Ostatnio oglądane
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
Ulubione
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
REFERAT NA ZJAZD ARTYSTÓW PLASTYKÓW W WARSZAWIE
Sztuka plastyczna w postaci sztuki stosowanej, rodzi się bezpośrednio z rzemiosła i jest równie stara, jak ono. Ponieważ zaś rzemiosło jest podstawową cechą człowieczeństwa, od życia ludzkiego nieodłączną, przeto i sztuka plastyczna jest zjawiskiem powszedniemi pojawia się wszędzie gdzie żyje i tworzy człowiek. Formy, w których się sztuka ta wciela w okresie najdawniejszym, powstają pod wpływem pierwszych ogólno ludzkich potrzeb, urzeczywistniają się przy pomocy prymitywnych technik i są również ze stanowiska artystycznego rozpatrywane, formami podstawowymi o charakterze ogólno-ludzkim. W miarę różnicowania się życia, mnożą się potrzeby, rozwijają się techniki produkcji i rodzą się formy coraz bogatsze. Są to formy pochodne, zależne ściśle od stopnia i rodzaju kultury, wykwitające ze zbiorowej duszy danego środowiska, formy mające charakter plemienny, narodowy. W miarę dalszej ewolucji powstają coraz to nowe potrzeby i coraz nowe zadania o charakterze mniej ogólnym, a pod ich wpływem sztuka w łonie narodu rozszczepia się na działy odpowiadające zróżnicowanym wymogom życia. Potrzeby kultu, władzy, zbytku, stanowią podłoże na którym wyrasta sztuka mniej ogólna i luźniej z użytkowością, z rzemiosłem zrośnięta.
Sztuka ta zaczyna posługiwać się wartościami naturalistycznemi i nabierając cech indywidualnych zatraca charakter narodowy. Ewolucja ta dotyczy właściwie tylko wyższych warstw społecznych, dokonuje się ona w świątyniach, zamkach i pałacach, w których błyszczy i olśniewa owa sztuka artystów bogata i zmienna, gardząca użytkowością coraz nowych kształtów, żądna i wpatrzona w naturę, jako źródło nieprzebranego bogactwa. Równocześnie zaś w szarej masie ludzi trwa i urabia się z pokolenia na pokolenie sztuka dawna, prosta i cicha na niezerwanej tradycji oparta, sztuka, która swoje formy ściśle z użytkiem związała, sztuka bezimiennych, powszechna, narodowa. Takie ustosunkowanie charakteryzuje w ogólnych zarysach wytwórczość artystyczną wszelkich środowisk kulturalnych, zarówno w epokach minionych, jak współczesnych. Istnieją tedy obok siebie zawsze jakby dwie sztuki niezależne od siebie. Pierwsza zbytkowna, indywidualna, przechylająca się w stronę sztuki t. z w. czystej, mało wykazuje cech narodowych, druga zaś ludowa, rzemieślnicza, gromadna ma charakter nawskróś narodowy. Ten sam rozdział istnieje również i u nas i to w formie jeszcze bardziej spotęgowanej, a to dzięki temu, że artyści nasi byli i być musieli przez wiek cały przedewszystkiem wyrazem cierpień i wiary zdeptanego narodu, a skutkiem tego sztukę z konieczności z idealnych wyprowadzali założeń, odrywając ją przez to tem silniej od materjalnego podłoża. W chwili odrodzenia się Polski dopełniło się ich szczytne przeznaczenie, a sztuka, która przyjdzie, musi być z konieczności inną, gdyż musi być sztuką wolnego i normalnego narodu, musi być żywą, musi wykwitać z tej ziemi, która jest obecnie już naszą ziemią. Tym węzłem wiążącym sztukę naszą ze ziemią, tym punktem wyjścia dla dalszej ewolucji może być oczywiście jedynie sztuka ludowa, która z tej ziemi bezpośrednio wykwitła. Dzięki temu ten właśnie dział sztuki niezmiernie ważny dla każdego narodu, posiada dla nas wartość jedyną, niezastąpioną, bezcenną.
Sztuka ludowa, która przetrwała długie wieki wszelkich prób zwycięzko, została zagrożona w ostatnich dziesięcioleciach bardzo istotnie przez współczesną cywilizację, a to skutkiem tego, że cywilizacja ta ugodziła w samą zasadę jej bytu t. j. w rzemiosło. Wyroby fabryczne, tanie, powierzchownie do gustu ludowego dostosowane, wypierają z roku na rok wyroby dawne, na narodowych tradycjach oparte. Są to formy ze stanowiska artystycznego bezwartościowe, obce i tembardziej szkodliwe, że płyną przeważnie z zagranicy i że je cudza wylągła maszyna. Szkodę jaka stąd wynika podwaja jeszcze i ta okoliczność, że zagraniczni agenci handlowi, przywożący towar niamiastkę, wywożą równocześnie szlachetny surowiec, częstokroć już nawpół przerobiony. I tak wywozi się z Galicyi lnianą i konopną przędzę ręczną, a na jej miejsce oddaje się chłopom liche nawpół bawełniane fabryczne tkaniny. Podobnie dzieje się z wełną, skórą, drzewem i t. p. Nikną dawne wyroby ludowe, szlachetne i żywe, a na ich miejsce panoszą się głupie i pospolite fabrykaty, które swój tryumf zawdzięczają niezmiernej płodności martwej i sztywnej, ale z zawrotną szybkością warczącej maszyny. Proces ten już od dłuższego czasu budzi poważną troskę wśród ludzi umiejących ocenić wartość prostych, ale prawdziwych i niezastąpionych form twórczości ludowej.Rodzą się więc wysiłki zmierźające bądź to do przechowania i wskrzeszenia sztuki ludowej jako takiej, bądź też do wyzyskania jej dla przemysłu artystycznego wogóle zmierzające. Rezultaty jednak osiągnięte dotychczas w obu tych kierunkach nie są zadowalniające, a to z następujących przyczyn.
Magazynowanie wyrobów ludowych chociaż niezmiernie ważne, samo w sobie nie wskrzesza zamierającej wytwórczości. Propaganda zaś czyli namawianie ludu, aby trwał przy dawnych strojach i dawnych używał misek i sprzętów, również nie prowadzi do celu, choćby nawet było wspierane materjalnymi środkami, gdyż jest metodą sztuczną, niezdolną powstrzymać logicznej ewolucji. W obec tego próbowano innej drogi, a mianowicie starano się przenieść sztukę ludową na wyroby przemysłu artystyczngo. Wysiłki te jednak również nie dały zamierzonego rezultatu, a żywe motywy ludowe przeszczepione na grunt obcy zatraciły zdolność dalszego rozwoju i obumierały. Przyczyna tego zjawiska leży w tem, że wysiłki zmierzały do bezpośredniego przeszczepiania gotowych już form. Forma zaś artystyczna jest raczej końcowym wynikiem twórczości, a nie jej założeniem. Wzory sztuki ludowej użyte w szkołach lub pracowniach rękodzielniczych i artystycznych obumierają tak, jak obumierają kielichy kwiatów, użyte jako szczepki lub sztubry. Stanowisko powyższe potwierdziły liczne doświadczenia wykonane w ostatnich czasach. Jako przykład posłużyć może dla nas sztuka zakopiańska żywa i bujna w ręku górala, a martwa i bezpłodna, przeniesiona na grunt miejski. Wszystkie te parzenice, leluje, gwiazdy tak strojne i przekonywujące na ścianach i sprzętach izby, zwietrzały przeniesione do mieszkań i domów miejskich i stały się niepotrzebne. Odrodzenie się sztuki ludowej musi tedy oprzeć się na innych założeniach, należy dążyć do nawiązania zerwanej tradycji, do zużytkowania żywej siły twórczej ludu, a nie gotowych już wzorów. Tak pojęta praca polegać będzie na wychowywaniu w zdrowych warunkach zespołu jedynostek młodych, nie spaczonych jeszcze tandetą cywilizacji, któreby rosły w atmosferze rozumnej i uczciwej pracy warsztatowej i kształciły w sobie pod kierunkiem serdecznej opieki artystów-wychowawców, odziedziczone po przodkach poczucie miary i harmonii.
W takim zespole twórczym rodziłyby się formy żywe i logiczne, dostosowane do kulturalnych potrzeb życia codziennego: formy będące naturalnem rozwinięciem sztuki ludowej, wykwitające ze zbiorowej duszy dzieci tego ludu, a więc formy nawskróś narodowe. Wytwórczość tą drogą wskrzeszona nie miałaby podziału na projektodawców i wykonawców, jaki panuje w przemyśle mechanicznym. Byłaby to zatem wytwórczość nawskróś rękodzielnicza, która formy swoje do danego użytku ściśle dostosowane wyprowadza bezpośrednio z materjału pod kierunkiem plemiennego poczucia artystycznego. Uczelnia tego typu pomimo pozornego pokrewieństwa nie współzawodniczy wcale ze szkołą przemysłu artystycznego, która na innych jest zbudowana założeniach i do innych służy celów. Zadanie szkoły przemysłowej polega przedewszystkiem na wyszkoleniu artystów zdolnych do projektowania form przeznaczonych do wyrobów w zupełności, lub też częściowo mechanicznego. Szkoła ta zatem kształci projektodawców t. j. jedynostki zdolne do obmyślania wzorów opartych na pojęciu stylu, podczas gdy wytwórczość ściśle rękodzielnicza nie polega na fantazji indywidualnej, ale na zbiorowej pracy, przyczem formy krystalizują stopniowo drogą ciągłego oddziaływania czującej ręki na szczery materjał i odwrotnie. Szkoły przemysłowe przyczyniają się do podniesienia i uszlachetniania produkcji przy pomocy maszyn wykonanej, uczelnia rzemieślnicza natomiast o jakiej poprzednio jest mowa przyczyni się do wyleczenia zdeprawowanego dziś i zmarniałego rękodzieła, a równocześnie może stać się środkiem akcji do wskrzeszenia obumierającej sztuki ludowej, zmierzającej.
Z ekonomicznego punktu widzenia wyzyskanie rąk wolnych byłoby poważnym czynnikiem pomnażającym nasze bogactwo narodowe. Należycie zorganizowana produkcja ręczna mogłaby zaspokoić w pewnych dziedzinach życia potrzeby ludu, a częściowo i inteligencji, ewentualna zaś jej nadwyżka z łatwością znalazłaby zbyt za granicą, gdzie wyroby szlachetne, na których ręka wycisnęła niezastąpione niczem piętno artystyczne z roku na rok bardziej są cenione. Stworzenie źródła dochodu dla bezrolnego i małorolnego wieśniaka, jakoteż dla ludności podmiejskiej powstrzymałoby w pewnej mierze emigrację i złagodziłaby przebieg ewolucji ekonomicznej, a specjalnie agrarnej, która nie da się żadnym przewrotem definitywnie załatwić i pozostanie zagadnieniem palącem na długie okresy czasu. Zmiana własności, walka z kapitalizmem i t. p. środki, mogą być mniej lub więcej korzystne, ale czynnikiem zasadniczym dla bogactwa narodowego nie będzie taki lub inny podział dóbr istniejących, ale wyprodukowanie wartości nowych. Jest to zagadnienie wyzyskania wszelkiej energii, która się marnuje czyto w pokładach węgla, czy w zbiornikach wody, czy też wreszcie w żywej sile narodu. Taką zmarnowaną obecnie energią jest właśnie energia artystyczna ludu, mniej materjalna niż inne, ale równie realna i zdolna wytworzyć bardzo poważne wartości ekonomiczne. Twierdzenie to łatwo poprzeć można licznymi konkretnymi przykładami i tak: chustek chłopskich kolorowych sprowadza się do kraju za kilka milionów koron rocznie; podobnie sprowadza się ogromne ilości wstążek, dywanów, wyrobów fajansowych, zabawek i całe mnóstwo sprzętów i sprzęcików, które bogacą zagraniczne warsztaty, zamiast stać się źródłem dobrobytu dla tych milionów ludzi, których rodzaj pracy skazuje na długie godziny bezczynności i nudy. Z tego, co dzisiaj jest pustą zabawą cenioną jedynie przez nielicznych smakoszów, z tych wycinanek, pisanek, figurek, które choć bezużyteczne i nietrwałe są nieraz skończonymi arcydziełami, powstaćby mogły przedmioty wysokiej wartości, mogące skutecznie konkurować z najwytworniejszymi dziełami sztuki zdobniczej Azyi lub Japonii.
Aby osiągnąć te cele, trzeba zorganizować wysiłki tych nielicznych jedynostek w kraju, które pracują obecnie w trudnych warunkach, albo też wcale nie mają możności zrealizowania swoich zamierzeń. Musi więc powstać nowy ośrodek pracy, czyli jakaś instytucja, któraby mogła nosić nazwę n. p. warsztaty polskie (ludowe). Z góry należy podkreślić, że instytucja ta chociaż w programie swoim obejmuje naukę, musi mieć inne założonie niż wszelkie współczesne szkoły rękodzielnicze, a różnicę tę uwidoczni ogólny szkic, który poniżej przedkładamy. Warsztaty pomyślane, są w ścisłej łączności z bursą, pracownią doświadczalną, oraz hurtownią i powinny być założone w miejscu dobrze wybranem. Zdrowa okolica, bezpośrednia blizkość kulturalnego miasta, dobra komunikacja, las i dobra woda stanowią główne warunki. Obok tego zakład ten posiadać musi pewną powierzchnię gruntu ornego, który uprawiany własnymi siłami obniży koszta utrzymania bursy i da pole do zdrowych i celowych ćwiczeń fizycznych. Pozatem państwo mogłoby dostarczać pewnych materjałów niezbędnych jak n. p. drzewa, spirytusu, benzyny i innych surowców, które byłyby w posiadaniu państwa. Na takich podstawach ekonomicznych oparta instytucja dążyć powinna do tego, aby utrzymać się z własnej produkcji i nie obciążać więcej budżetu państwowego. Możliwość osiągnięcia tego celu usprawiedliwiają dalsze założenia podstawowe warsztatów, a zwłaszcza ich działalność wytwórcza i handlowa. Uczniowie pracować będą przedewszystkiem praktycznie tak przy warsztacie, jak w biurze handlowem.
Ucząc się będą oni wykonywać przedmioty użytkowe, a równocześnie będą się zaznajamiać z kalkulacją i prowadzić stronę handlową przedsiębiorstwa, która winna być silnie rozwinięta, tembardziej, że przedmiot handlu będą stanowiły nietylko własne wyroby, ale również i inne wyroby przemysłu ludowego. W tym celu instytut pozostawać będzie w stałym kontakcie z wytwórcami wiejskimi przesyłając im zamówienia, udzielając wskazówek oraz dostarczając rzeczy niezbędnych, a zwłaszcza tych materjałów, których dotkliwy brak daje się odczuwać, lub, które są wypierane stale przez fabrykaty bez żadnej wartości, lub nawet szkodliwe. Jako typowy przykład mogą posłużyć barwiki. Lud wiejski kupuje dziś ten towar w miastach i otrzymuje fabrykaty anilinowe, nietrwałe i nieprzyjemne dla wzroku; mało bowiem już dzisiaj istnieje na prowincji farbiarzy, którzyby sami barwili według recept starych i wypróbowanych, lub barwików trwałych dostarczali. Za czynności swoje, oraz za wykonane wyroby uczniowie otrzymywać będą wynagrodzenie, które w pierwszym rzędzie użyte zostanie na pokrycie kosztów utrzymania i nauki. Ewentualna nadwyżka będzie uczniom w gotówce wypłacana. System taki jest korzystny z tego względu, że wychowanek uczy się od początku opierać pracę na realnych podstawach ekonomicznych, nabiera poczucia kosztów produkcji i zrozumienia potrzeby i znaczenia kosztorysu. Nauka, która jest zupełnie od realnych warunków życia oderwana, nie może dawać praktycznego przygotowania do życia i uczy pracy nieracjonalnej.
Instytucja powinna brać odpowiedzialność za swoich wychowanków i jeżeli będzie dobrze prowadzona, może zapewnić im po ukończeniu nauki przyzwoite utrzymanie. Jest to tem łatwiejsze, że instytucja tak pomyślana powinna się rozrastać i będzie mogła zatrudnić wszystkie siły fachowe przez siebie wykształcone. Wykwalifikowani bowiem rękodzielnicy będą mogli organizować na prowincji w kontakcie ze szkołą-matką analogiczne centra wytwórczości i handlu. Najzdolniejsi zatem z pomiędzy uczniów mogą stać się z czasem kierownikami takich instytucyj nowo powstających, inni mogą być nauczycielami, a inni wreszcie samodzielnymi producentami ze szkołą ideowo i handlowo związanymi.
Co do zakresu nauki, to szkoła powinna objąć te rękodzieła które współdziałają przy budowie domu wraz z jego wnętrzem tak, aby umożliwić zbudowanie jednolitej całości. Należy więc przewidywać następujące działy: a) budownictwo, kamieniarstwo, ciesiołka; b) zdobnictwo architektoniczne, malarstwo ścienne, fresk, tempera, malarstwo klejowe; c) sprzętarstwo, stolarstwo, snycerstwo; d) wyroby metalowe, ślusarstwo, kowalstwo, cyzelerstwo, wyroby klepane, blacharstwo; e) koszykarstwo; f) ceramika, szkło, fajans, porcelana; g) przemysł włóknisty, tkactwo, haft, koronkarstwo, bieliźniarstwo; h) farbiarstwo związane z poprzedniem, batik, druk; i) przemysł graficzny ręczny, n. p. sztance introligatorskie, zdobniki i inicjały drukarskie; j) introligatorstwo ręczne. Siły majsterskie pomocnicze potrzebne do uruchomienia wszystkich powyższych działów czerpać należy o ile możności ze sfer ludowych. Istnieją jeszcze w zapadłych kątach kraju garncarze, tkacze, ślusarze, koszykarze i inni, którzy rzemiosło swoje na dawnych tradycjach opierają. Z pomiędzy tych ludzi należy wyszukać najlepszych i przy ich pomocy pod kierunkiem artystów dobrze czujących istotę rzemiosła rozpocząć organizowanie wytwórczości.
Na takich podstawach rozpoczęta praca będzie nauką nietylko dla młodzieży, ale również dla artystów i tych majstrów fachowców, którzy niewątpliwie z początku duże będą mieli braki. W miarę doświadczeń dział każdy będzie się doskonalił, urabiając sobie właściwe metody i kształcąc nowe siły fachowe. D o tego procesu doskonalenia potrzebne są pracownie doświadczalne, o których na początku wspomniano. W nich dokonywać się będą próby materjałów, drzewa, kamienia, gliny i innych, stosowanie środków technicznych, (barwików, glazór, bojców), ustalenie metod roboty i dobór narzędzi. Cywilizacja współczesna tak intenzywnie twórcza w kierunku mechaniki, mało korzystnych zdobyczy przyniosła w zakresie rękodzieła. Przeciwnie, wpływ jej na to ostatnie okazał się szkodliwy i dlatego należy bardzo ostrożnie odnosić się do wszystkich rzekomych ulepszeń, poddać je ścisłej analizie, a oprzeć się natomiast przedewszystkiem na metodach dawnych, wypróbowanych wiekowem doświadczeniem. Materjał na uczniów czerpać należy pomiędzy ludnością wiejską i podmiejską, przyjmując dzieci o ile możności w wieku od lat 8 do 14, w każdym zaś razie tylko takie, które wcale, albo przynajmniej mało uczęszczały do szkoły.
Każda szkoła ma bowiem pewien system wychowania i nauki, który nie będzie się pokrywał z systemem przewidzianym w obecnie omawianej instytucji rękodzielniczej, w szczególności zaś metoda nauczania rysunków w obecnem rozumieniu nie kształci poczucia dekoracyjnego, ale w zasadzie je zabija, tak, że dziecko które uczyło się rysować najczęściej nie nadaje się już na ucznia szkoły rękodzielniczej. Będzie to zatem materjał surowy, a głównym warunkiem wymaganym dla przyjęcia będą wrodzone zdolności dekoracyjne. Wobec tego, że zdolności te w dostatecznym stopniu pojawiają się więcej niż u połowy dzieci, zebranie odpowiedniego kompletu uczni nie będzie przedstawiało żadnych trudności. Ta powszechność uzdolnienia, która może na pierwszy rzut oka wydawać się dziwną, została empirycznie stwierdzoną i daje się również rozumowo wyjaśnić. Człowiek na mocy naturalnej konieczności dąży do wyrażania swoich pojęć, a operując w zakresie plastyki wytwarza rysunki pojęciowe. Spostrzegawczość właściwa każdemu prawie, komu sztuczny książkowy świat nie przysłonił świata realnego, umożliwia osiągnięcie wyrazistej charakterystyki formy lub ruchu przy pomocy plamy lub linii. Powstają więc rysunki pojęciowe. Pojęciowość pociąga za sobą szematyczność, szemat zaś w języku plastycznym wyraża się prostą figurą geometryczną. Tą drogą przyrodzone skłonności człowieka doprowadzają go do kreślenia rysunków, które składają się z prostych figur geometrycznych, a przez to łatwo poddają się rytmice ornamentalnej. W rezultacie więc powstają rysunki charakterystyczne z tendencją dekoracyjną, czyli właśnie takie, jakich wymaga zdobnictwo.
W szelka szkoła realistyczna odciąga od pojęciowego ujmowania form, a przez to niszczy geometryczne założenia i oddala od ornamentu i w rezultacie jest szkodliwa dla rękodzielnika, który przedewszystkiem zdobniczą mową się posługuje. Przeciętnie zdolny uczeń może bez żadnego specjalnego przygotowania rysunkowego przystąpić odrazu do samodzielnego tworzenia form zdobniczych, zwłaszcza jeżeli się nim opiekuje rozumny artysta, którego rola polegać będzie na umiejętnem pobudzaniu i rozwijaniu wrodzonych skłonności i plemiennych poczuć. Artysta kierownik nie będzie tedy przedkładał żadnych wzorów (choćby to nawet miały być najlepsze wzory ludowe), ale zadowolni się wyjaśnieniem najogólniejszych założeń zdobniczych, które każdy uczeń samodzielnie rozwijać potrafi. Podobny stosunek zachodzi przy nauce pisania. Wszyscy bowiem uczymy się wedle tych samych zasad ogólnych, a każdy pomimo to dochodzi do wyrobienia sobie własnego charakteru pisma. Uczniowie zatem będą odrazu produkowali pewne przedmioty użytkowe; zapoznają się dokładnie ze wszelkimi materjałami i narzędziami, jakie do wyrobu są potrzebne. Malarz więc pokojowy podczas nauki sam przygotowuje tynk, sam przyrządzi każdą farbę, sam będzie wiązał swoje pendzle i sam wycinał patrony. Równolegle z praktyczną nauką uczniowie będą otrzymywali oczywiście ogólne wykształcenie w takim zakresie, jaki jest potrzebny dla dobrego rękodzielnika. Prócz tego będą uczniowie sami prowadzili administrację i gospodarkę w zakładzie ze specjalnem uwzględnieniem działu handlowego i rachunkowego. Całą stroną wychowawczą ucznia zajmie się bursa.
Będzie ona miała za zadanie zastąpić szkołę oraz dom rodzicielski, który zwłaszcza w uboższych sferach rzadko kiedy daje odpowiednią atmosferę dla młodzieży. Nie omawiając szczegółowo całej organizacji bursy wypadnie zaznaczyć, że należy wykorzystać dotychczasowe doświaczenia bogate w tym zakresie i wprowadzić daleko idące reformy, aby uniknąć tych szkodliwych stron, jakie mają współczesne internaty rękodzielnicze. Reforma powinna dążyć w tym kierunku, aby wytworzyć środowisko możliwie najbardziej zbliżone do życia rodzinnego, dobrze zorganizowanego. W tym celu należy zmniejszyć ilość uczni każdej grupy (na jakie cały zakład zostanie podzielony), a kasując posady patronów, oddać prowadzenie każdego oddziału jednemu wychowawcy. Gromadka uczni wraz z żoną i dziećmi wychowawcy zróść się powinna w jedną zwartą całość, stanowiąc niejako rozszerzoną rodzinę. Każda taka grupa reprezentować powinna o ile możności tylko jeden zawód, a to z tego względu, aby zainteresowanie się robotą nie ograniczało się jedynie do sali warsztatowej, ale ogarnęło całe życie. Praca i zabawa powinny uzupełniać się tak, aby praca bawiła, a zabawa przynosiła korzyść. Praca i zabawa powinny stać się głównymi środkami wychowawczymi, zastępując środki sztuczne zazwyczaj wprowadzane.
Dla uzyskania tego celu należy do pracy nad młodzieżą przedewszystkiem wciągnąć samą młodzież, pozostawiając starszym ogólne kierownictwo, oraz rolę doradców i superarbitrów. Wychowawcy i nauczyciele nie powinni zadowolnić się pilnowaniem i nauczaniem młodzieży, muszą ją poznać i dzielić z nią trud całodzienny. Takie współżycie dostarczy nauczycielowi bardzo cennych wskazówek i nauczy go niewątpliwie wielu rzeczy, a przedewszystkiem wskaże mu czego naprawdę uczeń potrzebuje. Tą drogą uniknie się nauki dla samej nauki, a wiedza stanie się żywa, bezpośrednio z życiem związana i utraci ten zapach książkowy, tak często przykry dla zdrowego i jędrnego temperamentu. Reasumując powyższe uwagi należy dążyć do tego, aby wychowanie i kształcenie nie rozpadło się na szereg przedmiotów, prac, zabaw i nauk moralnych niczem ze sobą nie związanych, ale przeciwnie, aby zatarły się wszelkie przedziały i granice sztuczne, a życie internatu stało się prawdziwem życiem, gdzie jedno się z drugim splata, gdzie jedno drugie wyjaśnia, jedno drugiemu pomaga.
Powyższa koncepcja instytucji nie powstała na tle spekulacyjnych rozmyślań, ale jest wynikiem kilkoletnich prób i doświadczeń przeprowadzonych w „Warsztatach krakowskich,, (instytucji wytwórczej, współdzielczej, złożonej z artystów i rzemieślników, założonej w Krakowie w roku 1912 pod opieką i przy poparciu Muzeum techniczno przemysłowego). Pierwszy lepszy przykład z tej praktycznej działalności zaczerpnięty, jaśniej przekona o słuszności powyższych założeń, niż wszelkie rozumowe dowody. Kiedy wprowadzono „batik“ (wzorzyste materje barwione przy pomocy techniki pisankowej), poczęto wzory do niego początkowo zamawiać u artystów. Ponieważ wzory tą drogą uzyskane kalkulowały się bardzo drogo, a więcej jeszcze ponieważ przekonano się dowodnie, że wykonać na materji wzór powinna koniecznie ta sama ręka, która go projektuje, postanowiono szukać innego rozwiązania. Urządzono mianowicie kurs batiku dla 5-ciu dziewcząt podmiejskich, zupełnie nie umiejących rysować, a dziewczęta te pod kierunkiem artysty malarza p. Buszka w przeciągu trzech miesięcy nauczyły się nietylko techniki, ale i kompozycji. A nauczyły się tak dobrze, że wyroby ich były pod względem artystycznym o wiele ciekawsze niż te, które z mozołem wypracowali fachowi i zdolni plastycy. Szereg prób początkowych zestawionych chronologicznie ujawnia w sposób przejrzysty linie według której odbywało się kształcenie motywów i doskonalenie kompozycji.
Wzór taki wykonany samodzielnie przez wiejską dziewczynę, nie mający na sobie wpływów obcych, jest produktem na wskroś ludowym, a przeto i narodowym; tak, że gdyby dziś wszystkie okazy sztuki ludowej nagle przepadły, możnaby tę sztukę napowrót z żywej twórczości dzieci tego ludu wysnuć. Analogiczne doświadczenia wykonano z malowaniem zabawek, a wynik okazał się równie szybki i olśniewający. Mamy tedy przed sobą nie teorje, ale oczywiste fakta, którym przeczyć niepodobna. Należy więc na nich się oprzeć i stworzyć instytucję, która czerpiąc z nieprzebranych zapasów żywej siły naszego ludu odrodzi rękodzieło i da realne podstawy pod dalszą budowę narodowej sztuki plastycznej. Instytucja ta choć ma pewne cechy szkoły rękodzielniczej, nie będzie jedną więcej szkołą, których już wiele zakładano w różnych częściach Polski, nie osiągając zamierzonych rezultatów. Nie będzie to znowu jakaś nowa, niepewna próba, ale bezpośrednie wyzyskanie faktów stwierdzonych namacalnie, a teoretycznie wyjaśnionych.