z Boratynim do czynienia, bo w tymsamym miesiącu, maju, zajmowano się nim również bardzo gorliwie na sejmie, przyczem okazało się, że miano z nim nie tylko mennicze, ale i polityczne porachunki. Co do spraw menniczych, to dyskusję poprzedziły takie uchwały, jak laudum województw małopolskich z 18 lutego pod Korczynem, które domagało się znowu sądu nad obydwoma mincarzami, dodając im jeszcze H orna dla kompletu, albo podobna instrukcja dla posłów pruskich, uchwalona na zjeździe stanów 11 lutego w Grudziądzu. Na tym zjeździe zredukowano złotówki Tymfa na 15 groszy, szóstaki na 5 groszy, a inne monety oceniono według wartości wewnętrznej, co było złagodzeniem uchwały toruńskiej z 1666 r. Ostatecznie oddano zbadanie nadużyć menniczych kapturowi, ale przy omawianiu ich przed forum sejmowem wyszło na jaw, że sprawy mennicze wikłały się w dziwny sposób z intrygami stronnictwa dworskiego na rzecz francuskiego kandydata do tronu polskiego, a ściślej biorąc, z przekupstwami elekcyjnemi. Okazało się, że Boratyni miał w tych machinacjach niepośledni udział. Nazwisko jego wyłoniło się w trakcie wielkiej trzydniowej awantury (13-15 maja), wywołanej przez podczaszego kijowskiego, Gałeckiego, który posądził kanclerza litewskiego, Paca, łowczego koronnego Żelęckiego i wojewodę inowrocławskiego, Krzysztofa Żegockiego o branie pieniędzy na rzecz elekcji Kondeusza, a przytem twierdził, że pieniądze na kupowanie stronników Francuza pochodziły nie tylko z Francji, ale także z mennicy Tymfa, a przedewszystkiem Boratyniego, na którego wskazał jako na jednego z najczynniejszych agitatorów stronnictwa francuskiego. W rewelacjach Gałeckiego było wiele słuszności i nie po raz pierwszy znalazło się w nich oskarżenie, że zyski z mennicy obracane były na przekupstwa elekcyjne. Już na sejmie konwokacyjnym podnoszono, że »dwór był złej monety przyczyną i onej zawsze protekcję trzymał«, a w opinji publicznej szeroko rozpowszechnionem było przekonanie, że nadużycia w mennicach musiały się dziać, bo były potrzebne dla napełniania wiecznie pustej kasy królewskich protektorów francuskiego kandydata. Tego rodzaju pogłoski nie były pozbawione realnej podstawy, bo od czasu do czasu przedostawały się z kół dworskich do wiadomości ogółu w wysokim stopniu gorszące, a prawdziwe fakta, świadczące, że para królewska dla uzyskania potrzebnej na bardzo niepopularne cele gotówki postępowała często bez wielkich skrupułów. Wiedziano o ogołoceniu skarbca koronnego z całego szeregu kosztowności, których znaczna część przepadła bezpowrotnie, jak również i o tem, że w gabinecie królowej odbywały się bardzo często jakieś podejrzane manipulacje pieniężne. Nie ulega wątpliwości, że Boratyni brał udział w tych ciemnych sprawach, ale wątpić należy, aby popełniał przytem defraudacje w swoich mennicach. Znany jest jeden tylko fakt dostarczenia przez niego w 1668 roku 100.000 zł. królowi, niema w tern jednak nic zdrożnego, bo była to zwykła pożyczka, z której ostatecznie odebrał tylko połowę w r. 1676 przy wykupnie dóbr żywieckich na zaspokojenie wierzycieli Jana Kazimierza. Zupełną prawdą jest natomiast, że Boratyni krzątał się bardzo gorliwie około wyboru Kondeusza i że przez jego ręce przechodziły pieniądze na przekupstwa wyborcze. Niezależnie od tego, co mówił na sejmie Gałecki, wiadomo skądinąd, że jeden z jego przyjaciół, Rupniewski (być może ów superintendent mennicy), przygotował 1500 zwolenników ks. d'Anghien, a sam Boratyni obiecywał ująć Pękosławskiego, człowieka popularnego i »wielkiego krzykacza«. Rzecz ciekawa, że w rok później, na sejmie konwokacyjnym, występuje Pękosławski, poseł sandomierski, ale jako zdecydowany przeciwnik Boratyniego, domagający się unieważnienia jego kontraktu. Także w sprawę o przekupstwo Grzymułtowskiego jest wmieszany Boratyni, co prawda, jako tylko informator.
Jest rzeczą zupełnie naturalną, że Boratyni znalazł się w szeregach stronnictwa francuskiego, i nie mogło być inaczej, ponieważ łączyły go z dworem najściślejsze węzły: Tam zaczynał swoją karjerę, przy dworze urósł w zaszczyty i dostatki, wszedł w rodzinę, pozostającą z dworem w bliskich stosunkach, a protekcji królewskiej wiele zapewne zawdzięczał. Zato też wypłacał się wierną służbą, przyczem naraził się niemało partji przeciwnej, która właśnie teraz zaczęła brać górę. Nie ulega wątpliwości, że w akcji przeciwko niemu, jako mincarzowi, silnie działać musiały motywy polityczne, tern bardziej, że chodziło o zgnębienie przeciwnika, który przy swem stanowisku, środkach materjalnych, a przedewszystkiem przy swym wielkim sprycie i obrotności był niewątpliwie bardzo niebezpiecznym. Trudno sobie wyobrazić w tych czasach gorsze połączenie, jak zawód mincarski i przynależność do partji dworskiej, to też położenie Boratyniego stało się teraz bardzo groźnem, zwłaszcza po usunięciu się króla i po klęsce, jaką właśnie poniosło stronnictwo francuskie. Okoliczności układały się dla niego wprost fatalnie. Groziła mu ruina majątku skutkiem niedotrzymania kontraktu o mennicę litewską, a pozbawiony najmożniejszych protektorów, i potępiony gruntownie przez opinję publiczną, czyż mógł spodziewać się pobłażliwości w sądach, gdyby mu udowodniono drobne chociażby oszustwo w mennicy?
Nic dziwnego, że w tych warunkach mógł Boratyni znaleść chwilę spokoju tylko poza granicami Polski, i to było zapewne jednym z głównych powodów jego wyjazdu do Paryża, dokąd wybrał się w lipcu tego roku, wioząc ze sobą pierwszy list świeżo wybranego króla Michała do Jana Kazimierza z doniesieniem o wyborze i zapewnieniami życzliwości. Podróż tym razem krótko trwała, bo trzeba było wracać na sejm koronacyjny, gdzie czekała niezałatwiona sprawa jego pretensji do skarbu litewskiego oraz dalszy ciąg sądu o nadużycia mennicze. W Polsce tymczasem nie zapomniano o nim, czego dowodem chociażby laudum sejmiku wiszeńskiego z 20 sierpnia, zawierające zapytanie, czemu Tymf i Boratyni nad pozwolenie komisji więcej pieniędzy złych bić ważyli się, oraz propozycję zniżenia kursu szelągów do połowy, zaś tymfów do dwudziestu groszy.
Sprawa Boratyniego dostała się istotnie na sejm koronacyjny, który odbył się w październiku 1669 r. Nie wiemy o jej przebiegu nic więcej, prócz tego, że w senacie podnoszono, jakoby Boratyni otwarcie przyznawał się do wybicia 16 miljonów zł. w szelągach. Wyciągnięto w sejmie także sprawę byłego superintendenta Rupniewskiego, chociaż ta przez kaptur już była osądzona. Sposobność do tego nastręczyła dyskusja o wakansach, przyczem proponowano nadanie Rupniewskiemu kasztelanji sądeckiej. Oponenci żądali, aby Rupniewski usprawiedliwił się powtórnie przed sejmem, a z pośród jego obrońców twierdził jeden z deputatów do kaptura, że Rupniewski przedstawił w sądzie tak jasne dowody, że i w sejmie na ich podstawie zostałby uwolniony. Skończyło się na tem, że opozycja dała się przekonać. I na tym sejmie rozprawiano wiele o sprawach monetarnych i skarbowych, które przedstawiały się oczywiście bardzo źle. Nowy podskarbi koronny, Morsztyn, oświadczył, że po jego poprzedniku zostało 11 miljonów długu, a dochody w tym roku wynosiły 400.000 zł., o 100.000 zł. mniej, niż wydatki. Cała dyskusja zresztą nie na wiele się przydała, ponieważ sejm został zerwany.
W następnym roku żąda instrukcja sejmiku wiszeńskiego, aby Boratyni, który ze szkodą Rzeczypospolitej przyszedł do niezmiernego bogactwa, dał miljon złotych na koszta stopienia szelągów. Dalsze koleje sprawy o nadużycia mennicze zacierają się, chociaż niewątpliwie toczyła się ona przez dłuższy czas, bo w latach siedmdziesiątych wyłania się niekiedy szczegół, wskazujący, że Boratyniego ciągle jeszcze sądzą o coś, co pozostaje w związku z mennicą. I tak w r. 1671 znajdzie się list żelazny na sześć miesięcy, wydany przez króla Michała Boratyniemu, skazanemu przez dwa poprzednie trybunały, lubelski i piotrkowski, na wieczystą banicję za niewypłacenie 9.000 zł. jednej z chorągwi, a raczej za sprzeniewierzenie tej kwoty. List żelazny został wydany celem umożliwienia Boratyniemu przedłożenia dowodów, że sumę tę rzeczywiście wypłacił. Dalej w manifeście malkontentów, skierowanym przeciwko królowi, a podanym w r. 1672 przez prymasa Prażmowskiego i Sobieskiego, znajduje się zarzut, że król na przeszłym sejmie bez poselskiej Izby sądził nieznaną nam bliżej sprawę Boratyniego i Wodzickiego, decydowaną już na Trybunale radomskim, przez co zniósł dekret tegoż trybunału. Król wyjaśniał, że zrobił to za radą senatu, w dobrej wierze, ale gdy to nie spodoba się Rzeczypospolitej, można będzie dekret skasować, to jednak jest dziwne, że prymas, który był promotorem tej sprawy, teraz winę składa na króla.
Jest to już ostatni ślad rozpatrywania przez sądy sprawy Boratyniego. Brak dokumentów, któreby wyraźnie powiedziały, kiedy i jak się zakończyła, ale w każdym razie jest rzeczą pewną, że ostateczny wynik był dla niego pomyślny. Wniosek ten uzasadniają następujące okoliczności: Sytuacja Boratyniego po drugiej emisji szelągów była gorszą, niż podczas pierwszego procesu. Oskarżenia nie mniej obecnie ostre co do formy rozpowszechniły się znacznie szerzej, zatem nacisk opinji był o wiele silniejszy. Nadto gdy przyszło do porachunku, stracił Boratyni najpotężniejszych protektorów, a przez swoją działalność polityczną zyskał wrogów w całem stronnictwie, które doszło do władzy, a tego nie miał przy pierwszym procesie. Pretensja jego w kwocie 1½ miljona złotych obciążała skarb litewski, a najłatwiejszym sposobem jej spłacenia byłoby udowodnienie wierzycielowi nadużyć, bo wtedy nietylko dług przepadał, ale czekała go nadto banicja i konfiskata majątku. Podobnie rzecz się miała z Andrzejem Tymfem, który, zanim mu się noga na mennicy zlotowej powinęła, miał jako naczelny probierz i mincarz uzasadnioną opinję sumiennego i uczciwego urzędnika, a przy spłacaniu długów wojsku znaczne usługi oddał skarbowi. A jednak musiał ratować się ucieczką z Polski i zapewne przepadło mu 360.000 zł., które mu była winna Rzeczpospolita. Boratyni natomiast w kraju pozostał, a nawet po pewnym czasie otrzymał znowu mennicę, którą prowadził do śmierci. Nie słychać też, aby poniósł jakąkolwiek karę, a oskarżenia cichły z biegiem czasu, aż w końcu zupełnie ustały.
Równocześnie ze sprawą nadużyć przy biciu monety toczyła się druga jeszcze, również bardzo dla Boratyniego przykra, a mianowicie sprawa zapłaty za towary, dostarczone wojsku litewskiemu. Formalnie nie przedstawiała ona żadnych trudności. Pretensja była słuszna i skarb litewski zobowiązał się pokryć ją, chodziło tylko o to, kiedy wypłata nastąpi i skąd się wezmą fundusze. Odpowiedź na te dwa pytania trudno było znaleść wierzycielowi, który znał dobrze stan skarbu i widział, jak państwo wypłacało długi wojsku. Za szczęście powinien był uważać, że przynajmniej jedna połowa Rzeczypospolitej wypełniła swe zobowiązania: Rachunki jego z Koroną były w zupełnym porządku i to zarówno mennicze, jak i kupieckie, które prawdopodobnie wynosiły około 1½ mil. zł. Z kontraktu o mennicę wiadomo, że dostarczył wojsku koronnemu towarów za 800.000 zł., z tego 300.000 w bławatach, a resztę w suknach. Prócz tego prawdopodobnie zakupił dla wojska litewskiego fantów za 600.000 zł. Wojsko otrzymało je jako donatywę królewską przed wyprawą moskiewską w r. 1663, a pieniądze na zapłatę za nie wybił Boratyni w mennicy szelągowej za osobnym kontraktem. Przy tych wielkich transakcjach musiał oczywiście sporo zarobić. Fatalnie natomiast przedstawiały się sprawy, związane z mennicami litewskiemi. Tu, skutkiem przedwczesnego zerwania kontraktu w r. 1666, stał się Boratyni wierzycielem skarbu na 1½ miljona złotych, w czem mieściła się jego własna gotówka i wierzytelności kupców, którzy dawali na kredyt towary dla wojska. Wynikła stąd dla niego nadzwyczaj niemiła sytuacja, bo nie dość, że własnych pieniędzy nie mógł wydobyć, ale nadto zwaliło się na jego głowę mnóstwo kłopotów, wynikających z umów, pozawieranych z kupcami, którzy zaniepokojeni tern, co się stało, zwrócili się teraz do niego z naleganiami o wypłaty. W najbliższej przyszłości zapowiadał się z tego powodu szereg procesów, które przy ówczesnej procedurze mogły ciągnąć się przez całe lata. Już to samo wystarczało, aby dostatecznie zatruć życie człowiekowi, który i bez tego miał z sądami dosyć do czynienia, a cóż dopiero, gdy do tego dołączała się niepewność, jak się te wszystkie sprawy ostatecznie zakończą. Wprawdzie kontrakt dość jasno normował sposób wypłaty, ale postanowienia te można było rozmaicie interpretować, jeżeli ktoś chciał koniecznie. Powiedziano tam, że gdy Boratyni rozdzieli między wojsko fanty, stosownie do taksy, ustanowionej za wspólnem porozumieniem między komisją a deputatami wojskowymi i przedłoży rachunki »extunc z pierwszych prowentów Menniczych Summę Szesnastukroć Sta Tysięcy złotych z Summy Trzech Millionów zysku na Rzeczposp: przychodzącego sobie wytrąci, y Panom Kupcom zapłaci«. Poniewż te towary mają być brane na kredyt, przeto na opłatę procentów ma wybić pewną kwotę, z której »Panom Kupcom według czasu czekania każdemu odda satisfactią«. W razie zaś śmierci Boratyniego kupcy mają prawo przydzielić czterech z pośród siebie do mennicy, aby ci na miejscu pilnowali ich interesów. Wreszcie gdyby mennicę przedwcześnie zamknięto, wówczas państwo »z inszych iakich pewnych Contribucyi skuteczną nadgrodę Summ y kosztów wyłożonych I. M. Panu Contrahentowi y Successorom iego także na dopłacenie Fantów, in quantum by ieszcze nie były z Mennice wypłacone obmyśli, uchwali, y realiter, ac effective do rąk I. M. Pana Contrahenta, iako Fideiussori primario wszystkich Creditów, zapłaci«. Na stanowisko Boratyniego w tej sprawie rzuca nadto światło uniwersał Jana Kazimierza do mieszczaństwa krakowskiego, wydany d. 11 lutego 1663 r. we Lwowie. W akcie tym zawiadamia król mieszczan o otwarciu mennicy szelągowej dla zapłaty długów wojsku, oraz o konieczności dostarczenia towarów za 1,600.000 zł. do końca lutego, z czego na Kraków wypadnie 200.000 zł. i dodaje: »nie będzie to żadnemu z iego szkodą, bo tę summę każdemu urodzony Boratini assecurować do mennicy będzie y pewnie wypłaci w pułtoru leciech naydaley. A żeby pożytek od handlu nieginął, tedy y na to commissia tuteczna miała pilne oko y dla tego na takowe provisie urodzonemu Boratiniemu pułtorakroć sto tysięcy złotych providowała«. Z tego wszystkiego wynika, że w onej wielkiej operacyi kredytowej był Boratyni tylko pośrednikiem, wyposażonym niewątpliwie w szeroką kompetencję, upoważnionym do samodzielnego zawierania umów w ramach taksy maksymalnej, uchwalonej przez komisyę lwowską, płatnikiem natomiast był skarb państwa. Jednakże w aktach urzędowych brakło wyraźnego zastrzeżenia, że Boratyni, zawierając umowy na rzecz państwa, nie może za nie odpowiadać materjalnie wobec kupców i dlatego mogło się zdarzyć, iż strona interesowana wolała stanąć na takiem stanowisku, że układ zawarła z Boratynim, zatem on ponosi odpowiedzialność, a rachunki jego ze skarbem są rzeczą zupełnie odrębną, która kupca nie obchodzi. Dobry kazuista mógł z tekstów poszczególnych umów wyciągnąć tego rodzaju wnioski, a zresztą iw samym kontrakcie o mennicę szelągową znalazło się zdanie, że nad zaciągiem fantów »Iego Mść Pan Boratyni z teyże ku Oyczyźnie miłości pracuie y starania czyni, y Panowie Kupcy na Credit lego Mci Pana Boratyniego cale się puszczaią«. Rzecz jasna, że po katastrofie z mennicą litewską woleli kupcy szukać u Boratyniego pokrycia swych należytości, bo prędzej można było wygrać sprawę z prywatnym człowiekiem, niż z państwem, w którem łatwiej było wówczas o zerwanie sejmu, niż o uchwalenie wypłaty, a gdyby nawet taka uchwała stanęła, przewidywać należało długie czekanie na jej realizację wobec chronicznego niedoboru w kasach państwowych. Wszystkie te okoliczności złożyły się na tak zwaną sprawę o dług Boratyniego, która od r. 1667 wlokła się przez dziesiątki lat po sądach i na sejmach doprowadzając niejednego do ruiny, przeżyła wreszcie głównego jej aktora, stała się utrapieniem dla jego sukcesorów i niewiadomo, jak się ostatecznie skończyła.
Pierwszą próbą jej rozwiązania była uchwała sejmu z r. 1667, postanawiająca otwarcie mennicy złotej i srebrnej na zapłatę długu Boratyniemu. Pozostała ona na papierze, a konfederacja generalna warszawska zamknęła w roku następnym wszystkie mennice, zastrzegając przy tern, że interesy Boratyniego będą uwzględnione, gdy mennice na nowo zostaną otwarte. W konstytucjach sejmu elekcyjnego z r. 1669 niema w tej sprawie żadnej uchwały, aczkolwiek na tym sejmie była poruszaną, podobnie jak i później, o czem świadczą eksorbitancje, podane na sejm 1672 r., gdzie znajduje się zarzut, że sprawę o mennicę litewską załatwiono na przeszłym sejmie bez udziału deputatów Izby poselskiej i przysądzono Boratyniemu 200.000 zł.. Silniejszy wyraz znalazła dopiero w instrukcji, wydanej z kancelarji królewskiej na sejm 1672 r., która oblicza dług ten na 1,600.000 zł. i żąda, »aby był albo przez otwarcie mennice srebrney, albo per alia media wypłacony, gdyż on zawiedziony od Rzeczypospolitey na swoiey substancyi i z kontrahentami swemi, z których na trzydzieści kupców Bankrotami z tey przyczyny zostali tam intra quam extra regnum, bardzo szwankować musiał«… Zerwanie tego sejmu udaremniło oczywiście wszystkie w tym kierunku usiłowania. Jeszcze w tym samym roku, w instrukcji na sejm następny, przypomina król, że Boratyni »niemoże się dotąd dożebrzeć satisfakcyey« i poleca postarać się »aby fides publica w osobie ur. Boratyniego interim iam non patiatur y on sam, aby od dłużników swoich do ostatniey nieprzychodził zguby«. Rezultatem była uchwała, że pretensję Boratyniego odkłada się w całości do przyszłego sejmu. Ów następny, to jest sejm elekcyjny Sobieskiego, zrobił tyle, co poprzednie. Do projektu zaspokojenia Boratyniego przez otwarcie nowej mennicy powrócono w dwa lata później. Konstytucje sejmu koronacyjnego r. 1676 ustanowiły komisję menniczą, mającą zebrać się w Warszawie 10 czerwca dla ułożenia nowej ordynacji. Część dochodu z mennicy litewskiej przeznaczono na zapłatę długu Boratyniego - Komisja zebrała się rzeczywiście w oznaczonym czasie i wykonała, co do niej należało: Po zrobieniu próby obcych monet przez Michała Hadermana, gwardajna bydgoskiego i Hansa Dawida Lauera, mincarza toruńskiego, określiła komisja ich wartość i ustanowiła ordynację menniczą, przepisującą bicie czerwonych złotych i talarów »ad ligam et pondus antiquum«, złotówek o próbie 12 ł. 2 fen. 21 sztuk i ortów o próbie 10 ł. 10 fen. 32 sztuk z grzywny, tak, aby w całym kontyngencie mieściła się 1/3 część złotówek, a 2/3 ortów. Mennica ma pracować rok, a czynsz dzierżawny, wpłacony do skarbu, wyniesie w Koronie 70.000 zł., na Litwie 60.000 zł. Spodziewać się należało, że tym razem Boratyni wreszcie coś od skarbu uzyska. Tymczasem w propozycjach od tronu na sejmie r. 1677 znajdujemy znowu »pana Boratyniego podźwignienie o stratę na Mincy szelężney«, a w konstytucjach tego sejmu wiadomość, że »do otwarcia menice srebrney y złotey, dla drogości materyi y podniesionych wexlów przyjść nie mogło«, co oczywiście znaczy, że Boratyni dotychczas nie otrzymał ani szeląga. Jednakże sprawa jego na tym sejmie po raz pierwszy wzięła lepszy obrót. Przedewszystkiem uchwalono wypłacić mu z podatków nadzwyczajnych 50.000 zł. tytułem procentu i dano zapewnienie, że stany W. X. Litewskiego obmyślą sposoby na spłatę sumy na owym sejmie likwidowanej. Zaszły przytem okoliczności, które uczyniły otwarcie mennic bardziej możliwem. Stosunki monetarne państw sąsiednich weszły w stadjum przesilenia, zbliżając się do stanu, jaki od paru dziesiątek lat panował w Polsce. Wobec tego konstytucje obu połów Rzeczypospolitej »uważaiąc, że się stare monety cudzoziemskie u sąsiadów in praetio z naszą przeszłą porównały«, polecają podskarbiemu, aby wszelkiemi sposobami starał się otworzyć mennice, w których będzie się biło monetę nie gorszą, jak według ordynacji z r. 1658. Dochód z mennicy koronnej ma być obrócony na mennicę, a więc na zakupno materjału, ulepszenia techniczne i t. p., dochód zaś z mennicy litewskiej w całości ma być użyty na zapłatę długów Boratyniego. Od tego czasu, a więc po dziesięcioletniem czekaniu, sprawa długu znalazła się na lepszej drodze, aczkolwiek nie wszystkie postanowienia tego sejmu weszły w życie. Uchwały, postanawiające wznowienie bicia monety, nie zostały w tym roku zrealizowane. Skuteczniejszemi były uchwały sejmu grodzieńskiego, odbytego w rok później. Jedna z nich odsyłała długi Lwowa i Boratyniego na Trybunał skarbowy, zebrać się mający we Lwowie 3 października 1679 r., gdzie miano je zapłacić z podatków na tym sejmie uchwalonych; gdyby zaś fundusze nie starczyły, wówczas odkłada się te sprawy znowu do przyszłego sejmu. Następna konstytucja, przyznając, że Rzeczpospolita nie znalazła dotąd sposobu na uczynienie satysfakcji Boratyniemu, wypuszcza mu w administrację mennicę srebrną w Koronie i na Litwie na czas bliżej nieoznaczony, pod warunkiem jednak, że nie będzie bił pieniędzy według innej stopy, jak tej, którą na sejmie w r. 1677 oznaczono, to znaczy według ordynacji z r. 1658. Cały dochód z mennicy będzie do niego należał. Trzecia wreszcie konstytucja, pod tytułem: »Upewnienie długu Ur. Boratyniemu«, tłumaczy, że gdy dla wielkich Rzeczypospolitej potrzeb i ciężarów nie można było sprawy długu teraz ostatecznie załatwić, przeto odkłada się ją do przyszłego sejmu z zapewnieniem, że wówczas »Rzeczpospolita skuteczną obmyśli satysfakcję, y de facto zapłaci«. Wśród tych wszystkich postanowień na szczególną uwagę zasługuje w konstytucji o mennicy zwrot, że mennicę tak w Koronie, jak i na Litwie oddaje się Boratyniemu wraz z całym dochodem; odnośnie do litewskiej jest to zupełnie zrozumiałem, oddanie jednak mennicy koronnej na tych samych warunkach świadczyłoby na pierwszy rzut oka, że i Korona widocznie poczuwała się do jakichś względem Boratyniego zaległości, a stwierdziliśmy poprzednio, że tak nie było. Istnieje dokument, który tę sprawę stawia we właściwem świetle, a jest nim relacja Spytka Pstrokońskiego, kasztelana brzesko-kujawskiego, wydelegowanego w r. 1683 przez podskarbiego dla lustracji mennicy krakowskiej. Dowiadujemy się z niej, że dochód z tej mennicy przyznany został Boratyniemu »z litości«, a nie z tytułu jakiegokolwiek długu, bo pretensje jego odnosiły się do skarbu litewskiego. Nie znaczy to nic innego, jak tylko, że Korona przejęła na siebie umorzenie części długu litewskiego zapomocą dochodu z bicia własnej monety. Na jakich to warunkach jednak nastąpiło, o tem nic zupełnie nie wiemy, w każdym jednak razie wolno się domyślać, że Korona, której skarbiec przecież nie był w zbyt zasobnym stanie, nie zrobiła na rzecz Litwy tej ofiary bezinteresownie. Uwagi godnem jest tu także zupełny od tego czasu brak mennic na Litwie, których ani w tym roku, ani w następnych, aż do końca panowania Sobieskiego nie otwierano, co zresztą nie wyklucza możliwości, że próby w tym kierunku mogły być podejmowane. Zaznaczyć wreszcie trzeba, że Litwa z tego stanu rzeczy zadowoloną nie była, a jej posłowie na zerwanym sejmie w r. 1681 skarżyli się, że z winy Korony mennice litewskie nie pracują, co w tym dniu, w związku z ciągle jeszcze niezałatwioną sprawą Boratyniego, doprowadziło do wielkich nieporozumień i kłótni i ostatecznie wpłynęło na rozbicie obrad. Bliższe zbadanie tej zagadkowej sprawy pozostawić musimy przyszłości. Z głębokiem zadowoleniem przyjmował niewątpliwie Boratyni postanowienie powierzenia mu mennic, licząc zapewne na nie więcej, niż na wszystkie uchwalić się mające podatki i już w niewiele dni po zamknięciu sejmu, w drugiej połowie grudnia r. 1678 puścił w ruch w Krakowie mincarskie narzędzia. Probierzem tej nowej i już ostatniej w jego rękach mennicy został Daniel von der Rennen. Fabryka krakowska rozwinęła nader żywą czynność, zwłaszcza w wyrabianiu szóstaków, które dzisiaj należą do monet bardzo pospolitych. Przy tak obfitej produkcji monety o niskiej próbie, mógł Boratyni w ciągu kilku lat odebrać znaczną część swej należytości z dochodu menniczego i zdaje się, że z tego jedynie źródła czerpał, bo nie słychać, aby mu w owym czasie wypłacono cokolwiek z dochodów państwa. Nie doczekał jednak chwili, w której by mógł wręczyć podskarbiemu pokwitowanie z odbioru całej należytości. Na sejmie r. 1683 w dniach 9 i 10 lutego polecają kasztelan lwowski, inflancki, podkanclerzy i podskarbi litewski sukcesorów Boratyniego względom obradujących stanów. Zmarł więc najpóźniej w początkach tego roku, najprawdopodobniej jednak jeszcze w r. 1682, ale sprawa jego długu przeżyć go miała jeszcze o jakie trzy dziesiątki lat. Mennicę objęli teraz na mocy kontraktu jego spadkobiercy, a więc w pierwszym rzędzie najbliższa rodzina, o której udziale w prowadzeniu mennicy nic pewnego nie wiemy, oraz bliżej nam nieznany Bartłomiej Sardi, sekretarz królewski i naczelny dyrektor poczty, który w r. 1683 prowadził mennicę bydgoską, przyczem ze strony stanów pruskich podniesiono przeciwko niemu zarzut psucia monety. Pod zarządem sukcesorów Boratyniego pracowały obie mennice, to jest krakowska i bydgoska, do lipca 1684 r., poczem administrator skarbu koronnego, Marcin Zamojski, wydzierżawił je na czas od października 1684 do końca września 1685 r. Spytkowi Pstrokońskiemu, kasztelanowi brzeskokujawskiemu. Nowemu kontrahentowi pozwolono bić czerwone złote, talary, orty, szóstaki, półtoraki, trojaki i grosze, według ordynacji menniczej z r. 1658.
Ponieważ spadkobiercom Boratyniego odebrano mennicę, a dług nie był jeszcze w całości wyrównany, należało pomyśleć o spłaceniu go z innych źródeł. Zajął się tern sejm r. 1685 i polecił podskarbiemu, aby resztę długu, w kwocie 150.000 zł., w przeciągu sześciu lat z prowentów ordynaryjnych Rzeczypospolitej wypłacił. Tensam sejm położył kres dalszemu biciu monety za Jana III, zamykając mennice z powodu małej ich wydajności do następnego sejmu, co jednak przetrwać miało do końca rządów tego króla. Dla dziedziców Boratyniego odebranie mennicy i odesłanie ich pretensji do skarbu było wypadkiem bardzo niepomyślnym, co późniejsze czasy potwierdziły. Konstytucja 1685 r. przeznaczała na spłatę całej sumy termin sześciu lat, zatem w r. 1690 powinni byli odebrać ostatnią ratę. Tymczasem w konstytucji właśnie tego roku figuruje dalej ów dług i to, jak się zdaje, w tej samej wysokości, co dawniej. Jest to już ostatnia konstytucja sejmowa do tej sprawy się odnosząca. Postanawia ona wypłacenie sukcesorom Boratyniego przed następnym sejmem zaliczki w kwocie 120.000 zł. i wzywa ich, aby na przyszłej komisji skarbowej przedłożyli dokumenty swojego długu, zaprzysiągłszy ich prawdziwość. A ponieważ do całej sumy nietylko oni sami, ale wielu innych należy kredytorów, przeto postanawia konstytucja, aby »do naznaczoney na tym Seymie summy żaden nie należał kredytor, ani prawnemi śmiał sukcessorów Ur. Boratyniego impetere processami: których wszystkich in genere kredytorów do zupełnej pomienionego długu satisfakcyi odkładamy. O dalszych losach owej satysfakcji przynosi wiadomość list wdowy, Teresy Boratyni, do sejmiku przedsejmowego brzeskiego w r. 1693, że przedewszystkiem satysfakcji żadnej dotąd nie było, chociaż synowie jej, stosując się do woli sejmu, przedłożyli na komisji wileńskiej skrypta dłużne, z których po obliczeniu wypadła dla nich kwota 96.800 zł., którą też zaprzysięgli, poczem trybunał przysądził im tę sumę. Teraz wdowa, powołując się na zasługi męża swego, zwraca się do sejmiku z prośbą, aby posłowie postarali się na sejmie o egzekucję dekretu trybunalskiego. Jednakże ani ten sejm, ani żaden z przyszłych niczego już w sprawie długu Boratyniego nie uchwalił. Ostatnią wiadomość o niej przynosi list starościca osieckiego Zygmunta Boratyniego do kanclerza litewskiego z prośbą o protekcję na trybunale. Pisze w nim syn Tytusa Liwjusza, że »niejaki pan Goliszewski, który połapał praetensiones od successorów P. Pawła Wiśniowskiego, mieszczanina krakowskiego, do skarbu W. X. Lit. należące, bo dał był fantów na 52.662 zł. 20 gr., teraz mnie iako fideiussorem na Trybunale piotrkowskim ustawicznemi impetit processami, tak dalece, że iuż dwa razy egzekucyę sprowadzał, maiąc w Trybunale faventes sobie, y koniecznie intendit odebrać mi ten kawałek chleba, z którego mam trochę pożywienia«. Widać z tego, że nie bardzo zważano na konstytucję z r. 1690, która miała chronić spadkobierców Tytusa Liwjusza przed procesami ze strony innych kredytorów, jeżeli syn jego nietylko procesował się z nimi w dalszym ciągu, ale nawet przegrywał procesy. List ten, pisany w r. 1711, wskazuje nadto, że sprawa długów po prawie półwiekowem trwaniu nie była jeszcze załatwioną, a brak dalszych wiadomości nie pozwala stwierdzić, czy pretensje wierzycieli państw a zostały ostatecznie w całości zaspokojone.
Bliższe zaznajomienie się ze sprawami, związanemi z działalnością mincarską Tytusa Liwjusza Boratyniego prowadzi do przekonania, że człowiek ten w ostatniem dziesięcioleciu rządów Jana Kazimierza odegrał niezwykle wybitną rolę. Przyznać trzeba, że przedewszystkiem jemu zawdzięczał rząd przeprowadzenie nieszczęśliwej reformy monetarnej, która w zawikłaniach wewnętrznych wydawała się jedyną deską ratunku. Opinje co do jej konieczności mogą być rozmaite, w każdym jednak razie Boratyni za ustawę monetarną nie może ponosić odpowiedzialności, wykonanie zaś jej, skoro już została postanowioną, policzyć mu należy tylko jako zasługę. Podobnie rzecz się ma z dostawą towarów dla wojska. Przeprowadzenie obu tych wielkich, bo w miljonowych cyfrach wyrażających się przedsięwzięć, było rzeczą niezmiernie trudną, niespełnienie zaś ich mogło pociągnąć za sobą najgorsze skutki dla państwa, stąd też oddanie mennic w tych warunkach było kwestją wyjątkowego zaufania. Wiadomo, że Boratyniego uznano odrazu za najodpowiedniejszego, a przyszłość potwierdziła słuszność tego mniemania, bo z pośród trzech przedsiębiorców jeden tylko Boratyni zdołał w zupełności wykonać to, czego się podjął, a nawet zrobił więcej, bo przez objęcie mennic litewskich wyratował rządz trudnego położenia, w jakie tenże dostał się skutkiem niezaradności Horna. Ostatecznie sprawy tak się ułożyły, że poza czynnikami rządzącemi stanął ten jeden człowiek, jako główny wykonawca zobowiązań państwa i doprowadził je do pomyślnego rozwiązania, dając przytem dowody wielkiej energji i przedsiębiorczości. Zasługi jego, mimo wszelkich zarzutów i stronniczych niechęci, przecież uznawano, co między innemi wynika ze stanowiska, jakie wobec sprawy jego długu zajął król Michał. Można nie dziwić się, że Sobieski popierał ją w propozycjach od tronu, bo chodziło tu o człowieka z tej samej partji, pozostającego z nim nadto w dobrych stosunkach osobistych, ale motyw ten nie istniał dla króla Michała, który jednak niedawnego agitatora przeciwnego stronnictwa proteguje na dwóch sejmach w sposób nader życzliwy.
Zestawienie dodatnich i ujemnych skutków, jakie przyniosła Boratyniemu druga dzierżawa mennic, nie doprowadza do stwierdzenia, które z nich przeważały, aczkolwiek więcej faktów przemawia za tem, że przynajmniej w pierwszych latach po zamknięciu mennic bilans wypadł dla niego niepomyślnie. Do korzyści zaliczyć należy nadanie mu starostwa osieckiego, zyski z dzierżawy mennic i zakupów dla wojska, wreszcie mniej realne, jak ugruntowanie stanowiska na dworze królewskim, nawiązanie bliższych stosunków z najwybitniejszemi osobistościami w kraju i t. p. Na zespół ujemnych skutków składają się: powszechna i długotrwała niechęć społeczeństwa, liczne oskarżenia o nadużycia i wynikające stąd dochodzenia sądowe, wreszcie następstwa zerwania kontraktu o mennicę litewską, co sam Boratyni uważał za największą klęskę w swojem życiu.
W końcu stwierdzić należy, że z przebiegu sprawy o fałszerstwa mennicze wynika konieczność uwolnienia Boratyniego od tych hańbiących zarzutów, które współcześni mu uznali ostatecznie za bezpodstawne, a potomność niesłusznie na nowo podniosła.