Ostatnio oglądane
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
Ulubione
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
Reformy monetarne z r. 1650 i 1654. - Stan skarbu i monety po wojnie szwedzkiej. - Objęcie mennicy krakowskiej przez Burattiniego w r. 1658. - Indygenat Burattinich. - Sprawy monetarne na sejmie 1658 r. - Sprawy skarbowe i wojskowe na sejmie 1659 r. - Dzierżawa mennic przez Boratyniego. - Zarzuty przeciw ustawie monetarnej i jej wykonawcy; wrzenie w wojsku. - Uchwały sejmu 1662 r. - Rozpatrzenie oskarżeń przeciw Boratyniemu. - Komisja lwowska, układy z wojskiem i kontrakty z Boratynim. - Działalność mennic szelągowych. - Zamknięcie mennic w r. 1668 i ich bilans. - Fałszerstwa
W chwili, kiedy Burattini obejmował dzierżawę mennicy, stosunki finansowe i monetarne Rzeczypospolitej znalazły się w nader opłakanym stanie. Niedawno zakończona wojna wyczerpała skarb w zupełności, państwo wpadło w ogromne długi, szczególnie na rzecz wojska, dołączyły się do tego drobniejsze klęski, jak zły stan kopalń olkuskich, zniszczenie mennic, a wobec wyniszczenia kraju trudno było myśleć o ściąganiu znaczniejszych podatków. Ten stan rzeczy odbić się musiał ujemnie na systemie monetarnym, nieuporządkowanym dostatecznie, jednak nie z winy rządu. Jeżeli cofniemy się nieco wstecz, przekonamy się, że od samego początku panowania Jana Kazimierza istnieje na tem polu dążność do reform i to reform bardzo radykalnych. Jan Kazimierz zastał po swoim poprzedniku kraj zalany formalnie obcą monetą, której nie zdołały wypędzić zakazy komisji menniczej z r. 1633, tem bardziej, że mennice funkcjonowały przez cały czas panowania Władysława IV bardzo słabo. Polska ponosiła w dalszym ciągu skutki wielkiego przesilenia finansowego, które dokonywało się z końcem XVI a początkiem XVII w. wszędzie, nietylko u nas. Obce złe pieniądze, jakie napływały za Władysława IV, pomnożyły się w początkach panowania jego następcy o nową kategorję bezwartościowej monety, mianowicie śląskich szelągów, piątaków i groszyków
Do zaradzenia złemu zabrano się odrazu bardzo energicznie. Sejm r. 1649 uchwalił otwarcie czterech mennic: w Krakowie, Poznaniu, Bydgoszczy i Wilnie; dochód z nich miał iść na potrzeby Rzeczypospolitej. Uregulowanie kwestji monetarnej przekazano osobnej komisji, która miała się zebrać d. 6 maja r. 1650 w Warszawie i tu wspólnie z delegatami miast pruskich, mających prawo bicia monety, tudzież z wysłannikami elektora i ks. kurlandzkiego naradzić się nad reformami. Odnośna uchwała zaznaczała wyraźnie, że »opatrzenie gruntowne rei monetariae serio przedsięwziąć chcemy.
Godną odpowiedzią na te słowa była ordynacja komisji. Przedewszystkiem zaznaczyła zamiar zniżenia do połowy cen talara? (z 3 na 1½ zł.) i czerwonego złotego (z 6 na 3 zł.). Ponieważ jednak sejm nie uregulował kwestji spłacania długów, składania opłat, płacenia żołdu i t. d. w nowych warunkach, przeto komisja odkłada redukcję do sejmu, a dla ułatwienia jej zaprowadza odpowiednią stopę menniczą. Zasadą główną jest ustanowienie jednostajnej ligi, »A to dla tego, aby łacniej ujść wszelakich myńcarskich sztuk, których zażywać zwykli myńcarze pod praetextem różnych lig; i dla tego, żeby każdy z najprostszych ludzi mógł wiedzieć, kto co ma w swoich pieniądzach«. Drobniejsze gatunki monet miały różnić się od grubszych tylko ciężarem; to jednak w praktyce okazało się niemożliwem do przeprowadzenia w całej pełni, ponieważ w takim razie dwojaki i grosze musiałyby być tak małe, że trudnoby było wybić na stempel; dla tych więc dwóch gatunków zrobiono wyjątek. Z grzywny zatem 14 próby uchwalono bić ortów ośmnastogroszowych sztuk 36, szóstaków 108, trojaków 216, dla dwojaków zaś i groszy ustanowiono ligę 7-łutową; pierwszych szło na grzywnę sztuk 162, drugich 324. Dodać należy, że dwojaki, które od czasów Zygmunta Augusta znikły z obiegu, teraz właśnie na nowo zostały wprowadzone. Szelągów zaś z czystej miedzi miało iść 4 na grosz, a na grzywnę tyle, aby ich ilość odpowiadała cenie materjału, naturalnie z doliczeniem kosztów bicia. W tych warunkach grzywna fejnu, która kosztuje 22½ , a najwyżej 23 zł. w monecie dobrej, wyjdzie z mennicy w cenie 24 zł. 20 gr. 1 5/7 szeląga. Ponieważ od tej kwoty odejmuje się 20 gr. 1 5/7 szeląga na unkoszty, przeto czysty zysk wynosiłby na grzywnie 1 albo 1½ zł. Zaznaczono nadto, że w całem państwie ma być jednakowa grzywna zarówno w mennicach, jak i u złotników i ważyć powinna 7 talarów imperjalnych, tak, że w 8 talarach grzywna fejnu ma się znajdować. Cena złota zostaje niezmieniona, to znaczy czerwony złoty ligi i wagi imperjalnej równa się 6 zł.
Ostatnie słowo co do redukcji miał wypowiedzieć najbliższy sejm. W razie pomyślnej uchwały pieniądz spadnie o połowę wartości, czyli grosz stanie się półgroszkiem, dwojak groszem i t. d. - żadne zatem zamieszanie w rachubie nie powstanie.
Poza uregulowaniem systemu monetarnego wydaje komisja jeszcze cały szereg rozporządzeń: Obcą monetę z wyjątkiem czerwonych złotych, talarów, półtalarów i ortów talarowych ligi imperjalnej wywołano z kraju: mogą kursować jeszcze przez 3 miesiące od ogłoszenia aktu komisji, ale tylko według wartości rzeczywistej. Zabroniono handlu monetami i przetapiania srebra, mincarzom pod gardłem zakazuje się przerabiania grubszych gatunków monet; srebro mają brać z kopalń Rzpltej, albo też z złej monety cudzoziemskiej lub wreszcie srebro łamane. Fałszowanie dobrej monety karze się jej konfiskatą, jeżeli dopuszcza się go szlachcic, na plebejów i cudzoziemców jest za to kara śmierci.
Co do dwojaków i groszy, to wprowadzono tu jeszcze jedno ograniczenie: aby się zbytnio nie rozmnożyły, postanowiono wybić ich miljon w ciągu roku i na tem poprzestać.
Taki więc rezultat wydały prace komisji, rezultat znakomity ze wszech miar, ale zbyt radykalny, aby mógł być trwałym. Nowy podskarbi, Bogusław Leszczyński, następca Jana Daniłowicza, w tym roku zmarłego, jeszcze w tym samym miesiącu ustanawia Krzysztofa Gutmana mincarzem w Bydgoszczy i poleca mu bić monetę według nowej ordynacji. W roku następnym pojawiają się orty i szóstaki z mennicy poznańskiej pod zarządem Andrzeja Tymfa - są to pierwsze monety z jego inicjałami.
Pierwsza próba wprowadzenia w życie ordynacji warszawskiej okazała jednak, że reforma utrzymać się nie da. Nie przynosiła skarbowi żadnej korzyści, a redukcja i banicja obcych pieniędzy wywołała w społeczeństwie powszechną niechęć. Chodziło tu przedewszystkiem o podatki, których szlachta nie chciała płacić według nowego kursu. Stąd też pod naciskiem opinji wydaje król dnia 14 stycznia 1651 r. uniwersał, zmieniający w znacznej mierze rozporządzenia komisji: czerwony złoty, zredukowany, jak wiadomo z 6 na 3 zł., podnosi do 7 zł., talar stary imperjalny ma wynosić 3 1/,2 zł., lewkowy 2½ , zlotowy 1½, ort (stary i nowy) 21 gr., szóstak 7 gr., trojak 3½ gr., dwojak 7 szelągów, grosz (tylko według ordynacji komisji) 7 kwartników. A więc wartość monety wyższa jeszcze niż przed redukcją i według tego szacunku mają się pobierać podatki. Oczywiście ta zmiana potęgowała niebezpieczeństwo napływu obcej monety. Aby tego uniknąć, nakazuje uniwersał ostemplowanie talarów lewkowych i złotowych w prywatnem posiadaniu będących i to w czasie aż do ostatniego maja t. r. Stemplowanie ma się odbywać darmo. Próbowano nawet zmieniać cyfrę wartości na monecie.
Cały ten pomysł można określić jako w wysokim stopniu niefortunny - nie wielu też zapewne było zadowolonych, a w pierwszym rzędzie wojsko. Najniemożliwszym z tego wszystkiego był nakaz stemplowania. To też zaraz w następnym miesiącu (24 lutego) pojawia się drugi uniwersał, który, stwierdzając złe skutki pierwszego, przywraca system monetarny do tego stanu, w jakim był przed komisją warszawską.
Reforma spełzła zatem na niczem, co ostatecznie stwierdził sejm 1654. Przedtem jednak w r. 1652 zajął się sejm sprawą mennicy litewskiej. W komisji warszawskiej mieli wziąć udział także delegaci litewscy wspólnie z podskarbim; ci jednakże nie przybyli, zajęci tymczasem na komisji w Wilnie sprawą płacenia żołdu. Wobec tego osobnej ordynacji dla W. Ks. Lit. uchwalić nie można było, a jednak podskarbi mennicę otworzył. Otóż dla weryfikacji i uporządkowania tejże mennicy wyznaczył sejm dziewięciu komisarzy pod przewodnictwem podskarbiego i dał im tę samą kompetencję i obowiązki, jakie miała przeszła komisja warszawska.
Ostatecznie wszystkie ustawy z tego okresu doprowadziły do »status quo ante«, a sejm z r. 1654 przyznał, że przy dotychczasowej lidze państwo nie ma z mennic żadnego dochodu i polecił podskarbiemu zredukować ją do wartości talara imperjalnego (3 zł.), przyczem skarb miał na każdej grzywnie zyskiwać 4 zł. ponad cenę srebra i mennicze unkoszty. Wprowadzono nadto jedną nowość wątpliwej wartości, mianowicie uchwalono puścić mennice w dzierżawę »plus offerenti«, czyli przez licytację. Wrócił więc znowu system, który tak namiętnie zwalczano i wreszcie usunięto za Zygmunta III. Uchwała cała miała być tymczasową; zapowiedziano, że ma obowiązywać do następnego sejmu, »aby się w tym pożytku i lidze Rzplta przejrzała«. Do wydzierżawienia mennic jednakże na razie nie przyszło. Wiemy, że w r. 1655 pozostaje na swem stanowisku Stanisław Chrząstowski, administrator mennicy krakowskiej wraz z Janem Thammem, probierzem i myncmistrzem; także i Tymf jest w dalszym ciągu zarządcą a nie dzierżawcą. W tymsamym zaś roku wojska szwedzkie wkraczają do Polski i w miarę ich postępów mennice przestają funkcjonować. Wyjątek stanowi mennica krakowska Des Noyers w liście z d. 15 grudnia 1655 r., a więc w dwa miesiące po zajęciu Krakowa pisze, że król szwedzki kazał bić w Krakowie monetę z popiersiem Jana Kazimierza i swojem. Istotnie bili Szwedzi w Krakowie monetę i to w dość znacznej ilości, ale stemplem Jana Kazimierza i według stopy polskiej, którą przy końcu nieco pogorszyli. Mniejsze daleko znaczenie ma produkcja mennicy lwowskiej, otwartej dorywczo na dwa miesiące (od 1 marca do 30 kwietnia 1656 r.) dla przebicia sreber kościelnych na polskie cele wojenne, gdyż ta wybiła ogółem 102.464 zł. 15 gr. w ortach i szóstaka Siedząc pobieżnie ważniejsze fazy ewolucji stosunków monetarnych, spostrzeżemy, że były one w wysokim stopniu anormalne. Mimo bardzo poważnych usiłowań nie można było uregulować ich w myśl reformy z r. 1650, a po wojnie szwedzkiej stan rzeczy zmienił się o tyle na gorsze, że siły finansowe państwa zmniejszyły się znacznie skutkiem wyniszczenia kraju, osłabienia handlu, wreszcie uszczuplenia się zapasu lepszego pieniądza, którego sporą ilość wyprowadziły teraz z kraju kontrybucje wojenne, nie mówiąc już o dawnych drogach odpływu. Z drugiej zaś strony powiększyły się wydatki państwa o koszta wojenne, wśród których niemałą pozycję zajmował żołd, nie płacony wojsku od dłuższego czasu. W tych warunkach mennice stawały się pierwszorzędnym czynnikiem polityki wewnętrznej. Chodziło o to, czy państwo podoła swym zobowiązaniom i czy zdoła przy tem utrzymać swój pieniądz przynajmniej na tym poziomie, na którym stał dotychczas. Miało się to okazać w najbliższym czasie, a świeżo kreowany mincarz ani przypuszczał, jak wielką rolę przyjdzie mu odegrać w dalszym biegu wypadków Kontrakt o mennicę krakowską zawarł Burattini i Del Buono z podskarbim kor. Bogusławem Leszczyńskim dnia 23 marca 1658 r. Dzierżawa miała trwać rok, to jest od 1 maja 1658 r. do końca kwietnia 1659 r. za opłatą 35.000 zł. Kontrakt wkłada na dzierżawców obowiązek doprowadzenia do porządku mennicy, jeżeli poprzednicy tego nie uczynili i poleca im bić monetę tej ligi i wagi, jak w konstytucji r. 1654 jest przepisane.
Następnego dnia wychodzą dwa uniwersały skarbowe, jeden do Stanisława Chrząstowskiego, administratora mennicy krakowskiej z zawiadomieniem o wydzierżawieniu tejże obu kontrahentom i z poleceniem, aby po wygaśnięciu swego kontraktu oddał dzierżawcom wszystkie instrumenty mennicze według inwentarza skarbowego, a oficjaliści aby z uczciwością obowiązkom swym zadość uczynili. Drugi uniwersał stwierdza niedostatek mennicy krakowskiej i dlatego zabrania wywozić za granicę srebro i złoto, mincarzom zaś pozwala, wykupywać je w całem państwie na potrzeby mennicy.
Tę samą datę, 24 marca, nosi także ordynacja skarbowa, z której dowiadujemy się, że Tytus Liwjusz ma już nowy tytuł sekretarza królewskiego.
Ordynacja postanawia, że na każdej grzywnie czystego srebra wartości 24 zł., skarb ma mieć dochodu 4 zł. 15 gr.
Co do poszczególnych gatunków monet podaje następujące przepisy:
ortów o próbie 10 łut. (3 21/25 den.) ma iść na grzywnę sztuk 32
szóstaków ,, 6 ,, ,, ,, ,, ,, ,, 58
trojaków ,, 6 ,, ,, ,, ,, ,, ,, 120
półtoraków ,, 4½ ,, ,, ,, ,, ,, ,, 185⅝
groszy ,, 4 ,, ,, ,, ,, ,, ,, 58½
Na koszt bicia i zyski dzierżawcy przeznacza się przy ortach 1 1/2 zł., przy szóstakach 2 1/2 zł., przy trojakach 3 1/2 zł., a przy półtorakach i groszach 4 1/2 zł. W ten sposób grzywna ortów wychodzi z mennicy za 30 zł., szóstaków za 31 zł., trojaków za 32 zł., a półtoraków i groszy za 33 zł., przy wartości czystej grzywny srebra 24 zł.
Z tej ordynacji wynika, że wartość nominalna tych pieniędzy była przy uwzględnieniu gatunków najlepszych i najgorszych - o 25% do 37,5% wyższą od wartości czystego srebra, a jeżeli weźmiemy pod uwagę, że za monetę dobrą uważa się 14-łutową, którą też przepisuje komisja z r. 1650 i co zresztą zawsze i powszechnie było uznawanem, w takim razie nowa moneta okaże się gorszą od dobrej o mniej więcej 22-32%.
W kontrakcie powołał się podskarbi na konstytucję z r. 1654, jednakże przekroczył ją, powiększywszy zysk dla skarbu na 4½ zł., podczas gdy wymieniona konstytucja przepisywała tylko 4 zł.
Wykonywując postanowienia kontraktu przenieśli się teraz obaj wspólnicy do Krakowa dla podjęcia czynności mincarskich, ale oprócz tego mieli inne jeszcze plany. Już w czerwcu mianowicie, a więc w miesiąc po otwarciu mennicy, rozpoczęli w okolicy poszukiwania celem odkrycia kopalni srebra i lapis lazuri; roboty te trwały parę miesięcy, nie dały jednak spodziewanych wyników. Przyznać trzeba, że Burattini dobrał sobie idealnego wspólnika, zgadzającego się z nim w zamiłowaniu do zajęć naukowych, znającego się na górnictwie, a przytem doświadczonego w zawodzie mincarskim, który musiał znać dobrze, jako były zarządca mennic cesarskich. Nie długo jednak nim się cieszył.
W sierpniu znalazł się Burattini znowu w Warszawie, gdzie właśnie obradował pierwszy po wojnie szwedzkiej sejm, i tu wystąpił z bardzo śmiałym, jak na owe czasy, projektem. Donosi o nim Des Noyers w liście z d. 18 sierpnia 1658 r., mianowicie, że dla poprawienia finansów państwa »Pan Burattini zaproponował monetę, która nie może być podrobioną, a której każda sztuka ma mieć 10 i 20 talarów; każdy będzie obowiązany przyjąć ją, po pewnym zaś czasie skarb publiczny ową monetę wycofa« - dodaje jednak, że wątpi, czy ten projekt zostanie przyjęty. Słowa powyższe nasuwają przypuszczenie, mające cechy prawdopodobieństwa, ale tak niezwykłe, że w pierwszej chwili budzi powątpiewanie: moneta o tak wysokiej wartości nominalnej, trudna do podrobienia i o kursie przymusowym na pewien czas, wygląda na pieniądz papierowy i być może, że taki właśnie pieniądz Burattini proponował. Nie byłoby to wprawdzie czemś absolutnie nowem; podobne pomysły były nieraz w praktyce stosowane i to nawet w wiekach średnich, a w w. XVII Rakoczy zapomocą pieniędzy papierowych próbował ratować się przed ruiną. W każdym razie projekt Burattiniego pozostał projektem, a sejm znalazł inny sposób poprawienia finansów państwa.
Sejm zakończył swe czynności 30 sierpnia, a wśród licznych jego konstytucyj znalazło się także kilkanaście indygenatów dla ludzi, świeżo w niedawnych wojnach zasłużonych; przypuszczono również do szlachectwa polskiego i takich kilku, którzy wobec gwałtownej potrzeby zasilenia pieniędzmi skarbu publicznego ofiarowali na ten cel znaczniejsze kwoty.
W rzędzie świeżo ozdobionych tym zaszczytem znaleźli się i obaj bracia Burattini. Odnośna konstytucja stwierdza krótko, że się »w różnych okazjach dobrze zasłużyli i w teraźniejszych potrzebach Rzeczypospolitej ad praesens znaczną in instanti wnoszą sumę«. Suma ta wynosiła, jak skądinąd wiadomo, około 60.000 zł. i była udzielona jako pożyczka, o której zwrot upomniał się Tytus Liwjusz przy kontrakcie z komisją lwowską w r. 1663; przyznano mu wówczas 65.657 zł. 4 gr. widocznie wraz z procentami.
Natomiast szeroko iw nadzwyczaj pochlebnych słowach rozwodzi się o zasługach Tytusa Liwjusza dyplom szlachectwa. Wspomina między innemi, że: … »Urodzony Tytus Livius Buratini z Sussino, szlachcic państwa weneckiego, wiele tego rodzaju czynów dokonał i to w ciągu bardzo wielu lat... a przedewszystkiem ponieważ przez podjęcie się i znakomite dokonanie licznych poselstw do ościennych książąt, tak w imieniu Najjaśniejszego świętej i chwalebnej pamięci Władysława Czwartego, Brata Naszego nieodżałowanego, jak i Nas samych wiele potrafił zdziałać, jesteśmy tedy zmuszeni obdarzyć go szczególną miłością i łaskawością. Najprzedniejsi w całem Królestwie zeszli się dla wyrażenia mu tegosamego podziękowania, jako że nigdy bez szczególnej pochwały nie znalazł się wobec Nas, szacunek ten zaś zyskał przez swoją stałą cnotę i umysł o rzadkiej szlachetności i przez swoją zręczność i roztropność, zdobytą w licznych podróżach, które odbywał po całym świecie«. Za te zasługi nadaje się jemu i jego potomstwu indygenat, a dalej czytamy: »A nawet dla jego zasług i cnoty pozwalamy, aby także jego rodzina Burattini nam znana przyłączyła się również do niego i korzystała z tych przywilejów». W dalszym ciągu wspomina dyplom, że szlachectwo Burattinich wywodzi się ze starożytnego herbu i nadania Rudolfa II, że Tytus Liwjusz dowodził oddziałem piechoty pod komendą Lubomirskiego, a potem z wielką starannością kierował mennicą i dalej powiada, że »i inne czynności powierzone mu... z tak wielką roztropnością podejmował, że słusznie można o nim powiedzieć, iż stał się ozdobą tego wieku. Przeto, uznając to wszystko, cośmy powiedzieli o wspomnianym Urodzonym Buratinim i pragnąc jego chwałę i zna, czenie jego rodziny, które osiągnęła w swojej ojczyźnie i pozyskaną przez nią nową łaskę cesarską jakimś nowym dodatkiem powiększyć i jego braci i całe jego potomstwo jeszcze bardziej obdarzyć, dołączamy do jego herbu wyniosłego Orła szlachetnego, znak Naszego Królestwa i postanawiamy, aby między czterema godłami ich rodziny i cesarskiemi w środku tarczy błękitnej był umieszczony, w ten sposób, jak tu widać wyrzeźbiony i wyciśnięty«.
Oryginalny dyplom szlachectwa nie jest znany. Przytoczone powyżej zdania są zaczerpnięte z włoskiego przekładu, pochodzącego z XVII w., a przechowywanego w archiwum Probati w Agordo). Nieznanym jest również w oryginale herb, odpowiadający powyższemu opisowi. Dochował się do naszych czasów w archiwum Probati tłok pieczętny z herbem włoskiej linji Burattini, różniący się nieco od opisu, podanego w dyplomie Rudolfa II, a nadto posiadający w tarczy orla dwugłowego) W archiwach polskich znajdują się pieczęcie sygnetowe na listach Boratynich, ale na wszystkich brak orła, co można wytłómaczyć tem, że na małej powierzchni kamienia sygnetowego trudno było wyrzeźbić herb dosyć skomplikowany).
W związku z indygenatem pozostaje zmiana nazwiska na »Boratyni«, usankcjonowana konstytucją sejmową, której tytuł brzmi: »Indygenat Urodzonym Boratinim«. Tak zmienionem nazwiskiem podpisywał się Tytus Liwjusz już kilka lat przedtem, w temsamem brzmieniu figuruje ono w aktach urzędowych, jak n. p. w dokumencie z 1653 r., odnoszącym się do dzierżawy Zawadowa, albo w kontrakcie o mennicę krakowską. To brzmienie ustaliło się ostatecznie i odtąd Tytus Liwjusz stale pisze się »Boratyni«, zachowując wyjątkowo dawną pisownię nazwiska w korespondencji ze swymi znajomymi za granicą. Nikt go też w Polsce inaczej nie nazywa, tak, że tę nową formę nazwiska trzeba odtąd przyjąć jako właściwą.
Sejm z r. 1658, który przyjął braci Boratynich w poczet szlachty polskiej, zajmował się wiele sprawami monetarnemi w związku z ogólną sytuacją finansową państwa, bardzo niepomyślną. To też było powodem, że w sprawie monety zapadły uchwały, zmierzające do wyciągnięcia z mennic jak najwięcej zysków, celem zasilenia wyczerpanego skarbu państwa. Miała się tern zająć komisja mennicza, zapowiedziana na dzień 28 stycznia 1659 r. w Warszawie; głównem jej zadaniem miało być takie uregulowanie spraw monetarnych, aby skarb mógł mieć 150.000 zł. rocznego dochodu z bicia monety. Na tę komisję zaproszono mincarzy, jako rzeczoznawców, nadto wszystkich tych, którzy mieli prawo bicia monety, a więc delegatów miast pruskich; przewodnictwo obejmował nowy podskarbi koronny, Jan Kazimierz Krasiński.
O działalności tej komisji nic niewiadomo, wątpić nawet można, czy się zebrała w oznaczonym terminie, jednakowoż samo postanowienie jej zwołania podziałało drażniąco na tę część państw a, która na wszelkie zawikłania monetarne była najbardziej czułą, to jest na Prusy. Okazało się to w bardzo stanowczym proteście, uchwalonym przez Stany pruskie na zjeździe w Tucholi d. 21 października 1658 r. Podniesiono w nim, że na sejmie warszawskim wbrew intencji króla i wbrew instrukcjom posłów pruskich uchwalono komisję dla nowej monety, która ma przynieść znaczny dochód skarbowi, a całemu krajowi szkodę, oraz że owa konstytucja wpisana została do księgi praw bez zgody posłów pruskich; co gorzej, już teraz, a więc przed zebraniem się komisji bije się gorszą monetę. Wobec tego Stany pruskie przeciwko tej komisji i nowej monecie uroczyście protestują i otwarcie zapowiadają, że monety tej w całych Prusiech przyjmować się nie będzie.
Uchwała tucholska była aktem politycznym pierwszorzędnego znaczenia. Ograniczając a priori kurs pewnego gatunku monety państwowej na terytorjum jednej prowincji, mieściła w sobie zapowiedź zniesienia wspólności monetarnej z Polską, od dwóch wieków trwającej. Charakterystyczną jej cechą jest to, że protestuje się tu przeciwko komisji, która ma się zebrać w trzy miesiące później oraz przeciw monecie, która faktycznie nie istnieje, a nawet niewiadomo, jaką będzie. Zarzut, że przed terminem komisji bije się gorszą monetę, jest kwestją uboczną, protest zaś odnosi się przedewszystkiem do monety przyszłej, którą komisja uchwali. Rzecz jasna, że na zjeździe w Tucholi wiedziano, jakie dyrektywy otrzymała od sejmu komisja mennicza i o jakości przyszłej monety miano dobre informacje. Z tem wszystkiem uchwała Stanów pruskich mieściła w sobie poważne niebezpieczeństwo dla praw zwierzchniczych rządu polskiego, zwłaszcza że nie była demonstracyjną tylko pogróżką, co okazało się w dwa lata później.
Sprawy monetarne nie zostały uregulowane w najbliższym czasie i w tym stanie przetrwały aż do następnego sejmu, który rozpoczął się d. 17 marca 1659 r. Na porządku dziennym zjawiła się teraz, jako najbardziej piekąca, sprawa utrzymania w posłuszeństwie wojska przez wypłacenie mu zaległego żołdu. Długi te, rozmaicie obliczane, doszły w każdym razie do ogromnej sumy, przewyższającej znacznie zapas gotówki w skarbie. Budżet z r. 1658 wykazał wprawdzie w dochodach stosunkowo poważną kwotę przeszło 12 miljonów zł., ale pretensje wojska wynosiły przynajmniej trzy razy tyle; nadto można się było spodziewać, że dochody w latach późniejszych nie będą tak wielkie. W każdym razie sytuacja finansowa była wielce niepewną, a wojsko stanowczo nie chciało dłużej czekać na zaspokojenie żądań, zupełnie zresztą słusznych. Niepokojącym objawem niezadowolenia była konfederacja wojskowa: »Związek braterski«, zawiązany w zimie r. 1659 w wojsku koronnem pod dyrekcją Jaskólskiego, w litewskiem pod przewodnictwem Michała Paca. Pertraktacje między skonfederowanymi a rządem rozpoczęły się bardzo wcześnie, ale do dnia zwołania sejmu nie osiągnęły poważniejszych wyników. W sferach rządowych przewidywano, że przy uspokojeniu wojska ważną rolę będą miały mennice, a odpowiednia reforma monetarna wydawała się teraz, jak poprzednio, jedyną drogą wyjścia z trudnej sytuacji. Należało tymczasem utrzymać wojsko w posłuszeństwie, zanim sejm wypowie w tych sprawach ostatnie słowo i dlatego na radzie senatu dzień przed otwarciem sejmu postanowiono wysłać powtórnie do wojska komisarzy, »którzy wszystkie trudności w wojsku author itate J. Kr. Mości uspokoją i nieomylnym z minicy posiłkiem upewnią«. Pod naciskiem konieczności zdecydował się sejm istotnie na przeprowadzenie spodziewanej reformy monetarnej, uchwalając konstytucję następującej treści: Ponieważ w obecnych czasach potrzeba jak najwięcej pieniędzy, a mennica nie przynosiła żadnego dochodu, przeto wznawia się konstytucję z r. 1654 i wybiera się trzydziestu komisarzy, którzy pod przewodnictwem podskarbiego zbiorą się w Warszawie d. 9 czerwca dla ustanowienia ordynacji menniczej, przyczem jako nowość zarządza się wybicie miljona złotych w szelągach dla Korony, a drugiego miljona dla Litwy. Mennica litewska ma stanąć w Brześciu Litewskim, koszta jej urządzenia mają być pokryte z pieniędzy podatkowych, dochody zaś pójdą przedewszystkiem na opłatę wojska, a także na inne nadzwyczajne potrzeby.
Postanowienia konstytucji zostały przeprowadzone w całej pełni, o ile odnosiły się do Korony; natomiast mennica litewska w Brześciu na razie nie stanęła, ponieważ okazało się, że w całej Litwie nie było dla niej wówczas bezpiecznego miejsca. Że jednak sejm pozwolił wybić dla Litwy miljon w szelągach, a komisja dała już administratorowi skarbu litewskiego pełnomocnictwo na otwarcie mennicy, przeto postanowiono na radzie senatu d. 14 września tego roku, że bicie szelągów litewskich zostanie przeniesione do mennicy koronnej w Ujazdowie i oddane Boratyniemu, który tymczasem już objął mennicę szelążną koronną. W tej sprawie wyszły zaraz uniwersały mennicze, a administratorowi skarbu litewskiego, Adamowi Sakowiczowi, dano upoważnienie do zawarcia kontraktu z Boratynim. Wcześniej ukończyła swoje czynności komisja mennicza koronna: d. 2 lipca 1659 r. zawarł podskarbi Krasiński z Boratynim nowy kontrakt o mennicę srebrną i szelążną w Krakowie na rok, od d. 1 sierpnia 1659 do d. 1 sierpnia 1660, na warunkach następujących:
1. dozwala się arendarzowi bić dowolną ilość monety złotej 1 srebrnej według konstytucji z dnia 10 czerwca 1659 r. za sumę dzierżawną 50.000 zł., płatną w czterech ratach kwartalnych;
2. w tejże mennicy może wybić monety szelążnej miedzianej za 360.000 zł. pod warunkami, które będą przy mennicy ujazdowskiej wymienione;
3. w razie, gdyby nie mógł wybić przepisanej sumy szelągów w terminie, kontraktem określonym, pozwala mu się dobić do wymienionej ilości po ekspiracji kontraktu bez opłaty dzierżawnej.
W ordynacji z d. 7 lipca t. r. powtórzono te same przepisy z dodatkiem, że szelągi nowe z szczerej miedzi mają iść po 3 na grosz, a na grzywnę sztuk 150, oraz, że czerwone złote muszą mieć ziarno 23½- karatowe.
Tego samego dnia wychodzi uniwersał podskarbiego z zawiadomieniem o postanowieniu uzyskania z mennicy 150.000 zł. dochodu. W tym celu bicie monety ma być zredukowane do ortów ligi starej bydgoskiej i do wybicia szelągów za miljon złotych. Mennicę puszcza się w dzierżawę Tytusowi Liwjuszowi Boratyniemu. Wreszcie zakazuje podskarbi w prowadzania obcej monety, mianowicie szelągów, i zawiadamia, że odtąd na komorach rewidowane będą wozy, kolasy i juki, aby nie wywożono złota i srebra i nie wprowadzano obcej monety. W kilka dni później (15 lipca) ustanawia podskarbi generalnym gwardajnem, czyli probierzem mennicy, Andrzeja Tymfa, który objął urzędowanie i złożył przysięgę d. 9 września.
Ogół tych postanowień otwiera nową fazę w polityce finansowej rządu polskiego, wprowadzając dalszą deprecjację waluty; późniejsze wydarzenia doprowadziły w szybkiem tempie do wyraźnego bankructwa.
Dzierżawę mennic, które miały wybijać pieniądz według nowej ordynacji, objął, jak już wiadomo, Boratyni. Rozpoczął swe czynności naprzód w urządzonej już mennicy krakowskiej, do której wrócił po trzymiesięcznej przerwie między pierwszym a drugim kontraktem. Nadto w jesieni tego roku puścił w ruch drugą mennicę na zamku w Ujazdowie, przeznaczoną wyłącznie do wybijania szelągów. Obydwie te mennice objął na własne ryzyko, straciwszy w tym czasie swego wspólnika, który zmarł na krótki czas przed zawarciem kontraktu o mennicę krakowską. Jeszcze w czerwcu tego roku pisze Des Noyers, że Del Buono bawi w Warszawie i czyni starania o założenie w Polsce Akademji dla pielęgnowania nauk matematycznych; miała być ona zarazem akademją wojskową. Projekt ten upadł wraz ze śmiercią jego twórcy, a Boratyni stracił towarzysza w pracach naukowych oraz mistrza w zawodzie mincarskim. Był jednak już wtedy tak biegłym w owym zawodzie, że nawet bez doświadczonej rady Pawła del Buono potrafił sam kierować powiększonem znacznie przedsiębiorstwem i to w taki sposób, że nietylko wypełnił przyjęte na siebie obowiązki, ale nawet w ciągu paru lat dorobił się przytem bardzo wielkiego stosunkowo majątku.
Czynności mennicy krakowskiej nie obejmowały jedynie bicia monety srebrnej i złotej; wyszła z niej także pewna ilość szelągów. Przeważną ich część puściła jednak w obieg mennica ujazdowska, otwarta 19 listopada 1659 r. W tym dniu wybito pierwsze szelągi dla Korony. Szelągi litewskie pojawiają się dopiero w roku następnym. W miesiąc po ukazaniu się w obiegu szelągów koronnych wyszedł uniwersał podskarbiego, ogłaszający kurs przymusowy nowej monety.
Należy teraz przekonać się, jak długo pracowały obie mennice, oraz poznać, o ile możności, ich produkcję. Co do mennicy krakowskiej, to po wygaśnięciu pierwszego kontraktu, zawarł Boratyni kontrakt na rok następny, do dnia 1 sierpnia 1661 r. i przedłużył go jeszcze do końca września tego roku. Za dzierżawę mennicy krakowskiej zapłacił następujące kwoty:
od 1 maja 1658 do 1 maja 1659 - 35.000 zł
od 1 sierpnia 1659 do 1 sierpnia 1660 - 50.000 zł
od 1 sierpnia 1660 do 1 sierpnia 1661 - 8.640 zł
od 1 sierpnia 1661 do 30 września 1661 - ...
Boratyni wyszedł z mennicy krakowskiej z końcem września 1661 r. a następcą jego z kontraktem, opiewającym na razie na czas od 1 października 1661 do 1 lipca 1662 został były generalny probierz mennicy, Andrzej Tymff.
Rachunek mennicy szelągowej ujazdowskiej zrobiono 2 czerwca 1661. Wybito w niej od 19 listopada 1659 do 2 czerwca 1661 szelągów koronnych za 817.708 zł. 20 gr., a szelągów litewskich za 1 miljon zł. Resztę koronnych, t. j. za 182.291 zł. 10 gr. wybito w Krakowie.
O ile znamy dokładne rachunki z bicia szelągów, o tyle nic pewnego nie możemy powiedzieć o ilości i jakości monet srebrnych, bitych w Krakowie. Trudno snuć domysły na podstawie rat za dzierżawę, przyczem zauważyć można, że produkcja lepszej monety w r. 1660-61 spadła znacznie. Katalog Czapskiego wykazuje, że Boratyni bił w tym ostatnim okresie tylko szóstaki i bardzo rzadkie dzisiaj dwudukaty, dukaty i półdukaty. O zyskach dzierżawcy z bicia monety złotej i srebrnej nie można nic powiedzieć, prócz tego, że były; natomiast ze znacznem prawdopodobieństwem da się obliczyć, ile przyniosło mu bicie szelągów. Najlepszem źródłem w tej kwestji jest krótka rozprawka p. t.: „Sposób w gwałtowney Rzeczypospolitey potrzebie nabycia pieniędzy przez mennicę miedzianą podany do uwagi dobrym y kochaiącym Oyczyznę obywatelom", pochodząca z r. 1660.
Autor »Sposobu« dość widocznie obznajomiony z rzemiosłem mincarskiem, za podstawę przy obliczeniu zysków Boratyniego przyjmuje, że w 3 zł., 12 gr. i 2 szelągach jest funt miedzi, zatem z miljona będzie funtów miedzi 292.207 71/77. Jeżeli jako cenę 1 funta przyjmiemy 12 gr. w takim razie cała ilość będzie kosztowała 116.883 zł. 6 gr. Przy obliczaniu wydatków oprócz sumy dzierżawnej za mennicę i zysku Rzeczypospolitej podaje takie pozycje, jak płace czeladzi menniczej, licząc od każdego funta przebitego na monetę po 15 gr. na wszystkich robotników, razem 146.104 zł., opał i instrumenty 4.000 zł., ubytek przy biciu miedzi od całej ilości 13.486 14/65 f., a od tego jeszcze 622 funty, wszystko razem wartości 5.643 zł. 6 gr., a wszystkie te pozycje, z dodaniem 8% od kapitału menniczego, dają 508.181 zł. 1 gr. jako ogólną sumę wydatków. Reszta z miljona w kwocie 491.818 zł. 29 gr., po dodaniu procentu od kapitału menniczego 116.883 zł. 6 gr., który to procent wynosi 9.350 zł. 19 gr., da w ostatecznym rezultacie cyfrę 501.169 zł. 18 gr., jako czysty dochód mincarza na jednym miljonie, czyli na dwóch miljonach zarobił Boratyni, według niego, 1,002.339 zł. 6 gr.
Broszura »Brevis et exacta deductio damnorum« podaje zysk Boratyniego na 770.000 zł.
Autor »Sposobu« podaje szereg ważnych danych co do obliczenia kosztów fabrykacji szelągów, nie wszystkie jednak wytrzymują krytykę; i tak podaje cenę funta miedzi za niską, bo 12 gr., podczas? gdy Boratyni sprowadzał, jak z kilku innych źródeł, aw szczególności z «Deductio damnorum» wiadomo, miedź w blaszkach w cenie 15 gr. za funt; dalej idzie u niego za wiele szelągów na funt, z czem jeszcze rozprawimy się osobno. Pozycje zatem niekwestjonowane w jego rachunku pozostaną: arenda mennicy, zysk skarbu, opłata robotników oraz koszta opału i instrumentów. Ponieważ znana nam jest prawdziwa cena miedzi i ordynacja szelągów, przepisująca 300 sztuk na funt, przeto mamy już wszystko potrzebne do samodzielnego obliczenia kosztów bicia szelągów. Przedewszystkiem stwierdzamy, że w miljonie zł. monetą szelężną jest funtów miedzi 300.000, a całość kosztów przedstawi się w ten sposób, jeżeli odpowiednio poprawimy sporne pozycje omawianej rozprawy:
Arenda mennicy krakowskiej w r. 1660/61… 12.000 zł
Miedź kosztuje: 150.000 zł
Zysk skarbu: 225.000 zł
Ubytek przy biciu: 7.236 zł
Czeladź po 15 gr. od funta na wszystkich: 150.000 zł
Węgle i narzędzia: 4.000 zł
8% od kapitału menniczego: 12.000 zł
Suma wydatków: 560.236 zł
Reszta z miljona: 439.764 zł
+ 8% od kapitału menniczego: 12.000 zł
Zysk mincarza na 1 miljonie: 451.764 zł
Opierając się na szczegółach, zawartych w »Sposobie«, dochodzimy do przekonania, że zysk Boratyniego na jednym miljonie nie mógł wynosić więcej, jak 450.000 zł., czyli na dwóch 900.000 zł. Równocześnie należy przyjąć, że nie mógł być nawet tak wysokim, ponieważ rachunek nasz nie zawiera z pewnością wszystkich wydatków. I tak niema w nim kosztów urządzenia nowej zupełnie mennicy ujazdowskiej, które pokrył dzierżawca, niewiadomo nic o kosztach transportu miedzi i innych materjałów menniczych, a wydatki tego rodzaju niewątpliwie były; dalej, w rachunkach jest podany opał, a niema oświetlenia, jednem słowem, brak całego szeregu pozycyj, które w sumie dałyby poważną kwotę, może nawet ponad setki tysięcy złotych. Już z tego widać, że bliższą prawdy jest «Deductio damnorum», podająca 700.000 zł., jako czysty zysk mincarza. Jeżeli przy tem wszystkiem zauważymy, że w tendencji wszystkich tych broszur leżało między innemi, aby zysk mincarza okazał się jaknajwiększym, a z drugiej strony uwzględnimy maximum, jakie wogóle mógł osiągnąć, jak również to, że nie wszystkie wydatki są dokładnie znane, wówczas wypadnie zrezygnować z dokładnej cyfry, ale zato można z wielkiem prawdopodobieństwem twierdzić, że Boratyni na wybiciu całego kontyngentu szelągów zarobił na czysto około, a może nawet ponad pół miljona złotych. Mogłoby się to wydawać niemożliwem, albo w przeciwnym razie posłużyć do postawienia zarzutu pod adresem komisji menniczej, że tak ogromny stosunkowo zysk przyznała przedsiębiorcy, zamiast ograniczyć go na korzyść państwa. Istotnie podnoszono później w literaturze ze ździwieniem to rzekome niedbalstwo czy ignorancję komisji, która jednak nie jest tak bardzo winną, jakby się mogło zdawać. Przy ocenie tej kwestji trzeba bowiem wziąć pod rozwagę następujące okoliczności: Preliminowany na sejmie roczny dochód 150.000 zł. musiał być osiągnięty i to przedewszystkiem z bicia szelągów. - Jak wielkie będą koszta produkcji, tego nikt na pewno nie mógł wiedzieć. W kraju nie było dostatecznej ilości miedzi, a wyrobienie z niej 2 miljonów złotych, czyli 180 miljonów sztuk szelągów, w krótkim stosunkowo czasie i przy ówczesnych środkach technicznych było rzeczą bardzo trudną ; sam przecież ów roczny dochód skarbu, gdybyśmy go wyobrazili w szelągach, mieściłby w sobie 13½ miljona sztuk. Te cyfry dają nam lepsze pojęcie o rozmiarach całego przedsiębiorstwa, które przy tem, jako rzecz nowa, nie dawało pewności, czy się w ogóle uda i jak w praktyce będzie wyglądało, zatem dla dzierżawcy przedstawiało ryzyko większe, niż dla państwa, które swoją część w każdym razie musiało odebrać. - Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że Boratyni świetnie wyszedł na tym interesie, ale zawdzięczał to przedewszystkiem swojemu sprytowi i przedsiębiorczości, a pewnie także w niemałej mierze znajomości mechaniki, bo wolno przypuszczać, że zaprowadził ulepszenia w machinach menniczych, aby umożliwić tak obfitą produkcję.
W tym czasie staje się Boratyni człowiekiem bardzo zamożnym. Już przed objęciem mennicy musiał rozporządzać znacznym zapasem gotówki, jeżeli mógł pożyczyć skarbowi 60.000 zł. Teraz do zysku z bicia szelągów przyłączyły się dochody z trzyletniej dzierżawy mennicy złotej i srebrnej, wreszcie dochód z olbory, którą wówczas jeszcze dzierżawił, co wszystko razem złożyło się na magnacką prawie fortunę. Miary jego powodzenia dopełniało poważne stanowisko na dworze królewskim, gdzie umiał okazać się użytecznym, tytuł sekretarza królewskiego, wreszcie indygenat, dający mu pełnię praw obywatelskich w kraju, który zaczynał uważać za swą drugą ojczyznę i którego językiem nauczył się władać. W tym szczęśliwym okresie jego życia dojrzało też w nim postanowienie osiedlenia się na stałe w Polsce, na co wskazuje zakupienie w r. 1660 dóbr Sulgostowa w powiecie opoczyńskim, a lepiej jeszcze małżeństwo jego z Teresą Opacką, jedną z licznych córek Zygmunta, podkomorzego warszawskiego i wielkorządcy krakowskiego, który ostatecznie na województwie derpskiem karjerę swoją zakończył. W ten sposób wszedł Boratyni w rodzinę o znacznych koligacjach i wpływach, wśród której prócz teścia, o którym Niesiecki powiada, że był to »mąż w ręce i w radzie silny«, wyróżniał się Wojciech, czyli Olbrycht Opacki osobistość bardzo wybitna w czasach panowania Jana Kazimierza i później, jako poseł na różne sejmy i do postronnych monarchów. Szczęśliwie ułożyło się więc życie Boratyniego, a dotychczasowe powodzenia pozwalałyby dobrze wróżyć i o przyszłości, gdyby nie to, że równocześnie zaczynała zbierać się nad jego głową groźna burza, która niebawem miała wybuchnąć z całą siłą.
Niezadowolenie z systemu ratowania skarbu państwa drogą deprecjacji waluty zaczynało zataczać w społeczeństwie coraz szersze kręgi, w miarę jak skutki jego w postaci zwyżki cen i znikania z obiegu lepszego pieniądza poczęły się ujawniać; nieprzychylny ten nastrój podsycały pisma ulotne, wykazujące szkodliwość nowej monety. Szerszy ogół zachowywał się początkowo dosyć biernie, nie odczuwając na razie jakiejś poważniejszej zmiany na gorsze, natomiast bardzo ostro wystąpiły odrazu te sfery, które były bezpośrednio dotknięte spadkiem wartości pieniądza, a więc wojsko i Stany pruskie. Do walki z systemem monetarnym dołączyły się i osobiste zarzuty przeciwko Boratyniemu, posądzające go o nadużycia dla własnej korzyści, przez które zły pieniądz jeszcze bardziej pogorszył; słabe przytem wykształcenie szerokich warstw w zakresie spraw ekonomicznych i finansowych dawało obszerne pole do najrozmaitszych podejrzeń i domysłów. Nie brak było jednakże i krytyki poważnej.
»Considerationes monetales«, broszura, która ukazała się już w r. 1659, zajmuje się krytyką zarządzeń komisji menniczej i wyraża powątpiewanie, czy można będzie w ciągu roku postarać się o tyle materjału, aby z przebicia go na pieniądze osiągnęło państwo uchwalony dochód 150.000 zł.; przytem zachodzi tu jeszcze to niebezpieczeństwo, że w braku surowego srebra mincarz zacznie przebijać kursującą monetę na gorszą. Ponieważ zaś cena grzywny mincarskiej podniesie się do 30 zł., czyli o 20%, przeto w tymsamym stosunku pójdzie w górę grubsza moneta, a więc talar lewkowy będzie wynosił 3 zł., gruby 3zł. 20 gr. i t. d. W rezultacie wszyscy stracą 20% dochodów, bo te oblicza się w złotych, których wartość spadnie o 20%, a wydatki podniosą się o tensam odsetek, bo kupcy cenią towar w złotych węgierskich lub talarach, których stopa jest pewna. Pogorszenie monety będzie nadto dla sąsiadów okazją do fałszerstwa. »Deductio dam norum « o dwa lata późniejsza podnosi między innemi, że zarządzenia Rzeczypospolitej wymijają dzierżawcy mennicy, bijąc pieniądz niższej próby lub wagi, skąd czerpią ogromne zyski, a nadto wyławiają lepszą monetę. Bicie szelągów przynosi wielką szkodę ludności, bo na 100 złotych w tej monecie jest 85 zł. straty, ponieważ miedź w nich zawarta kosztuje 15 zł. Funt miedzi zgodnie z prawdą ceni po 15 gr., a zyski mincarza oblicza na 770.000 zł.
Poznany poprzednio »Sposób w gwałtownej Rzeczypospolitej potrzebie nabycia pieniędzy przez mennicę miedzianą «prócz stałych zarzutów przeciwko systemowi monetarnemu oskarża Boratyniego o fałszerstwo, chociaż nie nazywa rzeczy po imieniu. Jeżeli jednak twierdzi, że w 6 zł. 25 gr. 1 szel. jest miedzi 2 funty w takim razie nie powiada nic innego, jak tylko to, że na funt miedzi idzie 308 szelągów, a nie 300, jak każe ordynacja. W ten sposób Boratyni przez wybijanie lżejszych szelągów okradłby skarb państwa na przeszło 50.000 zł. Dla uzasadnienia zarzutu podaje autor, że 10 szelągów waży trochę więcej niż łut, a 9- trochę mniej.
Pisma ulotne tego rodzaju zwracały uwagę społeczeństwa na skutki reformy monetarnej i tłómaczyły przyczyny zła. »Czerwonego złotego teraz w Krakowie nie zobaczysz, mówi autor »Sposobu«, a jak tylko się pokaże, zaraz za niego 7 zł. w szelągach dadzą żydzi«. Wzrastająca niechęć do nowej monety zaczęła wreszcie budzić rozmaitego rodzaju podejrzenia, a wśród mniej wykształconych warstw pojawiły się pogłoski, że »te szelągi są ze szkła robione, że w piasek zakopane w żużel się obracają, że masłem namazane w mąkę jakąś mienią się«, co wszystko redukuje się do zarzutu, że miedź w szelągach jest w podłym gatunku. Zarzut ten, podnoszony ze wszystkich stron po niezliczone razy, wskazuje, że opinja była w tem prawie jednomyślną. Drugie oskarżenie, również powszechnie przyjęte,? twierdziło, że mincarz puścił w obieg więcej szelągów, niż pozwalała? ordynacja. Za krytyką i utyskiwaniami na złą monetę poszła wkrótce i czynna opozycja. Najostrzej wystąpiły odrazu Stany pruskie, spełniając na zjeździe chełmińskim zapowiedź, zawartą w konstytucji tucholskiej. Uchwała chełmińska z dnia 5 października 1660 podnosi mianowicie, że posłowie pruscy z powodu zamieszek wojennych nie brali udziału w zeszłym sejmie warszawskim, na którym stanęła znana konstytucja monetarna. Na komisji menniczej zastrzeżono, jak twierdzi akt chełmiński, że szelągi nie będą miały kursu w Prusiech i że oprócz ortów o próbie 10 łutów 12 denarów a 30 sztuk z grzywny nie będzie się biło w Królestwie innej gorszej monety. Ponieważ jednak okazało się, że nietylko szelągi wciskają się do Prus, ale nadto bije się w Polsce orty o wiele gorsze, przeto zamyka się szelągom wstęp w granice ziem pruskich, a co do innych monet wydaje się polecenie, aby mieszkańcy albo wcale ich nie przyjmowali, albo tylko według ich wartości rzeczywistej, to jest orty po 17 a szóstaki po 5 groszy. - W ten sposób wprowadzono ustawowe ograniczenie kursu pieniądza polskiego na terytorjum jednej prowincji, rozluźniając przez to w wysokim stopniu spoistość państwa.
Mniej groźnie z początku przedstawiał się zatarg z wojskiem o zaległy żołd, aczkolwiek i tu zanosiło się na poważne wypadki. Wojsko miało rozmaite powody do niezadowolenia, ale najważniejszą w tym momencie była kwestja wypłaty poborów, od wielu lat zaległych, to też gdy z początkiem r. 1659 na komisji wojskowej w Lublinie okazało się, że w skarbie niema pieniędzy, wojsko, dla wywarcia silniejszego nacisku, zawiązało niezwłocznie konfederację pod nazwą Związku Braterskiego. Wobec tego, że brak proporcji między żądaniami wojska a zapasem gotówki był zbyt rażący, komisja chwyciła się taktyki zwlekania. Przy sprawdzeniu regestrów obliczono, że wojsku należy się 34 miljony złotych, a w Lublinie znalazło się wszystkiego podobno tylko 160.000 zł. z podatków, z czego na razie wyliczono po 1.000 zł. na chorągiew. Zato hojniej płaciła komisja obietnicami, wskazując na zbliżający się sejm, który miał sprawę do pomyślnego końca doprowadzić. Jakoż istotnie udało się na krótki czas zatarg z wojskiem załagodzić i skłonić je do dalszej służby. Wrzenie trwało jednak dalej, a po owym upragnionym sejmie spotęgowało się jeszcze, albowiem teraz do niepewności terminu wypłaty dołączyło się pytanie, w jakiej monecie ta wypłata będzie dokonaną. Nie było wątpliwości, że szelągi przeznaczone są przedewszystkiem dla wojska, to też dowiadujemy się, że już w pierwszej połowie r. 1660 pisze się w obozie manifesty przeciwko mennicy, na którą znowu sfery rządowe najwięcej liczą. Uwaga wojska, a potem społeczeństwa, raz skierowana na to, co się działo w oficynie krakowskiej i ujazdowskiej, musiała zająć się wreszcie i osobą ich kierownika, którego coraz powszechniej zaczęto posądzać o »sztuki mincarskie«. Podejrzenia przemieniły się w umotywowane oskarżenia, streszczające? się w tem, że Boratyni przy biciu szelągów przekroczył na własną? korzyść ilość, konstytucją określoną, co podniesiono na sejmie r. 1661.? Sprawa oparła się ostatecznie o sąd sejmowy. Boratyni przedłożył rachunki, przysiągł, że wybił w szelągach tylko przepisane 2 miljony złotych oraz dostarczył 18 świadków, którzy potwierdzili prawdziwość jego zeznań. Na podstawie tych dowodów uwolnił go sąd od wszelkiej winy, ale to nie uspokoiło opinji publicznej.
Nic dziwnego, że mimo wyroku uniewinniającego uznał Boratyni za rzecz w danych warunkach najwłaściwszą zejść ludziom na jakiś czas z oczu, i to było niewątpliwie najważniejszą przyczyną jego wyjazdu do Włoch. O nieobecności Boratyniego w Polsce wspomina instrukcja deputatów wojskowych na początku r. 1662, a że był wówczas we Włoszech, świadczy o tern Aurelio Aureli, poeta z Wenecji, dedykując mu w tym roku swój dramat muzyczny »Gli scherzi di fortuna«.
Jeżeli Boratyni sądził, że w czasie jego nieobecności w Polsce opinja przestanie nim się zajmować i że po powrocie do kraju znajdzie znośniejsze stosunki i spokojniejszy nastrój w społeczeństwie, w takim razie źle przewidywał przyszłość. Działo się tam bowiem coś zupełnie przeciwnego. Opozycyjny nastrój społeczeństwa w stosunku do rządu wzmagał się w dalszym ciągu, podsycany rosnącą ruiną ekonomiczną niemniej jak nader niepopularnemi pomysłami dworu w zakresie polityki wewnętrznej, w szczególności w sprawie następstwa tronu. Wśród czynników, składających się na ten stan rzeczy, stały się sprawy monetarne w szybkiem tempie kwestją najbardziej piekącą. Śmiało można powiedzieć, że to ogólne zdenerwowanie, jakie jest cechą charakterystyczną społeczeństwa w ostatnich latach rządów Jana Kazimierza, miało swe główne źródło w upadku pieniądza, którym dotknięty był przecież cały ogół ludności. Na takiem podłożu tern ostrzejszą formę musiały przybierać wszelakie sporne kwestje, będące na porządku dziennym.
Ferment w wojsku, które ciągle jeszcze nie mogło doczekać się uregulowania wypłaty zaległych sum, wzmógł się pod wpływem pogłosek o intrygach dworu, a w szczególności królowej, w sprawie elekcji vivente rege, do tego stopnia, że można było spodziewać się najgorszych rzeczy. Zanosiło się na to, że wojsko zacznie siłą przeprowadzać swoje żądania; wojna domowa wisiała w powietrzu. Niewiele pomogło uchwalenie na sejmie r. 1661 ogromnych podatków, zaprowadzenie akcyzy i opłaty od tabaki; żołnierz, tylekroć zawiedziony, przeczuwał słusznie, że uchwały te pozostaną na papierze, a przytem chodziło teraz o inne jeszcze sprawy. Ostatecznie znaczna część, zarówno wojska koronnego, jak i litewskiego, zawiązała w jesieni tego roku nową konfederację »Związek Święcony«, pod przewodnictwem Świderskiego i Żeromskiego. Siły związku wynosiły przeszło 50.000 ludzi, a w program jego prócz starych dezyderatów co do płacy i monety wszedł szereg idei politycznych, sprzecznych z zamiarami dworu. Przy tem wszystkiem nietylko nie zapomniano i o Boratynim, ale nawet gotowano mu gorące przyjęcie. Instrukcja deputatów na sejm od Koła generalnego w Kielcach z 6 lutego 1662 r. zwraca się przeciwko niemu w słowach nadzwyczaj ostrych. Nie wierzy jego przysiędze na ostatnim sejmie i twierdzi, że wybił szelągów nie za 2, ale przynajmniej za 4 miljony zł. Teraz wprawdzie niema go w Polsce, ale jeżeli się na tym sejmie nie stawi, posłowie mają się starać wszelkiemi sposobami »aby był za zdrajcę Rzeczypospolitej deklarowany i dobra te, które pokupił, albo też jakiemikolwiek sumami i sposobami invadiavit, cedant wojsku«. Z oburzeniem stwierdza dalej instrukcja, że nawet nieprzyjaciel nie wyrządził krajowi tyle szkody, »jako ten człowiek, który prawie duszę z Ojczyzny et nervum belli wydarł, gdy wszystką monetę dobrą wykupił....« Oprócz Boratyniego, którego uważa się za głównego winowajcę, odpowiadać mają wszyscy ci, którzy mają dozór nad mennicą o ileby się pokazało, że brali udział w zyskach. Po zjadliwej uwadze, skierowanej ku ubiegającym się o indygenaty, następuje przypomnienie konstytucji r. 1607 o cudzoziemcach i życzenie, aby obcy »rodowitych nie odpychali od konfidencji Pańskiej i od szczodrobliwej ręki Pana naszego miłościwego« i aby im nie powierzano poselstw zagranicznych, co także do Boratyniego się odnosi.
W drugiej instrukcji wymienieni są wszyscy, którzy wraz z Boratynim pociągnięci być mają do odpowiedzialności. A więc sukcesorowie byłych podskarbich, Daniłowicza i Leszczyńskiego, jak również i obecny podskarbi kor. Krasiński, mają przedłożyć rachunki, taksamo pisarze skarbowi, o których wiadomo, że »ubogimi do skarbu przyszedłszy wkrótce mają miljony i majątki kupują«. - Dalszy bieg wypadków okazał, że wojsko potrafiło wywrzeć na sejm odpowiedni nacisk.
Sejm zaczął się 20 lutego 1662, a niedługo potem przyprowadził Świderski 4.000 ludzi do Piasecznej dla silniejszego poparcia żądań deputatów wojskowych. Wiemy, że chodziło tu o inne jeszcze sprawy, że obecność wojska przyczyniła się wówczas do uchwalenia konstytucji, potępiającej elekcję vivente rege i nietylko to jedno, ale i inne jeszcze postulaty związkowych zostały załatwione po ich myśli. Nie inaczej rzecz się ma i ze sprawą Boratyniego. Mimo, że została ona już załatwioną przez sąd sejmowy w roku zeszłym, zgodzono się na jej rewizję i uchwalono wezwać Boratyniego, aby złożył rachunki przed komisją generalną, która miała się zebrać we Lwowie 7 sierpnia dla ostatecznego uregulowania wypłaty zaległego żołdu. Wojsko nie spuszczało z oka sprawy Boratyniego. Z końcem kwietnia t. r. domagano się znowu, aby Boratyni pod karą konfiskaty majątku stanął przed komisją lwowską. Domyślać się można, że komisja lwowska wyposażona była przez sejm w szerokie pełnomocnictwo, ponieważ tym razem stanowczo chciano doprowadzić do porozumienia i rozprzężenie w wojsku usunąć. Z tego upoważnienia zrobiła też komisja szeroki użytek, pozwalając sobie na daleko idące zarządzenia w sprawach monetarnych. Że sejm szczerze pragnął zaspokoić pretensje wojska, dowodem tego jest dołączenie do ciężkich podatków z roku poprzedniego jeszcze pogłównego generalnego, które współczesny pamiętnikarz nazywa szatańskim, albo bardziej pogańskim i tyrańskim podatkiem. Był to w rzeczy samej ciężar nadzwyczajny, który w tym wieku po raz pierwszy wprowadzono. W XVI. w. raz je tylko uchwalono (1590), ale gotowa uchwała została cofniętą. Mimo wszystko pokazało się później, że z wycieńczonej ludności nie da się żadną miarą wycisnąć tyle pieniędzy, ile było potrzeba. - Do ujęcia wojsk litewskich wyznaczono komisję do Wilna na 19 lipca i postanowiono otwarcie mennicy srebrnej i złotej dla Litwy. Dochód z niej miał iść przedewszystkiem na opłatę wojska. Tyle zatem zrobił sejm dla zaspokojenia wojska, to znaczy zrobił wszystko możliwe; reszty miała dokonać komisja lwowska.
Zapewne bardzo wielu ludzi w Polsce z ciekawością oczekiwało, co też owa komisja pocznie z mincarzem, zdyskredytowanym tak doszczętnie w opinji publicznej, że jak sam twierdził bez wielkiej przesady, człowieka w Polsce nie było, któryby podłości tej monety nie przypisywał jego winie. Otóż epilog tej sprawy wypadł inaczej niż powszechnie przewidywano. Boratyni przyjechał do Lwowa najprawdopodobniej w październiku, rachunki przedłożył, a komisja, zbadawszy sprawę, nie znalazła żadnej winy i Boratyni spokojnie odjechał do domu z drugim wyrokiem uniewinniającym.
Trudno przeprowadzać dzisiaj po raz trzeci rewizję sprawy Boratyniego, nie mając do dyspozycji tych materjałów, które posiadała komisja. Raczej należałoby oprzeć się na tamtych dwóch wyrokach i uwolnić Boratyniego od odpowiedzialności także wobec historji. Ponieważ jednak dochowała się do naszych czasów jedna grupa materjału dowodowego w całości, przeto nie od rzeczy będzie dokładne jej zbadanie. Tym materjałem dowodowym są monety, bite przez Boratyniego i w nich można poszukać odpowiedzi na pytanie, co i w jaki sposób mógł Boratyni fałszować, jeżeli fałszował. Przedewszystkiem należy zaznaczyć, że posądzenia o nadużycia dotyczyły tylko szelągów: o to go wówczas oskarżano, nie kwestjonując zgodności innych monet z ordynacją menniczą. Fałszować zaś szelągi można było w dwojaki sposób: albo zmniejszając wagę poszczególnych sztuk, tak że szło ich na grzywnę więcej niż 150, albo dając miedź w gorszym gatunku. Wreszcie przy zachowaniu dobrej wagi i jakości kruszcu mógł mincerz wybić na własną korzyść potajemnie pewną kwotę poza przepisanemi dwoma miljonami. Oczywiście można było robić nadużycia we wszystkich trzech kierunkach równocześnie. Zbadajmy po kolei każdą z tych możliwości. Po zważeniu znacznej ilości sztuk, pochodzących z lat 1659-61 pokazało się, że ważą od 151 gr. - 1022 gr., a ich waga przeciętna według ordynacji powinna wynosić 134; są więc szelągi lżejsze i cięższe od wagi normalnej i nie mogło być inaczej, ponieważ były bite al marco, co przy monecie zdawkowej, a ściśle biorąc miedzianej dzieje się do dziś. Zatem autor »Sposobu«, układając sobie funt z sztuk lżejszych może łatwo narazić się na zarzut złej woli.
Drugim z kolei jest zarzut używania na szelągi aljażu tańszego od czystej miedzi. Jak wiadomo z rozmaitych źródeł sprowadzał Boratyni gotowe krążki miedziane z zagranicy - ze Śląska, Hamburga i Lubeki, przyczem mogło się ostatecznie zdarzyć, że jakiś transport zawierał miedź gorszą. Jednak analiza chemiczna szelągów z różnych lat wykazała, że miedź w nich jest w gatunku możliwie najlepszym, bo minimalne ślady cynku w niektórych na ich wartość wcale nie wpływają. Pomylili się więc ci wszyscy, którzy jakości materjału mieli coś do zarzucenia.
Przy rozważaniu trzeciej ewentualności mamy oprócz gołosłownych oskarżeń, jedne tylko instrukcję wojskową, która daje coś pozytywnego, ponieważ powiada, że Boratyni w ciągu dwóch lat wybił przynajmniej 4 miljony zł. w szelągach, a jako dowód przytacza fakt, że mennica mogła wyprodukować dziennie szelągów za 5.000 zł. - Dowód ten jest bardzo słaby. - Mennica szelągowa pracowała nie dwa lata, ale rok i niecałe 7 miesięcy. Gdybyśmy przyjęli w tym okresie okrągło 480 dni roboczych, to znaczy nawet nieco za wiele, w takim razie produkcja doszłaby dopiero do 2,400.000 zł. Zresztą nie można traktować poważnie wywodu owego rachmistrza wojskowego; raczej zbadać należy, czy łatwo było wybić w mennicy szelągowej większą kwotę na własny rachunek przy ówczesnej kontroli. - Chronić skarb państwa przed nadużyciami mincarza miał probierz i pisarz mennicy. Pierwszy odpowiadał za jakość kruszcu, drugi kontrolował całą czynność mennicy i prowadził wszystkie rachunki, zatem także rachunki z materjału, wpływającego do mennicy i wychodzącej z niej monety. - Wątpić należy, aby probierz Andrzej Tymff miał jakieś szczególne powody do ułatwiania rzekomych szacherek Boratyniego. Przeszłość jego mincarska była dotąd nieskazitelną, a nieco później miał wystąpić jako rywal Boratyniego, bardziej jest zatem prawdopodobnem, że nie wahałby się pogrążyć szczęśliwego współzawodnika, gdyby miał w ręku odpowiednią broń przeciwko niemu. - Pisarz dobrze wiedział, ile miedzi potrzeba na wybicie całej ilości szelągów. Mógł go jednak Boratyni przekupić, aby zamknął oczy na nadprogramowe transporty. - Czy jednak przekupienie samego pisarza wystarczyłoby? Pamiętać trzeba, że chodzi tu o monetę o małej wartości a wielkim ciężarze, zatem dla uzyskania poważniejszej sumy trzebaby przemycić do mennicy tak znaczną ilość kruszcu, że trudno przypuścić, aby to mogło ujść. uwagi licznego personalu menniczego. Przecież gdyby szło n. p. o wybicie owej nadwyżki 400.000 zł., która nam wypadła przy kontrolowaniu instrukcji wojskowej, trzebaby na to zużyć przeszło 480 centnarów metr. miedzi, a każde 10.000 zł. ważyło ponad 12 centn. metr. naszej wagi. - Takie nadużycia trudno było robić niepostrzeżenie, a jeszcze trudniej utrzymać tajemnicę. - Wszystkie te argumenty, przemawiające na korzyść Boratyniego mogą nie mieć wielkiej wartości. - Jest jednak oprócz nich jeden jeszcze i to bardzo silny, a mianowicie, że Boratyni nie potrzebował fałszować. Można go posądzać o brak uczciwości ale nigdy o brak rozumu, a to trzebaby zarzucić człowiekowi, który zarobiwszy zupełnie legalnie około pół miljona złotych, łakomiłby się nadto na drobne zyski z nieprawego źródła. Po prostu nie warto było ryzykować, większa zaś operacja fałszerska była prawie niemożliwą ze względów technicznych. Tak więc przy samodzielnem badaniu sprawy Boratyniego okazuje się, że okoliczności przemawiają raczej za uwolnieniem Boratyniego od przypisywanych mu nadużyć.
To przekonanie zgodne z wyrokiem sądu sejmowego i komisji lwowskiej staje w sprzeczności z opinją przeważnej części społeczeństwa, którą bardzo dobrze określił sam Boratyni, mówiąc w »Informacyi«, że ta czynność »tak mnie w mniemaniu u najwyższych i podlejszych kondycyi ludzi ohydziła, iż stanu i człowieka w Polsce nie było, któryby opacznem (o przebaczenie proszę) rozumieniem nie posądził mnie i podłości tej monety mojej winie nie przypisował, iż nie rzekę zdradzie.«
Nie trudno będzie domyślić się powodów tej niechęci. Szybkie i bardzo wielkie wzbogacenie się człowieka, który przyszedł do Polski »ubogi«, jak świadczy Des Noyers, uwydatniało się rażąco na tle powszechnego ubożenia społeczeństwa, którego on właśnie w pewnej mierze był pośrednim sprawcą i musiało budzić podejrzenia. Jak każdy, któremu się dobrze powodzi, tak i on zyskał sobie z pewnością wśród mniej szczęśliwych współzawodników osobistych nieprzyjaciół, a łatwiej o nich było jeszcze cudzoziemcowi. Nie mógł wreszcie liczyć na szerszą popularność, kto był uważany za konfidenta otoczenia królowej Ludwiki Marji. Do tego wszystkiego przyłączyły się podobno ciężkie podejrzenia co do jego prawowierności. Niewiadomo, na czem się one opierały, ale nie byłoby to ostatecznie bardzo dziwnem, że na tego rodzaju podejrzenia naraził się wielbiciel Galileusza, wmieszany przytem w aferę O. Magni, zaciętego wroga potężnych Jezuitów. Wobec takiego zbiegu okoliczności położenie Boratyniego mimo korzyści materjalnych było nie do pozazdroszczenia. Można mu zatem uwierzyć, że poznawszy teraz dobrze niebezpieczeństwa zawodu mincarskiego postanowił zupełnie szczerze, jak sam powiada »daleko stronić od tej usługi Rzeczypospolitej, jeśliże nie dla inszej przyczyny, przynajmniej dla samej reputacji mojej, dość na ten czas niewinnie uszczerbionej.« Postanowienie to miało jednak pozostać niespelnionem, a to z powodu wypadków, jakie rozgrywały się równocześnie we Lwowie.
Komisja bawiła tu od sierpnia. Układy z wojskiem wlokły się od dłuższego czasu, ale stawało się coraz jaśniejszem, że pretensje wojska nie mogą być pokryte z zapasów, jakie komisja zebrać zdołała. Sytuacja z końcem 1662 r. przedstawiała się rozpaczliwie. Ostatnie poselstwo od komisji do wojska pod Solcem, w którem brali udział: ks. Dominik Wiśniowiecki, podkanclerzy Jan Leszczyński, Jerzy Niemirycz, komisarz wojew. kijowskiego i Stefan Sarnowski, komisarz wojew. łęczyckiego, nie dało żadnych rezultatów. Deputaci mieli zatrzymać wojsko na miejscu, zawiadamiając starszyznę o znacznej części pieniędzy, kilku miljonach złotych, zwiezionych do Lwowa. Obietnice na nic się nie przydały; posłów odprawiono bez odpowiedzi, odłożywszy decyzję do Koła wolborskiego, które się miało odbyć za kilka tygodni, a wojsko tymczasem ruszyło z pod Solca i rozłożyło się po wszystkich województwach, »nie zostawiwszy najmniejszej dzierżawki i odrobiny chleba temu wojsku infanterji, które przy Jego Królewskiej Mci i Rzeczypospolitej statecznie trwa,« to zaś, co zniszczeni obywatele zebrali na podatki, musieli wydać jako okup przechodzącym chorągwiom. W dobrach duchownych i królewskich niektórzy dać musieli po 100-500 zł. z łanu, co naturalnie wpływać musiało na zmniejszenie się podatków; pogłówne n. p. nie przyniosło dotąd nawet 2 miljonów; nadto poborcy, którzy byli w drodze, usłyszawszy o ruszeniu się wojska z pod Solca, wrócili z pieniądzmi do domu. Było najzupełniej pewnem, że czy to przy najbliższym układzie wolborskim, czy też jakimkolwiek innym, komisja stanie przed wojskiem z pustemi rękami, bo podatki nie dopiszą. A że rozgoryczenie wśród związkowych wzrosło do najwyższego stopnia, z tego zdawali sobie doskonale sprawę wszyscy członkowie komisji, chociaż w danej chwili, to jest z końcem listopada nie wiedzieli jeszcze o krwawej egzekucji nad Żeromskim i hetmanem Gosiewskim. W tej sytuacji zdecydowała się komisja na krok bardzo ryzykowny, bo na powtórne wypuszczenie monety szelągowej. Wysłano czemprędzej umyślnego kurjera z listem do Boratyniego, który tymczasem spokojnie przebywał w Warszawie, oddając się gospodarstwu i zapewne ulubionym zajęciom naukowym. List, noszący datę 8 grudnia, a podpisany przez hetmana Potockiego, jako marszałka komisji, wzywa Boratyniego, aby jaknajprędzej przyjeżdżał do Lwowa, ponieważ komisja wobec niedostatku pieniędzy podatkowych uchwaliła otworzyć mennicę szelągową i to natychmiast, bo już w pierwszych dniach stycznia roku przyszłego. Boratyni ma tymczasem przez swoich agentów porobić zamówienia na miedź w Gdańsku, Wrocławiu i Hamburgu, postarać się o robotników i bez zwłoki zjechać do Lwowa dla zawarcia kontraktu. Komisja z góry przypuszcza, że Boratyni nie będzie się wymawiał, a ponieważ istnieje możliwość powtórzenia się podobnych nieprzyjemności, jak te, na które niedawno był narażony, komisja cała solidarnie wystąpi w jego obronie, »obowiązując całą Izbę Naszą, iż testes będziemy w całej Rzeczypospolitej affektu iego in Patriam y ochoty w usłudze iey, którą na ręce Wm. M. M. Pana złożyć et prudentiae ac dexteritati iego powierzyć umyśliliśmy, pewni, iż życzliwości Naszey nie omieszkasz, z którą się Łasce iego zalecamy. Wśród jakich okoliczności przyszło do ostatecznego załatwienia sprawy bicia nowej monety, o tem szczegółowo pisze Boratyni w swej Informacyi. Zjawił się on we Lwowie tuż po traktacie w Wolborzu, który był skutkiem układów związku koronnego z biskupem kujawskim Czartoryskim, trwających od 12 grudnia 1662. Związek zredukował w nim swoje pretensje z 15½mil. na 9,300.000 zł. Pierwszą ratę w wysokości 7 mil. miano wypłacić we Lwowie już 15 lutego 1663, w sześć tygodni później. Można było przewidzieć, że skompletowanie tej sumy nie uda się w czasie tak krótkim i to przewidywanie wyrazili członkowie komisji Boratyniemu zaraz po jego przyjeździe do Lwowa, dodając, że jedynie wybicie znacznej sumy szelągów może sytuację uratować. Z Boratynim sprawa nie poszła jednak gładko. Ten miał już dość tego mincarstwa i nie bardzo ufał zapewnieniom, że nie tylko żadnej nagany nie dostanie, ale nawet podziękowanie na przyszłym sejmie. Targi trwały parę dni. Ostatecznie pod presją króla, któremu komisja zagroziła rozwiązaniem się, jeżeli układ z Boratynim nie dojdzie do skutku, stanęła zgoda. Boratyni dobrze wiedział, na co się naraża, podejmując się wykonania uchwały komisji; zażądał więc dostatecznych gwarancyj, któreby usunęły od niego odpowiedzialność a przerzuciły ją wyraźnie na tych, którzy jako autorowie owej uchwały monetarnej do odpowiedzialności za nią byli przedewszystkiem obowiązani. Tę część sprawy załatwił dekret komisji, pełen pochwał dla Boratyniego, zawierający przedstawienie powodów, dla których zdecydowano się na otwarcie ponowne mennicy szelągowej i warunki, na jakich ją Boratyni obejmuje, wreszcie zapewnienie, że komisja bronić będzie Boratyniego i jego potomstwo przed wszelkiego rodzaju prawnemi przeszkodami. Pod dekretem podpisali się wszyscy członkowie komisji; prymas przysłał list z aprobatą, a do bawiącego wówczas w Łańcucie marszałka Lubomirskiego pojechał podkomorzy pomorski, Jan Gniński, po podpis, który też otrzymał. Warunki dzierżawy powtórzono w kontrakcie z daty 28 stycznia 1663. Postanowiono więc, że Boratyni »Pięć Miljonów Dwakroć Sto y Pięćdziesiąt tysięcy złotych iuxta ordinationen ut supra Anni 1659. To iest funt miedzi każdey, na opłatki szelężne wyrobioney, których w Pułiedynastu kroć Sto Tysięcy, Trzykroć Sto y Piętnaście Tysięcy, a w funcie sto groszy znaydować się ma po złotemu spełna rachuiąc, chyba, żeby nad spodziewanie wyżey nad złoty podniesiony był, coby Jego Mci Panu Contrahentowi Skarb compensare powinien, in spatio dwóch lat... wybiie.« Z tego skarb będzie miał 3 miljony dochodu. Boratyni własnym kosztem pokryje wszelkie nakłady, a monetę bić może w mennicy ujazdowskiej, albo gdzie będzie chciał. Materjały do mennicy będą wolne od cła. Aby zaś był na przyszłość wolny od wszelkich zarzutów z racji swych czynności mincarskich, komisja uchwala wydelegować ze swego grona jako kontrolora mennicy Krzysztofa Michała Rupniowskiego, wojskiego krakowskiego, wicemarszałka komisji, który zostanie zaprzysiężony i ze swego urzędu złoży sprawozdanie sejmowi. Ponad uchwaloną sumę może wybić Boratyni jeszcze pewną kwotę na zapłacenie pensji niektórych urzędników menniczych i swego długu w wysokości 65.657 zł. 4 gr. W dalszym ciągu mówi kontrakt: »A że na tak gwałtowną Rzeczyposp. potrzebę dla Woyska Polskiego za cały miljon, a dla Woyska Cudzoziemskiego zaciągu za Sześćkroć Sto Tysięcy Fantów u różnych kupców zaciągamy, w którem zaciągnieniu Jego Mść Pan Boratyni z teyże ku Oyczyźnie miłości pracuie y starania czyni, y panowie kupcy na Credit Jego Mci Pana Boratyniego cale się puszczaią, gwoli których wczesnemu wystawieniu do Miast głównych Plenipotentiaries suos zarazem wysyła, tedy gdy przez assignacye Skarbowe distributionem Fantów pomienionych... odprawi y calculum Skarbowi uczyni, extunc z pierwszych prowentów Mennicznych summę Szesnastukroć Sto Tysięcy złotych z Summy Trzech Millionów zysku na Rzeczposp. przychodzącego sobie wytrąci y Panom kupcom zapłaci.« Oprócz tego ma wybić osobno ponad główną sumę jeszcze kwotę 150 tysięcy zł. na zapłacenie kupcom procentów od sum, powierzonych Rzeczypospolitej w towarach, a gdyby zmarł przed wypełnieniem tych wszystkich zobowiązań, wówczas kupcy-wierzyciele mają wydelegować czterech swych zastępców do mennicy, aby pilnowali wypłacenia im należytości przez sukcesorów Boratyniego. Wreszcie pozostałe 1,400.000 Boratyni wojsku gotówką wypłaci. A gdyby w ciągu dwóch lat nie zdążył wybić sumy całkowitej, wówczas podskarbi powinien mu dzierżawę przedłużyć. - Pod kontraktem z komisją widnieją podpisy 8 senatorów i 18 komisarzy z Izby poselskiej.
Kontrakt tej samej treści został zawarty w tymsamym dniu z podskarbim. Obydwa ratyfikował król dyplomem z 26 lutego 1663, w którym stwierdza również konieczność otwarcia mennicy szelągowej i zaznacza, że wprost wymagano od Boratyniego, aby mennicę ową objął, gdyż tym sposobem spłaci Rzeczypospolitej dług wdzięczności za przyjęcie go w poczet szlachty polskiej. Nadto oświadcza król za siebie i swoich następców, że Boratyniego i jego prawych potomków nikt w wykonywaniu owego kontraktu nie naruszy i że będzie się starał o przyjęcie kontraktu przez najbliższy sejm.
Uzyskał więc Boratyni jaknajlepsze zabezpieczenie swego kontraktu menniczego i nie dziw, że bez tak wyjątkowych gwarancyj nie chciał się niczego podejmować, ponieważ brał na siebie obowiązki bardzo trudne. Od niego teraz zależał w znacznej mierze dalszy układ stosunku między wojskiem a rządem; miał dostarczyć na czas gotówki i towarów dla wojska, przyczem niewiadomo było jeszcze dokładnie, w jakich terminach mają się te dostawy odbywać. Jeżeli wybicie tak wielkiej ilości szelągów, nawet przy istniejących już urządzeniach mennniczych i wyrobionych stosunkach z dostawcami, nastręczać musiało niemałe trudności, to większe jeszcze wyłaniały się przy dostarczeniu towarów, które miało się brać na kredyt, a państwo miało przecież słusznie wyrobioną opinję złego dłużnika. - Kwestja zakupna towarów była bardzo ciekawie postawiona: Boratyni występował tu jako główny dostawca, a po oddaniu wojsku fantów miał odnieść się ze swojemi pretensjami do skarbu, który zobowiązał się z dochodów mennicy zwrócić mu te wydatki celem wyrównania jego rachunków z kupcami. Stylizacja tego układu była dosyć dwuznaczna, a przyszłość miała okazać, jakie to pociągnęło za sobą skutki. - Przy szczegółowem rozważaniu okoliczności, towarzyszących dojściu do skutku układu o drugą mennicę szelągową, wychodzi na jaw kilka bardzo ciekawych szczegółów. Przedewszystkiem widać, że komisja, prócz bicia szelągów nie widziała innej drogi wyjścia z sytuacji, wytworzonej przez zawarcie z wojskiem układu, którego nie mogła dotrzymać. W Boratynim widziano jedyny ratunek i dlatego tak natarczywie wszelkiemi sposobami starano się wpłynąć na niego, aby mennicę objął; są chwile, kiedy komisja poprostu prosi go o to, a decyzję jego traktuje, jako przysługę, wyrządzoną ojczyźnie, o czem się głośno mówi, a niewątpliwie także, jako przysługę, wyrządzoną samej że komisji, o czem się wprawdzie nie mówi, ale co się czuje, bo przez to spadał z niej wielki ciężar odpowiedzialności. Łatwo sobie wyobrazić można, jaki tam wówczas panował nastrój, gdy się dowiedziano, że wojsko zamordowało hetmana i jest zdecydowane wymusić siłą zaspokojenie swych żądań. Co do Boratyniego, to można mu wierzyć, że w tych warunkach nie chciał obejmować mennicy, ale gdy go zmuszano, starał się, aby ryzyko opłaciło mu się przynajmniej - i prócz mennicy wziął także i dostawy dla wojska. - Zaraz na początku miał się jednak przekonać, jaką wartość posiadały solenne zapewnienia o nienaruszalności kontraktu: Wstępne czynności były już w toku, Boratyni zawierał kontrakty o sukna i jedwabie dla wojska, o miedź i instrumenty mennicze, werbował robotników, - »aliści - jak powiada - przyjeżdża do Lwowa pan Andrzej Tymff, arendarz mennic koronnych, ofiarując bić monetę srebrną podłej próby.« - Kwestja już załatwiona odżyła znowu. Tymff przyjechał z gotowym planem, przywiózł nawet sporo sztuk próbnych złotówek, które rozsiewane na okaz wśród członków komisji agitowały wraz z ich fabrykantem na korzyść nowego projektu. Ostatecznie w komisji wzięło przewagę zdanie, że należy kontrakt między obu mincarzy rozdzielić. Wyłaniały się jednak dwie trudności: Kontrakt z Boratynim był prawnie jak najdokładniej obwarowany, a król nie chciał się zgodzić na podział, tym razem za namową Boratyniego, który przepowiadał, że z wprowadzeniem monety Tymffa zmieni się cena pieniędzy i obawiał się, że wpadnie w kłopoty, jeżeli część oddana Tymffowi zostanie przeładowana lub odrzucona. W końcu, po dłuższych sporach, zwyciężyła partja Tymffa i kontrakt rozdzielono.
Jeden z epizodów tej walki dał Boratyniemu sposobność do napisania małej rozprawki o monecie tymfowej i szelągowej. Rzecz tak się miała: Pewnego dnia w antykamerze królewskiej wszczął się dyskurs na temat, która moneta lepsza, złotówki Tymffa czy szelągi. - Boratyni, zapytany o zdanie, powiedział, że jedna i druga zła, »ale iż jedno z dwoyga licha obierać przychodzi,« tedy szelągi lepsze. Zakrzyczano go tak, że jak mówi »chcąc się od nich uwolnić, musiałem powiedzieć, że nie mogę wszystkim oraz iednym ięzykiem dać satysfakcyey« i obiecał udowodnić to na piśmie. W ten sposób powstał »Dyskurs y stosowanie między Monetami podłey próby, srebrną złotową, a szelągami nowemi,« umieszczony później w Informacyi o mennicy szelągowej. Rozumowanie autora przedstawia się tu w ten sposób: Jeżeli przyjdzie do bicia ortów zlotowych, które będą miały wartości nominalnej 30 gr. a rzeczywistej 12 gr., czyli że stosunek tych dwóch wartości będzie wynosił 2½: 1, wówczas cena innych monet podniesie się w tymsamym stosunku; a więc talar podskoczy jeżeli już nie do 7 zł. 15 gr., to w każdym razie dojdzie do 6 zł., dukat do 12 zł., a także cena drobniejszej monety podniesie się w dwójnasób. A przy tej podwyżce żadne państwo nie mogłoby ponieść większej straty jak Polska, ze względu na eksport zboża i innych płodów za granicę. Zmniejszy się także handel przywozowy, a w związku z tem dochody publiczne z ceł i t. p. Wreszcie mincarz wyłowi lepszą monetę srebrną dla przetopienia. - Za szelągami zaś przemawiają takie argumenty: Chociaż nie mają tyle wartości wewnętrznej, co złotówki, jednak nie podniosą ceny grubego pieniądza, tembardziej, że gdy nastaną spokojniejsze czasy, musi Rzeczpospolita postarać się o usunięcie z obiegu obcej monety ryskiej i wołoskiej a wtedy polskie szelągi okażą się bardzo potrzebne na codzienne drobne wydatki. Jak zaś są potrzebne, dowodem tego jest między innemi, że hospodar wołoski przez dwa albo trzy lata wybił więcej szelągów, niż Boratyni już wybił i jeszcze wybić może do wypełnienia kontraktu; są one cztery razy lżejsze od szelągów Boratyniego. Przypomina, że dla b rak u drobnej monety na Litwie zaczęto przywozić tam szelągi z Rygi, na których spekulanci mieli ogromne zyski, bo za twardego talara płacili niemi 85 gr. czyli że za 90 gr. w srebrze dawali 85 w miedzi, a mennica ryska za 100 zł. w dobrej monecie dawała szelągami 125 zł. Drugi argument na korzyść szelągów jest ten, że za granicą nie łatwo będzie je można fałszować, bo jeżeliby ktoś chciał wprowadzić do Polski n. p. 12 centn. szelągów, będą one przed stawiały wartość tylko 4.000 zł., a więc za wielki jest ciężar i ryzyko na tak mały zysk. Wspomina że gdy zaczęto bić szelągi w Polsce ustał prawie ich dowóz z zagranicy. - Gdy natomiast ktoś przywiezie 12 centn. fałszywych złotówek, wtedy ich wartość nominalna będzie wynosiła 72.000 zł., to mu się bardzo opłaci, bo będzie miał zysku przeszło połowę. Niech także nikomu się nie zdaje, że można będzie wybić taką monetę, któraby się nie dała podrobić, bo nawet francuską monetę, najpiękniejszą ze wszystkich fałszuje się. Ostateczne konkluzje są te, że nowa srebrna moneta nietylko podniesie inne monety w cenie do podwójnej wysokości, ale i lepsze pieniądze wygubi, szelągi zaś tego nie zrobią, jak dotąd nie zrobiły, a wyprowadzą z Korony tylko tyle srebra, ile go będzie trzeba na zapłacenie miedzi. Wskazawszy wreszcie na przykłady szkodliwości podłej monety w kilku państwach, przypuszcza z udaną naiwnością, że zapewne u nas obmyślono sposoby na usunięcie szkód, jakie z bicia nowych monet wynikną.
O ile rozumowanie Boratyniego było słusznem, okażą następne wypadki; tu jednak zauważyć należy, że w tem, co pisze o szelągach, nie wszystko wytrzymuje krytykę, aczkolwiek w wielu rzeczach ma autor rację. - Należy teraz przejść do rozpatrzenia nowej sytuacji, jaka wytworzyła się po rozdzieleniu kontraktu między obu współzawodników, ze szczególnem uwzględnieniem tego wszystkiego, co odnosi się do Boratyniego; Tymffem natomiast, którego działalność wymaga zresztą osobnego opracowania, zajmiemy się o tyle, o ile jego czynności będą wchodziły w styczność z czynnościami Boratyniego.
nowa deklaracja komisji wyjaśnia powody zmiany kontraktu i pozostawia zresztą wszystko inne bez zmiany z wyjątkiem oczywiście ilości wybić się mających szelągów, którą oznaczana 2,566.383 zł., z czego na skarb przypadnie 1,466.134 zł., a na wydatki i zysk mincarza 1,100.249. Poszczególne pozycje w związku z kontraktem podskarbiego z 3 marca 1663 przedstawiają się w sposób następujący:
Z zysku skarbowego 1,466.134 zł. ma wypłacić Boratyni:
Ormianom lwowskim, Gabrjelowi Awedykowi Bernatowiczowi i Krzysztofowi Zadykiewiczowi suma zabezpieczona na zeszłym sejmie: 93.197
Dług Boratyniego od sejmu 1658: 65.657
Wojskiemu krak. pensja za nadzór mennicy: 6.000
Pisarzowi skarbowemu: 2.080
Dług sukcesorom Krzysztofa Grodzickiego, przyznany przez komisję: 24.000
Królowi i królowej tytułem wynagrodzenia za straty, poczynione w cłach, żupach i ekonomiach około: 200.000
W dwóch ratach, pierwsza na przyszłego św. Michała, druga na św. Marcina, według osobliwej ordynacji skarbowej: 200.000
Fanty dla wojska, z tego 300.000 w bławatach, 500.000 w suknach, według taksy do koła Wolborskiego posłanej po rozwiązaniu związku odda: 800.000
Jako prowizję od 800.000 kupcom Rzeczyposp. kredytującym, u których fantów zaciągnie: 75.000
Razem: 1,465.934 zł
Następnego dnia zawarto kontrakt z Tymffem: ze srebra ósmej próby miał wybić 6 miljonów złotówek w ciągu dwóch lat; z tego 2,700.000 zł. przypadało skarbowi jako zysk z bicia, reszta iść miał? na nakłady i zysk dzierżawcy. Zatem cały dochód z obu mennic był obliczony na 4,166.134 zł. Obydwa te kontrakty odnosiły się do mennic koronnych. Dla Litwy postanowiono uchwałą z 23 lutego 1663 r. otworzyć również mennicę szelągową za takim samym kontraktem i ordynacją, jak koronna, według pierwszej deklaracji, to jest dla wybicia 5,250.000 zł. Boratyni wspomina w Informacyi, że namawiano go, aby i tę mennicę objął, ale odmówił stanowczo, poczem zawarto kontrakt z Janem Jerzym Hornem, który zresztą niedługo przy mennicy litewskiej się utrzymał. - Kontrakty te nie były ostatniemi. - Okazały się później nowe, konieczne a pilne wydatki, które pokrywano w podobny sposób.
Podczas gdy we Lwowie toczyły się targi o mennicę i monetę, wzrosło wzburzenie w wojsku do punktu kulminacyjnego. W dniu, w którym pisano kontrakt z Boratynim (3 marca) zapachy w kole wojskowym nadzwyczaj ostre uchwały, spowodowane niedotrzymaniem umowy wolborskiej, mocą której miano 15 lutego wypłacić we Lwowie pierwszą ratę 7 mil. zł. Sumy tej nie zdołano skompletować ponieważ dwa województwa nie nadesłały na czas podatków. Wobec tego uchwaliło wojsko zajęcie dóbr duchownych, komisarskich i królewskich, a deputacji komisji nie chciało nawet słuchać. Nie odniósł żadnego skutku i uniwersał królewski z 12 marca, zawiadamiający o zwiezieniu pieniędzy i wzywający do ich odbioru w ciągu czterech tygodni. - Zamiast tego właśnie w ciągu owych tygodni sprawy przybrały taki obrót, że wojna domowa wydawała się nieuniknioną. Szczególnie niebezpiecznie przedstawiało się stanowisko związku koronnego, który w maju skoncentrował swe siły pod dowództwem Świderskiego i był gotowy do rozpoczęcia kroków nieprzyjacielskich przeciwko wojskom, wiernym królowi. Na szczęście ostatnie te zatargi skończyły się pokojowo. Przedtem jeszcze, bo 23 kwietnia zawarto ze związkiem litewskim ugodę w Szadowie na Żmudzi, a ze związkiem koronnym w obozie pod Jaworowem 3 czerwca 1663 r., poczem obydwa związki przestały istnieć. Pretensje wojska przy ostatecznej redukcji zeszły do cyfry 4 miljonów dla wojska litewskiego, wojsko zaś koronne pozostało przy sumie 9,300.000 zł., zlikwidowanej poprzednio w traktacie wolborskim.
Następstwem tych układów były nowe kontrakty mennicze z Boratynim. Pierwszy z nich na czas od 1 czerwca 1663 do tegoż dnia 1664 r. miał na celu dostarczenie skarbowi 600.000 zł. czystego dochodu. W motywach kontraktu powiedziano, że przy rozwiązaniu konfederacji lewego skrzydła wojska litewskiego rozkazał król wypłacić mu 600.000 zł. ze skarbu koronnego. Ponieważ jednak podatki uchwalone na sejmach r. 1661 i 62 nie wystarczą nawet na wypłacenie tego, co się należy wojsku koronnemu, przeto, celem pokrycia owego wydatku zawiera się kontrakt o mennicę na warunkach następujących:
Boratyni ma w ciągu wspomnianego okresu wybić w szelągach: 1,057.000 zł
z tego na materjał i nakłady przeznacza się: 453.000 zł
a jako zysk dla skarbu: 604.000 zł
Dochód skarbowy wniesie mincarz w dwóch ratach po 300.000 zł., 1 grudnia 1663 i ostatniego maja 1664 r., nadto wypłaci 3.000 zł. wojskiemu krakowskiemu za attendencję przy mennicy, a 1.000 zł. pisarzowi skarbowemu.
Ponieważ wobec nowego kontraktu Boratyni nie będzie mógł wybić we właściwym czasie sum w pierwszym kontrakcie oznaczonych, przeto przedłuża mu podskarbi ów pierwszy kontrakt o pół roku, to jest do końca sierpnia 1665 r.
W kilka miesięcy później przeszła w ręce Boratyniego i mennica litewska, której tak nie chciał brać podczas komisji lwowskiej. Po jego odmowie zawarto, jak wiadomo, kontrakt z Jerzym Hornem, który otworzył mennicę w Oliwie pod Gdańskiem, gdzie już przy pierwszej emisji szelągów istniały urządzenia do wyrabiania opłatków szelągowych. Okazało się niebawem, że Horn nie może spełnić przyjętych zobowiązań. Praca w mennicy postępowała nadzwyczaj opieszale, co naocznie sprawdził Jerzy Białozór, biskup wileński, skarbny W. Ks. Litewskiego na czas wakansu, po śmierci Gosiewskiego. Wobec tego unieważnił kontrakt z Hornem iw dniu 2 października 1663 r. zawarł wspólnie ze świeżo mianowanym podskarbim litewskim Hieronimem Kryszpinem Kierszensztejnem nowy kontrakt z Boratynim, na tych warunkach, co pierwszy koronny na komisji lwowskiej. Nie obeszło się przy tern bez opozycji kilku senatorów, ale ostatecznie zatwierdzono ów kontrakt na radzie senatu 30 listopada tego roku.
Dzierżawa mennicy litewskiej przysporzyła Boratyniemu cały szereg trudności i kłopotów. Jednym z pierwszych było dostarczenie pierwszej raty dla wojska. Boratyni zobowiązał się mianowicie wystawić dla wojska litewskiego 3 miljony w gotówce i w fantach, i już 15 stycznia roku następnego miał wypłacić 600.000 zł. Wypełnienie tego zobowiązania umożliwiła mu mennica ujazdowska, z której ową sumę pożyczył. Wkrótce udało mu się pokonać przeszkody i odpowiednio uregulować bicie monety, bo w tymże roku 1664 wspomina z zadowoleniem, że wypłacił wojsku dwie raty po 750.000 zł. w gotówce iw fantach, a ma nadzieję i resztę punktualnie wyliczyć. Trudności były istotnie wielkie. - Przedewszystkiem nie łatwo było znaleść wówczas na Litwie miejsce odpowiednie dla mennicy, gdy kraj cały był pod grozą najazdu moskiewskiego. Ostatecznie umieszczono ją na zamku wileńskim, gdzie równocześnie bawiła komisja dla spraw wojskowych, a dla bezpieczeństwa miasta i zamku stanął tam pierwszy regiment królewski pod komendą oberszta Barsottiego. Nie najlepsze było to miejsce, bo zdarzały się tu alarmy i trwogi, które przerywały pracę w mennicy. - Po wyjeździe komisji obronę miasta i zamku wziął na siebie Boratyni, obowiązując się do dostarczenia załogi i amunicji. - Druga mennica stanęła w Brześciu Litewskim, a zarządcą obu, z ramienia Boratyniego został Cyrus Bandinelli.
Prócz przeszkód, wynikających ze stanu wojennego, paraliżował czynności mennic litewskich nieregularny dowóz materjału, który natrafiał na trudności ze strony miast pruskich i elektora. Gdańsk podobno intrygował wśród zagranicznych dostawców miedzi, zaś władze w Prusiech książęcych wstrzymywały transporty, żądając cła. W tej sprawie wysyłała komisja wileńska z r. 1664 do elektora i ks. Bogusława Radziwiłła listy z prośbą, aby materjały do mennicy i fanty dla wojska mogły przez Prusy bez cła przechodzić. Widocznie niewiele to pomogło, skoro w następnym roku prosi Boratyn Radziwiłła o to samo, a mimo przychylnej odpowiedzi donosi mu w kwietniu 1666 r., że w Królewcu zatrzymano mu sto trzydzieści kilka beczułek opłatków, przeznaczonych dla mennicy wileńskiej. W tych warunkach trzeba było istotnie wielkiej energji i zapobiegliwości, aby wypełnić przyjęte zobowiązania i nie narazić skarbu na ciężkie skutki, jakie mogłyby wyniknąć z niedotrzymania umowy z wojskiem.
Mennice szelągowe skończyły swe czynności w r. 1667, o czem świadczą znane z tego roku szelągi koronne i litewskie, należące dzisiaj do rzadkości numizmatycznych.
Pierwsza została zamkniętą mennica ujazdowska. Istniała ona od 7 kwietnia 1663 r. do 7 września 1665 r. i wybiła ogółem szelągów za 6,690.882 zł. 26 gr. 4½ den.
W roku następnym tosamo stało się z mennicą brzeską. Rozporządzenie królewskie z 28 grudnia 1666 r. nakazało zarządcy mennicy Aleksandrowi Beynarowi natychmiast zamknąć i opieczętować mennicę, wraz z wszystkiemi narzędziami, należącemi do Boratyniego, bez względu na interesy kontrahenta, a zwłaszcza jego pretensję, wynoszącą 1½ mil. zł. - Zarazem unieważnia się zapewnienie, że Boratyni tak długo będzie mógł bić monetę złotą i srebrną, aż jego wierzytelności zostaną pokryte, załatwienie zaś tej sprawy odkłada się do najbliższego sejmu. Rozkaz zamknięcia mennicy doszedł do rąk Beynara zapewne w pierwszych dniach stycznia, kiedy tenże zdążył już wybić niewielką ilość szelągów z rokiem 1667, które należą dzisiaj do najrzadszych monet, jakie zna numizmatyka polska.
Najbliższy sejm, zebrany 7 marca 1667 r. położył kres biciu szelągów. Odnośna konstytucja zaznacza, że dla wygodzenia gwałtownym potrzebom Rzeczypospolitej trzeba było bić monetę szelężną, zlotową i szóstakową, która w postronnych państwach nie miała kursu. Obecnie zamyka się wszystkie takie mennice i nie wolno będzie otwierać ich bez wyraźnego pozwolenia Rzeczypospolitej. Ponieważ jednak Tytus Liwjusz Boratyni, starosta osiecki, na pilne potrzeby państwa zaliczył skarbowi znaczną sumę na dzierżawę mennicy szóstakowej, przeto pozwala mu się wyjątkowo bić przez cały rok szóstaki na pokrycie owego długu za osobnym kontraktem, który ma wygotować podskarbi. - Druga konstytucja p. t. »Mennica złota i srebrna na zapłatę długu urodzonemu Buratyniemu« wyznacza komisję menniczą, która pod prezydencją obu podskarbich, a przy udziale reprezentantów miast, mających prawo mennicze, zajmie się poprawą monety i dopilnuje, aby Boratyni stosownie do swej deklaracji rachował grzywnę czystego srebra nie drożej, jak za 30 zł. Ta druga konstytucja odnosi się do Litwy.
Wszystkie te postanowienia, zmierzające do ograniczenia bicia złej monety, jak również ostateczne zamknięcie wszystkich mennic, które niebawem nastąpiło, były spowodowane niesłychanem wzburzeniem w całem społeczeństwie, które zgodnie domagało się położenia tamy zalewowi kraju przez zły pieniądz. Walka z tym systemem była jednem z najważniejszych wydarzeń w ostatnich burzliwych latach rządów Jana Kazimierza, a zakończyła się po jego abdykacji zaprzestaniem na czas dłuższy bicia monety.
Zanim to jednak nastąpiło zdążył Boratyni otworzyć mennice srebrne i złote w Krakowie i w Bydgoszczy. Jeszcze przed sejmem zawarł z podskarbim kontrakt, wypuszczający mu w dzierżawę obie mennice na dwa lata, od 1 marca 1667 do ostatniego lutego 1769, za czynszem rocznym 70.000 zł., które za rok pierwszy z góry zapłacił. - Jest to właśnie owa zaliczka, wspomniana w konstytucji sejmowej. - Wolno mu będzie bić dukaty, talary, orty, szóstaki, trojaki, półtoraki i grosze według wagi i ligi, przepisanej ordynacją z r. 1658. - W motywach zaznaczono, że wprawdzie sejm z r. 1666 zerwany uchwalił zamknięcie wszystkich mennic, jednakowoż nie można było tego przeprowadzić, ponieważ wystąpiła gwałtowna potrzeba pieniędzy na wysłanie poselstwa do Persji, a przedewszystkiem wobec zagrażającej wojny z Turcją. - Mennice te obejmował Boratyni po Andrzeju Tymffie, który uciekł z kraju przed oskarżeniem o nadużycia przy biciu monety.
Jak wiadomo, sejm z r. 1667 pozwolił Boratyniemu tylko przez jeden rok bić szóstaki na pokrycie sumy, zapłaconej za dzierżawę mennicy. Wynikiem tej uchwały było zawarcie nowego kontraktu od 15 kwietnia 1668 do 15 kwietnia 1669 r., o tesame mennice i za tęsamą sumę dzierżawną 70.000 zł., z tą jednak zmianą, że zabroniono w nim dalszego bicia szóstaków. Kontraktu tego jednak nie dotrzymano, ponieważ przy końcu r. 1668 uchwałą konfederacji generalnej warszawskiej wszystkie mennice zostały zamknięte. Równocześnie włożono na podskarbich obowiązek starania się o poprawę monety, jeżeli mennice pod przyszłem panowaniem zostaną otwarte, zastrzegając przytem, aby przyszłe reformy nie były z krzywdą Boratyniego i nie naruszały tego, co mu przyznała konstytucja roku poprzedniego.
Zamknięcie mennic w r. 1668 jest końcem jednego okresu w działalności mincarskiej Boratyniego, a równocześnie jednego z najciekawszych i najważniejszych okresów w historji pieniądza polskiego. Dziesięciolecie to nazywa Kochowski końcem srebrnego, a początkiem miedzianego wieku w Polsce - słusznie, bo odtąd na długi czas staje się moneta miedziana dominującym środkiem płatniczym. W działalności mincarskiej Boratyniego jest też emisja szelągów szczegółem najważniejszym, a przy jej zakończeniu nasuwa się przedewszystkiem pytanie, ile tej monety wyszło z jego zakładów. - Odpowiedź nie przedstawia większych trudności, o ile chodzi o mennice koronne, ponieważ znane są ich sprawozdania, przynajmniej najważniejsze. Zagadką pozostaje tylko ilość szelągów, wybitych po zamknięciu mennicy ujazdowskiej, ale wnioskując z tego, że dzisiaj należą one do rzadkości numizmatycznych, sądzić możemy, że ilość ich stosunkowo nie była wielką. Inaczej rzecz się ma z mennicami litewskiemi. Przedewszystkiem brak tu najważniejszych dowodów, to jest rachunków menniczych, trzeba więc z konieczności poprzestać na innych źródłach, które jednak nietylko nie dadzą stanowczej odpowiedzi, ale nawet wywołają pewne nowe wątpliwości; nie można więc w tych warunkach zrobić nic innego, jak tylko sformułować je, a rozstrzygnięcie ich pozostawić przyszłości, kiedy znajomość oryginalnych rachunków mennic litewskich pozwoli nam ponad wszelką wątpliwość ocenić wydajność reszty źródeł, z których owa najpodlejsza moneta rozlewała się po całym kraju.
Wiadomości, które mogą pozwolić na prawdopodobne obliczenia produkcji mennic litewskich, są następujące:
Fragment kontraktu o mennicę litewską, umieszczony w »Informacji«. Brak w nim oznaczenia liczby wybić się mających szelągów, ale jest zaznaczone, że dalszy ciąg kontraktu jest taki sam, jak w pierwszym koronnym, a więc, że cała suma wynosi 5,250.000 zł., a z tego 3 mil. idą jako prowent na rzecz skarbu. Powyższe przypuszczenie potwierdza drugi dokument, mianowicie sprawozdanie z rady senatu z 30 listopada 1663, które powiada, że Boratyni zobowiązał się wystawić dla wojska litewskiego 3 miljony, naturalnie z dochodów mennicy, zatem ogólna suma przy tej samej ordynacji nie może być inną, jak 5,250.000 zł., z czego 3 miljony pójdą do skarbu a 2,250.000 na koszt bicia i zysk dzierżawcy. - Nasuwa się z kolei pytanie, ile rzeczywiście wybił, skoro, jak wiadomo, nie wykonał całego kontraktu. Wiemy napewno tak z »Informacyi«, jak i z pokwitowania podanego przez Kirmisa, że do 22 grudnia 1664, a więc w mniej więcej rok po zatwierdzeniu kontraktu przez Senat wypłacił wojsku litewskiemu 1½ miljona, na pokrycie zaś tej sumy musiał wybić 2,625.000 zł., czyli połowę, a na wybicie drugiej miał pełne dwa lata czasu do końca r. 1666. Ale równocześnie z wiadomością o zamknięciu mennic litewskich dowiadujemy się, że skarb litewski winien jest Boratyniemu z tytułu niedotrzymania kontraktu 1½ miljona złotych. - Jakim sposobem mógł powstać taki olbrzymi dług - Rozmaicie można to tłumaczyć: Kwota ta mogłaby być resztą z przypadających na koszt bicia 2,250.000 zł., ale w takim razie rachunek się nie zgodzi, bo Boratyni już do 22 grudnia 1664 r. odebrał sobie 1,125.000 zł. za wybicie 1½ mil. zł., wypłaconych wojsku, zatem reszta byłaby za duża. Bardziej prawdopodobnem wydaje się że ów dług jest dochodem skarbowym z drugiej połowy kontyngentu, a miał go Boratyni odebrać na pokrycie należytości za fanty dla wojska. To ostatnie jest rzeczą zupełnie pewną. Z wielu źródeł wiadomo, że należna Boratyniemu suma 1½ mil. zł. była przeznaczona w całości na zapłatę za towary, które wzięło wojsko litewskie przy wypłacaniu zaległego żołdu; niewiadomo tylko, ile w tem było własnych pieniędzy Boratyniego, a ile cudzych. - Jednak aby dług taki przy pierwotnym kontrakcie mógł powstać, powinnyby obie mennice litewskie po wybiciu pierwszej połowy kontyngentu nie wybić od grudnia 1664 r. ani jednego szeląga, a że tak nie było, dowodzą obecnie bardzo pospolite, a więc w znacznej ilości bite szelągi litewskie z 1665 i 1666 r. - Naprowadza to na domysł, że albo pierwotny kontrakt zmieniono, albo zawarto dodatkowy, podobnio jak w Koronie, co podwyższyło produkcję do nieznanej nam wysokości. W każdym razie, w ciągu dwóch ostatnich lat mógł mincarz mimo znacznych utrudnień wybić około 3 miljonów, co razem z poprzedniemi dałoby około 6 miljonów zł., jako cały kontyngent dla Litwy, podobnie jak dla Korony. Mogło i tak się zdarzyć, że Boratyni połowę dochodu skarbowego z ogólnej sumy wypłacił z prowentów mennicy, zaś drugie 1½ miljona w części z własnej kieszeni, w części zaś pozostał winien kupcom. - Wszystko to są domysły mniej lub więcej prawdopodobne, faktem jest jednakże, że najmniejsza ilość, jaką mogły puścić w obieg mennice litewskie wynosi 2,625.000 zł. - Oprócz kombinacji znajdujemy i konkretną cyfrę, dotyczącą produkcji mennic litewskich, mianowicie 6 miljonów zł., które podaje Zagórski, nie wymieniając jednak źródła, z którego tę wiadomość zaczerpnął. Nie zrobił tego, niestety, i Kirmis, podając 7 miljonów z doliczeniem owego miljona z pierwszej serji, wybitego w Ujazdowie w latach 1659-61.
Wszystkie te wiadomości nie wystarczają do dokładnego obliczenia produkcji mennic szelągowych, można jednak na ich podstawie podać z całą pewnością najmniejszą ilość, jaka z nich wyjść mogła. Rachunek będzie się przedstawiał w sposób następujący:
W pierwszej serji wybito w mennicy krakowskiej i ujazdowskiej dla Korony i Litwy w latach 1659-61 szelągów za 2,000.000 zł.
W drugiej serji w latach 1663-65 w men. ujazdowskiej dla Korony za 6,690.882 26 gr. 4½ den.
W drugiej serji do końca r. 1666 w mennicach litewskich najmniej za 2,625.000
Razem 11,315.882 zł. 26 gr. 4½ den.
Olbrzymia to cyfra, ale bynajmniej nie przesadzona; są nawet dane, przemawiające za tem, że była jeszcze wyższą. I tak dokumenty mówią, że mennica ujazdowska została zamknięta 7 września 1665 r., zdawaćby się więc mogło, że bicie szelągów koronnych w tym roku ustać powinno. Tymczasem tak nie jest: numizmatyka zna szelągi koronne nietylko zr. 1666 i to niezbyt rzadkie, ale nawet z r. 1667 - Niewiadomo gdzie były bite pierwsze, o drugich zaś można sądzić, że bił je Boratyni w mennicy krakowskiej lub bydgoskiej po zawarciu kontraktu o mennice srebrne, aczkolwiek o szelągach niema tam mowy. Wynika więc z tego, że nawet co do mennic koronnych, o których niby wszystko wiemy, istniał jeszcze jakiś kontrakt czy też upoważnienie do bicia szelągów w tych latach; nadużycie ze strony Boratyniego jest stanowczo niemożliwe, bo nie kładłby przecież na szelągach dat, stanowiących jasny dowód winy. Zatem i do szelągów koronnych trzeba coś dopisać na rachunek lat 1666-7, a tembardziej do litewskich. Można więc bez obawy o przesadę przyjąć okrągło 11½ miljona złotych jako najmniejszą możliwie cyfrę, oznaczającą całą produkcję mennic szelągowych Boratyniego, zaś przy uwzględnieniu twierdzenia Zagórskiego i Kirmisa podniosłaby się ona do wysokości przeszło 14½ miljona złotych. - Nawet i to może być za mało, bo Załuski w sprawozdaniu z sejmu koronacyjnego króla Michała podaje, jakoby Boratyni otwarcie przyznawał, że wybił dla Korony i Litwy ogółem 16 miljonów złotych w szelągach. Dość jednak tej licytacji. - Zanim zupełnie pewne źródła pozwolą na ścisłe określenie rozmiarów produkcji owych mennic, poprzestać można tymczasem na owych 1½ mil. zł. z zastrzeżeniem jednak, że to minimum. Na tę ilość złożyło się 1.035 miljonów sztuk szelągów i około 14.000 centn. metr. miedzi, z czego wynika, że mennice szelągowe Boratyniego były w owych czasach bodaj czy nie największem przedsiębiorstwem fabrycznem w Polsce. Dla numizmatyki byłoby rzeczą bardzo interesującą poznanie ich wewnętrznych urządzeń, a przedewszystkiem machin, umożliwiających tak obfitą produkcję. Że one grały tu główną rolę, wskazuje na to technika bicia tych monet, szczególne zdublowania, podwójne, to jest wklęsłe i wypukłe popiersia lub Orły czy Pogonie na tej samej monecie i inne błędy, właściwe produkcji maszynowej. Boratyni zresztą sam wspomina w Informacyi o jakichś młynach, umyślnie dla mennic szelągowych zbudowanych. Jego zamiłowanie w mechanice miało tu obszerne pole do popisu, a trudno przypuścić, aby nie zastosował tu swej biegłości i pomysłowości, jeżeli w tymsamym czasie poprostu dla rozrywki budował machiny hydrauliczne dla nawadniania magnackich ogrodów. - Szkoda, że w tej kwestji nie możemy podać niczego więcej, prócz domysłów.
Kończąc omawianie działalności mennic szelągowych Boratyniego należy zestawić bilans ich w ogólnych cyfrach, bo na szczegółowe i dokładne nie pozwala nam skąpy stosunkowo zasób faktów. Ważniejsze pozycje przedstawiać się tu będą w sposób następujący: W dochodach skarbu znajdzie się suma 450.000 zł. z pierwszej serji, a z drugiej 3,828.572 zł. jako dochód z mennicy ujazdowskiej, obliczony na podstawie kontraktu, wreszcie 1½ mil. zł. z mennic litewskich, co razem wyniesie okrągło 5,780.000 zł. - Za miedź wyszło za granicę naprzód 300.000 zł., potem dla mennicy ujazdowskiej za 1,005.000 zł., a dla mennic litewskich mniej więcej za 400.000 zł., razem około 1,700.000 zł.
Pozostaje wreszcie danie odpowiedzi na pytanie, jak na tem przedsiębiorstwie wyszedł sam Boratyni. - Wiadomo, jak wielki zysk przyniósł mu pierwszy kontrakt, drugi natomiast już z góry zapowiadał daleko mniejsze korzyści, głównie dlatego, że skarb państwa zastrzegł tu sobie dochód dwa razy większy niż poprzednio. Nie było wprawdzie tak źle, jak chce w nas wmówić Boratyni, wykazując w swej apologji, że nietylko na zysk nie może liczyć, ale nawet majątek jego jest zagrożony, w każdym razie jednak obecny dochód w porównaniu z poprzednim przedstawiał się bardzo skromnie. Pesymistyczne przewidywania Boratyniego sprawdziły się jednakże o tyle, że mennice litewskie przyniosły mu 1½ mil. zł. straty, ale wynikła ona tylko z przedwczesnego zerwania kontraktu. Dochód przyniosła mu teraz jedynie mennica ujazdowska, wysokość zaś jego możemy w przybliżeniu ocenić w podobny sposób, jak poprzednio, przy uwzględnieniu nowych okoliczności. - Jedną z najważniejszych jest tu cena materjału, mianowicie opłatków czyli krążków szelągowych, które kontrakt ceni wyraźnie po złotemu za funt. Poprzednio liczyliśmy cenę miedzi w blaszkach o połowę niższą, zato teraz obniżyć się musi płaca czeladzi za resztę pracy, potrzebnej do wykończenia i ekspedycji monety. - Cały drugi kontyngent mennicy ujazdowskiej waży 2,010.000 funtów w cenie tyluż złotych, że zaś według kontraktu wypada na wszystkie koszta 2,871.428 zł., przeto pozostaje ponad cenę miedzi 861.428 zł., w czem mieszczą się dalsze wydatki i zysk mincarza. Wśród nich można wymienić jednę tylko dość prawdopodobną cyfrę, a mianowicie koszta opału i instrumentów menniczych, które w proporcji do rachunku wedle »Sposobu« wyniosłyby około 30.000 zł. Reszta kosztów pozostaje zagadką, ale ponieważ jest ich cały szereg, przeto przypuścić można, że suma ich wyraziłaby się w setkach tysięcy. Wchodzą tu koszta oświetlenia, transporty, ubytek materjału przy biciu, naprawa zużytych części urządzeń menniczych i t. p., a głównie dopłata robotnikom za ostateczne czynności przy biciu szelągów, która, gdybyśmy policzyli dość skromnie, po 5 gr. od funta na wszystkich, wyniosłaby przecież 300.000 zł. - Z tego wszystkiego widać, że z mennicy ujazdowskiej Boratyni w najlepszym razie nie mógł wyciągnąć nawet pół miljona złotych, a przypuszczać należy, że zarobił znacznie mniej. - Jeśli teraz uwzględnimy deficyt mennic litewskich, w takim razie okaże się, że na biciu szelągów wyszedł podobnie, jak przysłowiowy Zabłocki, bo z miljonem conajmniej czystej straty.
Przy omawianiu działalności Boratyniego, jako głównego dostawcy szelągów, trudno pominąć kilka kwestyj, pozostających w związku ze sprawą emisji monety miedzianej, tembardziej, że zwrócenie na nie uwagi przydać się może przy dalszem badaniu stosunków monetarnych w Polsce w drugiej połowie XVII. w. - Tak więc przy obliczaniu wydajności mennic szelągowych Boratyniego należy pamiętać, że prócz jego szelągów były w obiegu także szelągi bite w znacznie mniejszej ilości przez Horna w r. 1663 w Oliwie, a w 1666 prawdopodobnie w Kownie. - Dalej przy rozważaniu wpływu szelągów na dewaluację pieniądza polskiego trzeba odpowiednio ocenie fakt, że jako moneta miedziana nie były one nowem zupełnie zjawiskiem wśród kursujących podówczas w Polsce monet. Nie wyjaśniono dotąd w dostatecznej mierze znaczenia tej okoliczności, że wprowadzenie w obieg nowych szelągów było przedewszystkiem ogromnem powiększeniem zapasu miedzi już znajdującej się w obiegu i to miedzi, prawie wyłącznie obcej. Tego rodzaju monety było w kraju bardzo wiele, - wartość n. p. szelągów wołoskich, przy ich wywołaniu w r. 1664 oceniano na 12 miljonów złotych. Polska potrzebowała więc większej ilości własnego bilonu, a Boratyni miał wiele słuszności, kładąc w swym »Dyskursie« nacisk na tę potrzebę; w praktyce zaś zdarzało się, że te jego szelągi były nieraz poszukiwane, a w każdym razie wypierały skutecznie obcy bilon. Inna rzecz, że nie obeszło się przytem bez wielkiego zamieszania i strat osobistych, ale to już jest cechą całej owej dorywczej reformy monetarnej, przy której chodziło przedewszystkiem o zysk skarbu bez względu na skutki.
W historji pieniądza za Jana Kazimierza osobny a bogaty w treść rozdział będą stanowiły kiedyś dzieje fałszerstw monetarnych. Rozpleniły się one wówczas bujnie w obrębie granic Rzeczypospolitej, a także i dobrzy sąsiedzi dołączyli do krajowego dorobku swoją cząstkę. Prawie równocześnie z legalnem psuciem pieniądza poczęli rozwijać swą działalność rozmaitego rodzaju pokątni przemysłowcy swoi i zagraniczni, o czem świadczą skargi na sejmie r. 1666, wskazujące na fałszowanie monety polskiej w Kurlandji, Prusiech i w samej Polsce. Wśród wszystkich gatunków monety polskiej najmniej trudności przy podrabianiu nastręczały szelągi, i gdyby nie ich zbyt wielki ciężar w stosunku do wartości, stałyby się one z pewnością najlepszem źródłem dochodów dla fałszerzy zagranicznych. Z tego jednak powodu zagraniczne kuźnice mniej pracowały nad szelągami, tembardziej, że fabrykacja złotówek była rzeczą znacznie korzystniejszą, podrabianie zaś szelągów kwitnęło przedewszystkiem w kraju, pomimo srogich kar, których nie szczędzono winowajcom. Plagi tej długo nie można było wykorzenić. - Przytoczyć możemy kilka spraw o fałszerstwa, które się zdarzyły po r. 1670: - Pierwszą z rzędu jest wyrok sądu kapturowego przemyskiego z r. 1674, skazujący na śmierć fałszerza szelągów; przedtem ucięto mu rękę i przybito gwoździem do bramy miejskiej; dwóch pomocników piętnowano fałszywym stemplem na prawym policzku i wyliczono im po 200 rózg; dostawców materjału poddano chłoście. - W r. 1676 wykryto gniazdo fałszerzy we wsi Żarach koło Krakowa. Herszt bandy, Wojciech Kordowicz, który już raz za podrabianie szelągów był na śmierć skazany, jednak przez Sobieskiego przy wstąpieniu na tron ułaskawiony, tym razem został ścięty, a pomocników osmagano. W r. 1679 notują księgi grodzkie krakowskie dwa wyroki na fałszerzy: pierwszy skazuje na gardło niejakiego Jana Piełkę, a pomocników na plagi, drugi oddaje na stracenie trzech fałszerzy, wśród nich jednego recydywistę. W tymże roku na komisji lwowskiej poświadcza podskarbi koronny Morsztyn, że Jerzy Jordan, poborca pogłównego województwa krakowskiego, wypłacił 300 zł. na utrzymanie więźniów, którzy bili fałszywe monety. Chociaż powyższe wiadomości, z jednym tylko wyjątkiem odnoszą się do województwa krakowskiego, jednak nie można sądzić, aby ta tylko ziemia była dla fałszerstw tak szczególnie urodzajną. - Księgi sądowe dostarczą nam zapewne wielu podobnych faktów z różnych stron Rzeczypospolitej i z długiego okresu czasu, bo jeszcze w r. 1685 polecają uniwersały Sobieskiego ściganie fałszerzy szelągów. - W końcu jako signum temporis notujemy szeroko rozpowszechnioną w swoim czasie pogłoskę, jakoby prymas Prażmowski miał w swoim zamku w Krzepicach kuźnię fałszywych miedziaków; podejrzenie to utrzymywało się tak uporczywie, że prymas w końcu publicznie musiał się usprawiedliwiać. - Rozpowszechnieniu się fałszerzy w kraju sprzyjała przedewszystkiem łatwość podrabiania szelągów, przy znacznym, bo około 80% wynoszącym zysku, stąd też namnożyło się fałszerzy-dyletantów, puszczających w świat monstra z bezsensownemi napisami, zdradzającemi analfabetyzm fabrykantów. Obecnie spotyka się w zbiorach stosunkowo niewiele udatnych falsyfikatów; potworne natomiast są bardzo częstem zjawiskiem. Najbardziej interesującemi wśród nich są boratynki znaczone stemplem z wyobrażeniem ręki. O pochodzeniu tej kontrasygnatury istniały dotąd dwa przypuszczenia, z których jedno upatrywało w niej znak Halli, drugie herb Amsterdamu. Obie te hipotezy, nie poparte zresztą poważniejszemi dowodami, mają, zdaniem naszem, mniej prawdopodobieństwa, aniżeli twierdzenie, z którem obecnie występujemy, mianowicie, że znak ten jest piętnem władz skarbowych polskich, przypominającem karę, jaka czekała fałszerza. Znaczono niem w urzędach a może i w mennicach skonfiskowane falsyfikaty, zapobiegając tym sposobem powtórnemu puszczeniu ich w obieg. Dzisiaj należą one do rzadkości numizmatycznych. - Wspomnieć wreszcie należy o t. zw. boratynkach bilonowych, które w znaczniejszej ilości pojawiły się w handlu antykwarskim około r. 1914. Okazało się, że są one tylko posrebrzane, a uważamy je za produkt najnowszych czasów.
Na tem kończy się pobieżny przegląd kwestyj monetarnych, które wyłoniły się przy rozważaniu działalności mincarskiej Boratyniego, a miały z nią jakikolwiek związek. Z tego założenia wynika, że traktowane jako pewna całość, wyodrębniona z większego kompleksu spraw, składających się na przesilenie monetarne za Jana Kazimierza, tworzą one zespół dość nienaturalny, jakoby część obrazu, dowolnie z ram wyciętą. Dokładniejsze jednak badanie poruszonych kwestyj doprowadziłoby nas za daleko, odwodząc przytem od właściwego zadania, którem jest rys życia Tytusa Liwjusza Boratyniego. - W dalszym ciągu wypada poznać dokładniej skutki, jakie wynikły dla niego z udziału w deprecjacji waluty.