Wyszukiwanie zaawansowane Wyszukiwanie zaawansowane

LALKI JANINY PRZYBYLSKIEJ


Mógłby ktoś z lekceważeniem a nawet i pobłażliwą niechęcią przejść do porządku dziennego nad takim drobiazgiem niegodnym dojrzałego człowieka, jak lalka. Bo i cóż może kryć w sobie ciekawego dla dzisiejszego człowieka, zblakłe wspomnienie, skojarzenie a może i zawód jakiś, za którym już nic się nie kryje, jak tylko wonny, lekki smętek spraw i rzeczy bezpowrotnie minionych! To było tak dawno powie obudzone serce, myśl lekko zaszeleści skrzydłami barwnego motyla nad przybłąkanem wspomnieniem, lecz równie niespodzianie jak szybko wyrobione poczucie rzeczywistości zniewoli trzeźwy umysł do porzucenia niemrawej martwoty. Ale nie o te lalki z dalekiego dzieciństwa i ze wspomnień chodzi, tylko o lalki, twory prawdziwego kunsztu twórczego i prawdziwego artyzmu, dzieła artystki Janiny Przybylskiej. Możnaby powiedzieć, że rodzi je kaprys artystyczny i jakaś groteskowa żądza kształtu i gestu artystycznego zaklętego w formy przesubtelnionych i przerafinowanych do ostateczności lalek. Są to istoty o swoistem i bardzo oryginalnem obliczu, ukazujące swojemi gestami, kształtami i zakrzepłem w najbardziej charakterystycznym wyrazie, wejrzeniu, swoją odrębną a tak bogatą jednocześnie, indywidualność. Żyją te dziwne istoty życiem własnem, odrębnem a jednak niekiedy tak bliskiem naszym tęsknotom, upodobaniom i pragnieniom, że niemal węzły metempsychotyczne łączą nas w chwilach zrozumienia i porozumienia tajemnego. Odczuwamy w nich nasze własne myśli, własne uczucia i te wszystkie nieuchwytne sentymenty i poczucia egzotyczne, które tak często zaćmiewają nasz rozum, rozsądek a nawet poczucie rzeczywistości, wyprowadzając nas nieraz w dzień biały w krainę tęsknot, ułud i marzeń. Jak to dobrze wyruszyć sobie nieraz w taką podróż egzotyczną, gdzie czekają na nas, znużonych życiem wędrowców, wszystkie cuda i zjawy fantastycznych kształtów, barw i woni! W tym świecie panuje nieograniczona wolność i swoboda pozbawiona wszystkiego co smuci, niepokoi lub gnębi. Co więcej w tym świecie spełniają się nieustannie wszelakie dziwy nieprzysłonięte żadnym oparem niewiary, wątpienia lub sceptyzmu. Kto raz choćby tylko zdołał uchylić zasłony zakrywającej to, co leży poza granicami sztuki rozumowanej, chytrej i przebiegłej w swym suchym intellektualiźmie a tak nużącej swą trzeźwą i krytyczną mądrością, ten w całej pełni oceni rozkosz artystycznego odczuwania kryjącą się poza granicami codziennego rozumu i estetycznej trzeźwości. W taki świat wiodą lalki Janiny Przybylskiej. 

Te małe jedwabne i aksamitne istoty żyją na swój sposób, ponieważ artystka wyposaża je jakimś niezrozumiałym kunsztem w życie pełne zadumy, lekkiej ironji, sentymentu lub jakiejś dojmującej prawdy. Te przedziwne twory szarych godzin, poświat księżycowych lub cieni ognia słaniającego się po ścianach salonu i tysięcznych niezdefinjowanych uczuć, żyją życiem własnem, samoistnem, rozgrywającem się poza granicami naszej mądrej, codziennej świadomości, budząc w nas jakieś obopólne zrozumienie i porozumienie. Nieskalany świat poezji, nieprzyobleczonej jeszcze w żadne słowa i przenośnie, niezbrutalizowany najdrobniejszym szeptem budzącego się uczucia. 

Ale oto tam w głębi wygodnej kanapy rozgwarzyły się te niesamowite figurki. Rej wodzić zda się jakiś blady pierrot, o dużych skośnych oczach, ocienionych bujnemi, czarnemi haftowanemi rzęsami, zatopiony w zielonej safjanowej księdze, odcinającej się od jego subtelnych czarnych dłoni a rzucającej ledwo dostrzegalny refleks na jego biały strój atłasowy. Niewidzącemi oczyma zatopiony w księdze, z bezwładnie opadającą drugą ręką, na której tęczowo perli się fantastyczny klejnot, zapewne wspomnienie jakiejś niezwykłej, tysiącznej i drugiej przygody miłosnej. Zadumany siedzi i nie zwraca nawet najmniejszej uwagi na swoje niemniej osobliwe otoczenie. 

W niedbałej, tanecznej pozie przegina się gibko jakaś blada księżniczka, a może królewna z za siedmiu gór i rzek i omdlewającej, niespełnionej miłości gestem, zda się umierać z tęsknoty. Nieopodal skrada się rycerz czarny, powiernik tajemnych guseł i czarów, sam zapewne czarnoksięskiemu oddany rzemiosłu i z pod wzniesionej napół przyłbicy spogląda tęsknie ku rozmarzonej królewnie z za siedmiu onyksowych gór i siedmiu świetlanych rzek. W ciemnym kącie czai się gromadka małych, brodatych i psotnych karzełków knują coś wesołego i dobrotliwego, bo oto ukazują w wesołym uśmiechu jak perły błyszczące zębiska. Doświadczeni i chytrzy poszukiwacze skarbów ukrytych w skalnych czeluściach, niezawodni strażnicy jaskiń z chryzolitu i jaspisu, sami połyskują bajecznemi klejnotami, zdobiącemi ich aksamitne kaftany. W innej grupie dwóch wychudłych rycerzy skrzyżowało w słabym blasku poświaty księżycowej dwa zabójcze miecze. Walka. Zapewno o jakąś królewnę z bajki. Może o tę tęskniącą za czarem niespełnionej miłości? Nieubłagana walka na aksamitną śmierć lub jedwabne życie! Broń nie sieje blasków złowrogich, ni chrzęstem przeraża przedziwnych widzów z krainy snów i marzeń, przywołanych na te dziwowiska rozrzutną wolą niezwykłej artystki. 

Piękni i smętni mieszkańcy księżycowych krain, wędrowcy międzygwiezdnych szlaków, powiernicy marzeń i tęsknot, opiekunowie ludzi znużonych i smutnych, chodźcie na cudną, cichą pogawędkę o czemś, co nie jest ni życiem, ni śmiercią, co może nigdy nie istniało i nigdy ciałem się nie stanie, tylko czemś nieuchwytnem nie z tego świata ale z innego wymiaru, który nie darzy ni smutkiem ni cierpieniem. Popłyniemy w niefrasobliwych świat marzeń, omijając malachitową bramę w dalekie i nieznane krainy wszelakiego nieprawdopodobieństwa. A potem oddamy się dobroczynnemu marzeniu ludzi zmęczonych trudem dnia codziennego pragnących za wszelką cenę chwili zapomnienia i złudy i będzie nam dobrze wam lalkom i mnie zmęczonemu człowiekowi.

Oto poezja i świat lalek Janiny Przybylskiej. Trudno ustosunkować się do nich krytycznie, trudno, a nawet wprost niepodobna, mierzyć je jakiemikolwiek kryterjami estetycznemi, choć są tworami wysoce artystycznemi i niepokalanie pięknemi. Trudno, działają bowiem taką siłą nieodpartą suggestji, że nawet nie spodziejesz się, jak się dostaniesz w miłą niewolę ich czaru i piękna. A wówczas, zamiast myśleć o nich spokojnie i krytycznie, zaczynasz wędrować ich drogami, bawić się ich światem, współżyć ich tęczowem życiem, zatapiać się w ich niesamowitych spojrzeniach, jednem słowem bierzesz żywy udział w ich lalkowatem jestestwie. Czyż podobna pamiętać w takiej chwili o tem lub owem założeniu krytycznem, o takiem lub innem prawidle estetycznem? Takie jedwabne istoty o haftowanych oczach i ustach, strojne we wszystek przepych barw i świateł rodzić się zwykły z nadmiernego wyrafinowania artystycznego, które nie znosi prostych dróg krytycyzmu, zaostrzonej i nieomylnej świadomości lub wygodnego poczucia rzeczywistości. Im wystarcza rozumiejące wyrafinowanie, ładna poza, niedbały gest i nieuchwytne uczucie artystyczne, które nie pyta: co, jak i dlaczego, tylko śmiało kroczy wąską ścieżyną leżącą na krawędzi zdrowego rozsądku. Dlatego najlepiej wobec takich istot o przerafinowanych pozach i gestach, lśniących jedwabiach i ciepłych aksamitach wyzbyć się wszelakiego krytycyzmu, zapomnieć o całej wiedzy i nauce o pięknie, zapomnieć o swych latach nadchodzącej jesieni, troskach, obowiązkach i zeszedłszy na fosforyczną ścieżynę ułudy, powędrować w krainę bezpowrotnie minionego dzieciństwa. Piękna, daleka i bezpowrotnie odległa kraino! 

Ale oto spójrzmy w inny świat. Jacyś dawni znajomi z krainy dziecinnej baśni i złudy, jakiś zbójnik tatrzański z krzaczastą brodą i kręconemi wąsiskami, obok zadumana sierotka, ówdzie czarownica, ta co Małgosię więziła, i jakiś kolorowy i zamaszysty głuptas wiejski z bajecznym kogutem za pazuchą. Stylizowane stroje o doskonale sharmonizowanych barwach, gesty zadzierzyste i zawadjackie, pełne rytmu mazurka, oberka lub podmiejskiego sztajerka. Barwy pienią się, przelewają w nadmiarze i surowym dosycie, to znowu łączą się w zespoły dopełniające lub bezczelnie kontrastujące. Kipi, wre, temperamenty grają i choć brak basetli i wioskowych dławidudów, to jednak nagły rytm porywa te kolorowe postaci do tańca szalonego i zapamiętałego. Cała pierwotność i surowość świata ludowego zda się przebijać z tych zamaszystych figurek. 

Wprost trudno mi się rozstać z temi postaciami dziwnemi, ale jeszcze trudniej mierzyć je krytycznemi kryterjami. Pod wpływem tego czy owego osądu estetycznego uleciałby ich czar i zbladła ich poezja, dlatego najlepiej wstąpić w ich miękkie ślady, szukać w dzień blasków księżyca, bawić się roześmianymi karłami, drżeć o losy tęskniącej królewny i życzyć szczęśliwego wyniku walki dwom rycerzom księżycowym. Nie smuć się czarnooki i czarnoręki pierrocie, zaczytany w zielonej, niezrozumiałej ci księdze, a ty czekoladowy murzynie z wybrzeża słodkich bananów i kości słoniowej nie wywracaj twych białych oczu ku tęczowym i pajęczym księżniczkom! 

Takiemto pełnem i zupełnie swoistem życiem tchną lalki Janiny Przybylskiej. Z pełnem poczuciem odpowiedzialności krytycznej powiedzieć można, iż nie posiadają wiele sobie podobnych. Artystka czyni z nich prawdziwe arcydziełka pełne wyrafinowanego piękna i do ostateczności doprowadzonej subtelności. Niepodobna mierzyć je zwykłą miarą przeciętnych dzieł sztuki lub rozpatrywać ich estetyczne wartości. Lepiej oglądać je wrażliwem okiem miłośnika piękna, ogarniając ich nastrój czuciem i zrozumieniem i współżyć z ich fosforycznem życiem marzenia i czaru. Na tej drodze każdy dostrzeże ich niezwykłe piękno i spojrzy na nie spojrzeniem wolnem od przesądów i uprzedzeń... 

Stanisław Machniewicz 

Lalki Janiny Przybylskiej.
Lalki Janiny Przybylskiej.

Lalki Janiny Przybylskiej.
Lalki Janiny Przybylskiej.

Lalki Janiny Przybylskiej.
Lalki Janiny Przybylskiej.

Lalki Janiny Przybylskiej.
Lalki Janiny Przybylskiej.

keyboard_arrow_up
Centrum pomocy open_in_new