Wyszukiwanie zaawansowane Wyszukiwanie zaawansowane

Sztuka stosowana.


Nazwa nowa-rzecz stara, jak ludzkość, a przynajmniej, niewiele młodsza od najpierwotniejszych objawów jej kultury. Sztuka stosowana, najogólniej biorąc to zdobienie, upiększanie przedmiotów użytku, co, ja ko przyrodzona potrzeba estetyczna człowieka, znaczy się mniej lub bardziej znamiennemi śladami przez dzieje rozwojowego doskonalenia się jego ducha. Leży to w uczuciu estetycznem, które wywołuje pewne określone wysiłki, w kierunku zaspokojenia tej potrzeby. Przyrodnicy dopatrują się nawet wśród wyższych zwierząt zupełnie wyraźnych znamion uczucia estetycznego, zasadnicze różnice rozpoczynają się jednak od chwili, kiedy występuje sprawa indywidualnych poczęć artystycznych. Oczywiście, kokieteryjne przystrajanie się niektórych samców z ptasiego rodu w żywe barwy w czasie zabiegów miłosnych nie jest utworem zamierzań osobniczych jak, dajmy na to, w analogicznym wypadku, sztuka kosmetyczna ludów dzikich i nie dzikich.

Od tej chwili tedy, wszystko, co człowiek czyni w celu zadowolenia tego uczucia, jest sztuką. Pojęcie to następnie zmącone zostaje przez stosowanie sztuki do kultu. Najwspanialsze, najpotężniejsze manifestacje twórczości poświęcone są bóstwu — najdzielniejsze, najwybitniej uzdolnione w danym kierunku jednostki są powołane do przedstawienia jego wizerunku. Tak wyodrębnia się potrosze artysta zawodowy, który, dzięki swemu powołaniu, zajmuje, względnie do rzemieślnika, stanowisko uprzywilejowane. AV Egipcie stanowisko to przechodzi w ręce, zazdrosnej o wszelki przywilej, kasty kapłańskiej, i dla tego sztuka ta, po pewnym czasie, martwieje, rutynizując się w kanonach. W Grecji, pozostawiona wolnemu współzawodnictwu, jest, że tak powiem, polem doskonalenia się przewspaniałej rasy wielkich artystów, drogą naturalnego doboru. Znaczenie, jakie zdobywa w społeczeństwie twórca posągów Pallas Ateny i Jowisza Olimpijskiego, przenosi się później na artystów innych, choćby ci rzeźbili wizerunki pogardzanych, barbarzyńskich Gallów, lub nic zgoła wspólnego z Olimpem nie mające zwierzęta, pod warunkiem wszakże, że doskonałością utworów swoich stanęli na wysokości zadania. Wtedy już nader jaskrawo zaznacza się przedział między artystą i rzemieślnikiem - między przedstawicielami  wielkiej sztuki a małej, którą dziśby nazwano sztuką stosowaną.

Ale z czasem, ze zmianą pojęć religijnych, zmieniają się też wzajemne stosunki  sztuki i rzemiosła. Wieki średnie, a zwłaszcza epoka po zwycięskiej walce ikonoklastów, przedstawia niezmiernie ciekawy obraz, jak przemysły artystyczne, mała sztuka stosowana, idzie dumnie przed tern, co u Greków dało niepożytą sławę Fidjaszom, Praksitelesom, Mironom, Polikletom, Appellesom, Zeuksisom, Parasiosom i tylu innym wielkim rzeźbiarzom i malarzom. Rzeczywiście, bizantynizm, który drobne wyroby z kości słoniowej, emalje, mozajki, hafty, tkaniny, doprowadził do nieznanej przedtem doskonałości technicznej i, przyznać trzeba, wysokiej wytworności artystycznej, właściwą rzeźbę i malarstwo strącił na samo dno ciemnej przepaści, skąd długo na jaśnię słonecznych blasków wydostać się nie mogły. Długo jeszcze nawet po brzaskach renesansu, pomimo namiętnego protestu duchów buntowniczych, malarstwo i rzeźba pozostały jedynie rzemiosłem kościelnem-sztuką stosowaną do kultu.

U nas ślady takiego traktowania sztuk  tych przechowały się w ustawach cechowych do wieku XVIII, co zaciężyło fatalnie na rozwoju rodzimej twórczości artystycznej.

Dopiero Kołłątajowska reforma szkolnictwa pchnęła też na inne tory sprawę nauczania artystycznego, dając niejako oficjalną sankcję temu, co przy szczególniejszej opiece królów i możnych panów, pod wpływem  ducha czasu, wyłamywało się już nieco wcześniej z pod opieki kongregacji.

Słusznieby też, zdaniem mojem, rok 1778, to jest datę założenia w Krakowie pierwszej wolnej szkoły malarskiej, uważać można było za wytyczny moment dziejowy, w którym rozdzieliła się wytwórczość nasza i popłynęła dwoma odmiennemi łożyskami. Istotnie, wtedy to zupełnie wyraźnie i, jak powiedziałem, oficjalnie, zarysowały się różnice między wolnym artystą i rzemieślnikiem cechowym. Wtedy też artysta, w arystokratycznem poczuciu swej wyższości hierarchicznej, trzymał się zdaleka od wszystkiego,  co nie było tak zwaną sztuką wielką, i, oczywiście, tern samem na rozwój sztuk mniej szych - wszelkich przemysłów artystycznych-wpływu nie miał prawie żadnego.

Trwało to wszakże nie długo, a przynajmniej nie tak długo, jak się to wydaje tym, którzy podnoszą dziś hasło „sztuki stosowanej, “ jako rzeczy zgoła dotąd na ziemiach  polskich nieznanej i niesłychanej. Pominąwszy już, że wielki Jan Matejko, twórca  wspaniałych kompozycji historycznych, podejmował się polichromicznych dekoracji  kościołów, mieliśmy między malarzami również i teoretyków sztuki stosowanej. Znalazłem mało znaną szerszemu ogółowi książkę Wojciecha Gersona „Zdobnictwo rękodzielnicze” daną nakładem „Salonu artystycznego” w r. 1896. Jest to właściwie szereg wygłoszonych w Muzeum Przemysłu w roku 1877 odczytów, mających na celu, jak sam autor pisze w przedmowie, wykazanie, „jak ścisła zachodzi łączność pomiędzy sztukami pięknemi a rękodziełami ozdobnemi, a jak ważną jest w tych ostatnich umiejętność rysowania”

Odczyty okazały się w skutkach doniosłe. Bezpośredniem ich następstwem było otworzenie przy Muzeum Przemysłu sal rysunkowych dla rzemieślników - instytucji, która obecnie rozwija się nader pomyślnie i niezaprzeczenie ogromne przynosi korzyści w sprawie uartystycznienia naszej produkcji rzemieślniczej.

Tą drogą zapoczątkowano, w skromnych narazie rozmiarach, robotę, która była niejako echem ożywionego ówcześnie na Zachodzie, a zwłaszcza w Anglji, ruchu estetycznego - ruchu, mającego już dziś i u nas pełną świadomość własnych dążeń i celów, zadań i środków.

Wtedy jednak zasłużony profesor kwestję stawiał, że tak powiem, połowicznie.

„Rysunek ornamentowy - pisze on - cała jego pomysłowość, nie należy wprawdzie do dziedziny właściwych sztuk pięknych, wrażeń głębszych, duchowych, ani uczuciowych wzruszeń nie wywołuje, otaczając jednak powabem swym codzienne życie nasze, wkracza tern samem już w granice zajęć estetycznych, pięknych, wymaga więc poglądu z dwóch naraz punktów: z punktu praktycznej użyteczności i przyjemności, jakie na oko, a zatem i na uczucie nasze wywiera.“

Dla artysty, wychowanego w tradycjach hierarchiczności tematów, przeskok od dostojeństw malarstwa religijnego i historycznego do wytwarzania sprzętów codziennego użytku wydał się zbyt hazardowny, ażeby najpiękniejszą nawet dekorację mógł uznać za dzieło sztuki czystej.

Stąd zastrzeżenia, wprowadzające, nawiasem mówiąc, pewne sprzeczności w dowodzeniach. W rzeczywistości, profesor Gerson nie różnił się zasadniczo w definicjach sztuki z określeniami dzisiejszej estetyki. Mówiąc o stronie zdobniczej wyrobów rzemieślniczych, najwyraźniej pisze: „Zaiste, jest ta praca wylewem uczucia, skrystalizowanego w tej drugiej połowie (estetycznej), rysowniczo pięknej, idącej w trop za pojęciem i poczuciem, wyrażającemi się pod osłoną powabów linji i barwy. “

Obecnie prysnęły ostateczne skrupuły, i wszelka twórczość artystyczna jest równie dostojna i, choćby tylko wyraziła się w skomponowaniu stołka, garnka lub dywanu—jest sztuką piękną. Obecnie artyści malarze, rzeźbiarze i architekci zajęli się sami osobiście wytwarzaniem wzorów dla ślusarzy, stolarzy, cieślów, tkaczy i tapicerów, a zresztą tak było w czasie najpiękniejszego sztuk pięknych rozwoju—w epoce Odrodzenia. 

*****

Przed kilku laty powstało w Krakowie towarzystwo „Polska Sztuka Stosowana, “ a wytknęło ono sobie cel wcale ambitny - stworzenie własnego, rodzimego stylu polskiego.

Narazie przystąpiono do pracy przygotowawczej pod postacią gromadzenia prób ornamentyki ludowej, najcharakterystyczniejszych motywów zdobniczych, używanych  przez ludność wiejską na ziemiach polskich. Surowy materjał etnograficzny, jako wyraz najbardziej bezpośredniego odruchu estetycznego duszy ludu, stać się miał punktem wyjścia dla rozwoju rdzennie swojskiej sztuki.

Czy tkwią w tych najpierwotniejszych manifestacjach artyzmu ludowego jakieś charakterystyczne, odrębne pierwiastki swojskości i czy materjał podobny istotnie posłużyć może do ukształtowania się własnego stylu narodowego w zdobnictwie, będę się starał o tern szerzej pomówić. Przedtem jednak chciałem zwrócić uwagę na tę okoliczność, że dążenia towarzystwa krakowskiego odpowiadają w ogólnych swych tendencjach ruchowi, jaki powszechnie ożywia artystów na Zachodzie. Wszędzie tam, w Londynie, Paryżu, Wiedniu, Brukselli, powstają towarzystwa pod hasłem powołania do życia nowej sztuki, nowego stylu, a zawsze na rodzimych podstawach narodowych.

Czy istnieje sztuka nowa - styl współczesny? Odpowiedź na podobne pytanie jest  zawsze nieco ryzykowna, mówiąc bowiem o teraźniejszości, sięga się w przyszłość, a tam fakty niedalekie, mimo najbardziej logicznych dedukcji, mogą wystąpić z zaprzeczeniem kategorycznemu Niema czasu teraźniejszego, jest tylko przeszły i przyszły. Czas nie stoi - on staje się ustawicznie. Chwila dzisiejsza w połowie do przeszłości, w połowie do przyszłości należy. Nic wielkiego nie powstanie bez wielkiego budowniczego-czasu. Styl w sztuce jest jego  konstrukcją.

Przyjąć modernizm, to jest ruch, pęd, dążenie, ciągłe stawanie się i przemianę, za  skończoną, zaokrągloną w formach całość, byłoby błędem niesłychanym. Mówić można  o stylach historycznych. Możemy dziś określić ich charakter, zbadać drogi powstawania, nazwać z imienia i nazwiska jego twórców. Możemy to uczynić z całą ścisłością, gdyż proces ten ukończył się w czasie. Była chwila, kiedy smak czasu skrystalizował się dostatecznie i przyszedł człowiek, który powiedział słowo ostatnie, a potem zaraz nazajutrz rozpoczynał się... barok.

Modernizm, secesja, nowa sztuka, czy jak  kto chce nazwać te dostrzegane w twórczości dzisiejszej objawy, staje się niewątpliwie.  Dano impuls. Chodzi tylko o to, ażeby ruch nie osłabł w natężeniu, a wątpić nie należy o jego przyszłości.

Nie ubierając się w poważne a niemodne już dziś szaty dogmatyczne, wolno jednak najogólniej przepowiedzieć, że tworzący się  styl nowy, ażeby uzyskał podstawy istnienia i rozwoju, musi, jak jego poprzednicy,  liczyć się ze starożytnością i wiekami średniemi, musi pozostać w granicach najściślejszej logiki co do użycia materjałów, to jest właściwego zastosowania tworzywa konstrukcyjnego i zdobniczego, poszukując jednocześnie urozmaiceń i wyrazu możliwie najbardziej wymownego,- zrozumiałego i odpowiedniego do chwili obecnej.

Czas ten jest czasów przeszłych utworem. Praktycznie biorąc, nieliczne te zasady podstawowe przedstawiają się w ten sposób:

Nie twierdzić, że należy zburzyć istniejące dotychczas zabytki dawnej kultury, spalić bibljoteki i muzea pod pozorem, że nagromadzenie tylu wzorów doskonałej sztuki  jest przeszkodą dla swobodnego rozwoju  fantazji indywidualnej. Semper radził artystom w celu odświeżenia wyobraźni odszukać w dzieciństwie ludów pramelodje sztuki i z nich czerpać natchnienie. Byłby to powrót do troglodytyzmu.

Istotnie, wielu bardzo twórców współczesnych zrozumiało to zbyt literalnie, stąd powstała, może nadmierna, prostota w koncepcjach artystycznych. Jan Ree, stwierdziwszy taki stan rzeczy, stara się zjawisko wytłómaczyć: „Jakaż przyczyna tej prostoty?-pisze on. Może ubóstwo myśli lub fantazji? Albo może naśladownictwo Anglików, u których już dawniej wystąpiła na jaw taka sama prostota? Ani jedno, ani drugie. Ta prostota ma swój głębszy i uzasadniony  powód w słusznem pojęciu, że chcąc istniejącego obecnie babilońskiego zamieszania stylów dojść do jedności stylu nowego, trzeba zacząć od początku i rozpocząć drogę od  najniższych i zarazem najtrwalszych podstaw artystycznej twórczości.“

Zdaje się, że leży w tern kolosalne nieporozumienie,-co zresztą zaciążyło nader zgubnie na pewnych objawach twórczości współczesnej - twórczości chromej, dziwacznej  i niedołężnej. Przedewszystkiem, nie tak to łatwo zapomnieć przeszłości i wrócić nagle do barbarzyństwa. Powtóre, doświadczenie uczy, że ten nadmiar, to bogactwo dorobku kulturalnego ludzkości nie jest znowu tak niezwalczonym szkopułem dla fantazji i bynajmniej nie przeszkodziło swobodnemu rozwojowi indywidualności wyjątkowych. Owszem, raczej należałoby lepiej poznawać przeszłość, ażeby w niej odnaleźć i posiąść dla siebie wszystkie konieczne pierwiastki doskonałego tworzenia.

Tą drogą możeby się, naprzyklad, udało zmodyfikować, w sensie bardziej racjonalnym, niektóre formy mebli tak zwanych secesyjnych—formy, które się nie konstruują z danego materjału, albo się konstruują niedobrze. Zbadanie, dajmy na to, tajemnicy, leżącej w wygodzie mebli XVIII wieku, nie byłoby sprawą straconą dla tych, którzy komponują meble współczesne w najwyższym stopniu niewygodne.

Co do roli ekspresyjnej nowego stylu, to zależy to, oczywiście, równie dobrze od artystów, którzy go tworzą, jako też od środowiska, w jakiem się rozwija. Jest to kwestja epoki. Przedewszystkiem tylko chodzi o to, ażeby artysta godzien był tego nazwiska, ażeby umiał uniknąć pospolitości i banalności i ażeby dość wyraźnie zaznaczył w dziele swoję własną, odrębną osobowość.

Jakkolwiek niepodobna zdefiniować stylu nowego, są dzieła, poczęte w pewnym charakterze, w myśl pewnych, znamiennych dążeń, i dzieła te należą już do historji, do przeszłości. Ruch reformatorski w tym kierunku ma już za sobą kilka pełnych lat dziesiątków, można tedy osądzić rezultaty usiłowań artystycznych, wyrażające się w całym szeregu utworów skończonych.

Nowa sztuka, w imię szczerości, stara się przedewszystkiem otrząsnąć z nieuzasadnionych dziś potrzebą rzeczywistą przeżytków- dawnej kultury, wyzbywa się form  konwencjonalnych, uświęconych jedynie tradycją, a niemających logicznego związku z warunkami życia współczesnego. Pozatem nowe środki techniczne i nowe materjały  konstrukcyjne, wytworzyć muszą nowe formy więźby i wypływającej z niej ornamentyki. Przybywa nadto inny czynnik, względy hygieniczne, które obecnie ważną rolę grają w koncepcjach architektonicznych. Z tych właśnie względów, ornament wypukły, jako trudny do oczyszczania, zostaje zastąpiony przez płaską dekorację, jak również gzemsy i występy poziome zamieniono na podziały pionowe.

Naśladowanie natury, jako jedynego źródła  zdrowego natchnienia, nie przestaje również obowiązywać nowej sztuki. Pewna przesada w tym kierunku, zwłaszcza odnośnie do  konstrukcji, nie zawsze z tego powodu dość logicznej, pochodzi ze szczególniejszej admiracji zabytków średniowiecznych. Zamiłowanie do średniowieczyzny przewija się znamiennie w dzisiejszych koncepcjach dekoracyjnych i stare teorje Violet-le Duc’a tu dzież Ruprich-Roberta odżywają nanowo.

Dla charakterystyki, postaram się bardziej szczegółowo zanalizować występujące bardziej jaskrawo pierwiastki współczesnej  sztuki stosowanej, czy lepiej może-sztuki  dekoracyjnej.   

*****

Nie będę tu przytaczał powtarzanej powszechnie aż do znudzenia historji, jak to w Anglii, około połowy zeszłego wieku, za  teoretycznym przewodem Johna Ruskina, a pod twórczem tchnieniem genialnych talentów Williama Morrisa, Waltera Grana i innych artystów pierwszorzędnej siły, sztuka stosowana, czy, ściślej biorąc, rzemiosła artystyczne odradzają się i uszlachetniają. Prawdą jest jednak niezaprzeczoną, że tam, mianowicie, najpierw odczuto całą, znamionującą XIX stulecie, jałowość wytwórczości na  tern polu i pomyślano o konieczności reformy.

Reszta Europy, z przodującą oddawna w rzeczach smaku Francją, upojona zawrotnym postępem techniki, zaufana w potęgę  wiedzy, nie troszczyła się zbytnio o tak drobną sprawę, jak ta, że w zdobnictwie swego czasu przeżuwa bezmyślnie stare, wytarte,  jak zły szeląg, formy stylów historycznych. Była to, jak. dziś z przekąsem mówią moderniści, bezpłodnie filozoficzna epoka pana Taina. Wielu artystów jednak, rozumiejąc, że niema sztuki bez twórczości oryginalnej, podjęło hasła angielskich towarzyszów i, ruch, dążący ku odnowieniu w kształtach i ornamentyce przedmiotów codziennego użytku, stał się powszechny.

Sprawa na razie nie przedstawiała się zbyt łatwo. Przedewszystkiem, znana powszechnie obawa nowości usposobiła szerszą publiczność dość nieufnie do zjawisk niespodziewanych, powtóre-fabrykanci, znając psychologję swoich odbiorców, niechętnie przyjmowali wskazania artystów, lub też ulegali im połowicznie, wytwarzając stylowe hybrydy, ażeby i wilk był syty, i owca cała.

Opóźniało to ogromnie ostateczne skrystalizowanie się, w praktycznem zastosowaniu, nowej myśli estetycznej.

Niemniej przecież już na wystawach, urządzanych w ostatnich czasach, w większych i mniejszych środowiskach sztuki europejskiej, spotyka się przedmioty-meble, porcelanę, szkło, biżuterję, tkaniny, noszące na sobie wyraźne cechy odrębności, o charakterze wybitnie współczesnym. Już dziś nauczyliśmy się rozpoznawać niektóre szczególniejsze formy, znamienne wygięcia linij i wogóle cały sposób dekoracji, jako nową sztukę-secesję, modern styl.

Słowa te, modern styl, zwłaszcza wymówione pięknym angielskim akcentem, są niezmiernie znaczące. Dla jednych będzie to uosobienie dobrego smaku, subtelności, postępu, młodości, dla innych synonimem dziwactwa, śmieszności i blagi. Słowa te zastąpiły, będące do niedawna w użyciu „fin de siecle“ które odnosiły się do wszystkiego, co  nie było zupełnie zwyczajne i pospolite, zupełnie po mieszczańsku normalne.

Modern Styl ma już swoje charakterystyczne, dające się określić znamiona. We Francji nazywają pewien sposób zdobień: „art du coup de fouet“, ze względu na to, że powtarza się tam często, jako motyw zasadniczy, linja falista, fantastycznie pogięta, niby skręty rozwijającego się w powietrzu  bicza. Nazywają go też sztuką „baranich kości" ze względu na pewne, istotnie przypominające baranie żeberka, formy, umiłowane szczególniej przez kilku artystów z awangardy. Inne formy, częściej w tern nowem zdobnictwie spotykane, ochrzczono mianem „kiszek króliczych" (boyaux de lapin), inne „wełnonośnemi" (lanieres) it. p.

Pomimo tych złośliwości, sztuka ta rozwija, się, publiczność godzi się po trochu z ekstrawagancjami fantazji artystycznej i, co za tern idzie, fabrykanci coraz śmielej, zrywając z tradycjami wszelkich „Ludwików," hazardują się na nakłady dla wyrobów podług nowych modelów.

Mam przed sobą kilkanaście zeszytów „Revue des arts decoratifs", w których odnajduję wizerunki z prac najsłynniejszych francuskich twórców nowego stylu: jak Majorelle, Galie, Damon, Collin, Bigoux, Gaillard, Bing, Gennys, Simonet i inni.

Przeważają tu motywy roślinne, odpowiednio ustylizowane, a często powtórzone wprost realistycznie za naturą. Chwalebna skądinąd dążność do unikania profilów znanych i konwencjonalnych dekoracji, doprowadza do naśladowania w formach tektonicznych przypadkowych załamań gałęzi, tu dzież wygięć, jakie przybierają korzenie w swej podziemnej tajemniczości.

Korzenie zwłaszcza stają się wzorem, najpospoliciej ukochanym. Może pod wpływem belgijskiego architekta Horta, który świat cały widział w jakichś pogiętych spiralnych czy też biczowych linjach, iz tego powodu był oryginalny, dla utrzymania się w oryginalności niektórzy artyści francuscy przywiązali się ze szczególną pasją do tej części rośliny, lekceważąc jej gałęzie i liście.

Tak zrodziły się owe nieznośne, natrętne, uprzykrzone zygzaki, esy, supły i wąsy, wijące się, jak rosochate, zwichrzone korzenie drzew, lub jak miękkie jelita zwierząt, co słusznie wywołało drwiny krytyków, o własnym, nie zasuggestjonowanym przez modę smaku, tudzież wogóle podało w powątpiewanie przyszłość rozwojową podobnej sztuki.

Pomimo nadużyć i przesady, jednak i w tych krańcowych manifestacjach modernizmu spotykamy rzeczy nadzwyczaj efektowne i pełne wdzięku. Dzieje się to wtedy, jeżeli artysta, dzięki szczęśliwemu natchnieniu, umiał rozwiązać trudność zastosowania linji pogiętych i pokręconych w systemie racjonalnej konstrukcji. Biorę, naprzykład, jedną szafę (według rysunku E. Gaillard’a), skomponowaną na motywach z gałęzi gruszy i klonu. Jeżeli boki obramień, osłabione przez profilowanie zbyt, drobiazgowe i delikatne, poprzerywane są od  czasu do czasu, jak się to działo w zdobnictwie XVIII wieku, przez jakąś wypukłość ornamentacyjną, przez grupę liści, czy większy sęk, wymodelowany nader dyskretnie, nic jednak tu widza nie razi, gdyż, bądź co bądź, dekoracja ta podporządkowana jest  zawsze zasadniczym linjom struktury. Takim tylko sposobem tak bardzo kwestjonowany temat dekoracyjny mógł być wyzyskany na korzyść prawdziwie pięknego dzieła.

Jest to sprawą smaku osobistego, wrodzonych zdolności harmonizowania kształtów, jak istnieje niezaprzeczenie zdolność harmonizowania barw i tonów.

W meblarstwie francuskiem nowoczesnem wyróżniają się bardzo znamiennie pomysły Emila Galle, artysty znanego zresztą zaszczytnie we wszystkich dziedzinach przemysłu artystycznego, a zwłaszcza z prześlicznych wyrobów ceramicznych emaliowanych. Jest on właśnie jednym z najgorliwszych propagatorów idei poszukiwania inspiracji dekoracyjnych w naturze i w kierunku tym idzie bardzo daleko. Niezmiernie ciekawie, jako pomysł, przedstawia się jeden jego stolik do herbaty. Lekki i elegancki w ogólnem wrażeniu, zbudowany jest z trzech ważek i złożonego podwójnie trój liścia koniczyny. Ważki czteroplame, których odwłoki, wygięte z całą naturalnością przyrodniczą, stanowią nóżki stołu doskonale zastosowane pod względem konstrukcyjnym. Głowy o wielkich, wypukłych oczach tworzą pożądaną wydatność dekoracyjną przy połączeniu nóg z płytą. Skrzydła, opasując szarfą poprzeczną konstrukcję, umacniają ją i tem samem stanowią nieodzowny czynnik tektoniczny. Jednem słowem, wyzyskano naturalne kształty owadu i rośliny w sposób, odpowiadający najdokładniej warunkom więźby drzewnej i względom estetycznym, tak cenionym w każdym sprzęcie użytku.

Jest tu myśl, idea, przewijająca się zresztą w każdym najdrobniejszym utworze tęgo artysty—wzruszenie, które, odczuwszy w sobie, stara się nam przez dzieło swoje przekazać.

Tkwi także w meblach i wogóle wszelkich sprzętach, wykonanych już przez obojętne ręce rzemieślnika, w kształt widoczny stężały wyraz indywidualnych usposobień artysty-twórcy. Uderzające jest poprostu, jak biczowa czy wężowa linja Belga Horta, przyjęta ogólnie za punkt wyjścia w tem nowem zdobnictwie, w interpretacji Francuzów przekształca się widocznie i dostraja, że tak powiem, etnograficznie do właściwości rasy. Nabiera ona pewnej rytmiki właściwej, przypominającej tradycje rokokowe i, rzeczywiście, często bardzo artyści, jak wspomniany Galie, a zwłaszcza Robert, zda się mimo woli i nieświadomie w stylizacji roślin, owadów i zwierząt wpadają w kapryśne formy palmet i muszli XVIII wieku.

W ogóle wobec nieco sztywnych i, powiedziećby można słusznie, purytańskich, ale ogromnie eleganckich w swej wytwornej prostocie wyrobów nowej sztuki angielskiej, artyści francuscy ujawniają pewną skłonność do barokowej przesady. Dla mnie jest to poniekąd wykładnikiem rasowych znamion temperamentu, które się pewnym szczególnym rytmem, pewnym charakterystycznym odruchem zaznaczają w całej ich twórczości artystycznej.

Istotnie, w śmiałych fantastycznych skrętach linji, to pełzającej w falistych przegubach, to skaczącej niespodziewanie, niby po sękach wysokopiennej sosny, czuć lekkość, swobodę, fantazję, humor i... niezapomnianą w tych razach świetność Trianonu. Czuć tam także dziwną trzeźwość i przejrzystość myśli, jak, przeciwnie, w wiedeńskiej znowu secesji ta sama linja posiada jakąś ociężałość i zawiłość.

Myślę, że ten rytm, nastrój, ton zasadniczy, to najbezpośredniejsze wyrażenie się osobowości artysty będzie zarazem najwymowniejszym wyrazem sztuki narodu, z którego artysta pochodzi-będzie wyrazem bardziej niezawodnym i przekonywującym, niż przywiązanie się do stałych, posiadających stempel prawowitości etnograficznej motywów.

W ostatecznych wnioskach wypadnie, że jeżeli polak-artysta, naprawrdę utalentowany, samodzielny, posiadający bogatą inwencję i wyrobiony smak estetyczny, nie będzie  naśladował niewolniczo wzorów znanych, ani  trzymał się posłusznie z góry narzuconych wskazań, ale da swobodne ujście swoim  przyrodzonym skłonnościom, swojemu polskiemu temperamentowi, wypowie się szczerze i w pełni ze swoją polską duszą, to  wszystko, co stworzy, będzie nawskróś polskie i narodowe. Sztuka jego będzie polską, a tern wyższą i doskonalszą, im artysta posiadał więcej talentu, inwencji i kultury estetycznej.

Jeżeli tedy znajdą się u nas w tym zakresie artyści obdarzeni wielkim talentem, smakiem, wyrobieniem artystycznem, posiadający przytem odpowiednie wykształcenie  techniczne, co, przy konstrukcji zwłaszcza, jest warunkiem nieodzownym, będziemy mieli, jeżeli nie odrębny styl polski, to przynajmniej własną, charakterystyczną sztukę stosowaną, choćby nie było w niej ani krakowskich kogutków, ani zakopiańskich słoneczek i parzenic, ani łowickich wycinanek i ukraińskich mereżeń, choćby nie było w niej wzorów, pozbieranych z pasów słuckich, skrzyń chłopskich, chłopskich wełniaków, spódnic i kożuchów, choćby nie powtarzały się tam ani razu kształty czerpaków i zydlów, choćby artysta taki zaniedbał  zupełnie obowiązku przyglądania się śparogom na kalenicach chat podhalskich i istotnie ciekawym w konstrukcji i rysunku rysiom, podpierającym podcienia w zabytkach dawnego naszego budownictwa.

*****

Towarzystwo „Polska Sztuka Stosowana,“ jak powiedziałem, gromadzi oddawna materjał, odnoszący się do rodzimej sztuki ludowej i niewątpliwie wielkie na tern polu położyło zasługi. Przedewszystkiem uznanie należy się inicjatorowi ruchu, a obecnemu, prezesowi instytucji, panu Jerzemu Warchałowskiemu, który niezmordowaną pracą i szczerem oddaniem się sprawie w ciągu lat kilku przyczynił się do powstania bardzo poważnych, umiejętnie usystematyzowanych zbiorów etnograficznych, stanowiących podstawę do badań naukowych w tej dziedzinie. Istotnie,  zbiory towarzystwa i wydawane przez nie pismo dla etnologji mają znaczenie pierwszorzędne. Tą drogą postanowiono dotrzeć do źródeł rodzimej twórczości, do tych pramelodji dzieciństwa ludu, o których mówi Semper, że świeże, ożywcze tchnienie wiosną w duszną, od nadmiaru zbyt już ciężkich i skomplikowanych emanacji kulturalnych - atmosferę sztuki współczesnej.

Tą drogą postanowiono dotrzeć do rdzenia stylu swojskiego, który jakoby się miał objawić w pierwocinach estetycznego odruchu ludowego.

Czy istnieje styl polski w architekturze i zdobnictwie? Słyszymy często zdanie, że wyraził się on znamiennie w zabytkach budownictwa drewnianego. Mnie się zdaje, że podlegamy nieco złudzeniu.

Jest to tylko pewien charakterystyczny typ konstrukcyjny. Styl jest wytworem czasu-drzewo, jako tworzywo nietrwałe, ulega czasowi, zanim on odciśnie na tworach jego trwałe piętno. Polska była krajem drewnianych grodów.

Skoro widzę nowy budynek drewniany pod strzechą słomianą - nowy, złoto - żółty, świecący gorącą barwą sosnowych bierwio w blaskach jaskrawego słońca; kiedy w skwarze lipcowym po jego ścianach sączą się  strugi płynnej żywicy, mam smutne wrażenie, że jest to smolna pochodnia, którą niebawem zapali przypadek. I palą się te domy drewniane, jak pochodnie. Każde niemal  pokolenie wznosi dla siebie nową siedzibę, ale wznosi ją jakby prowizorycznie, jakby w przewidywaniu, że trwanie jej jest ograniczone. Po za wymaganiami koniecznej potrzeby nie liczy się też z innemi względami. Typ zdobniczy niema możności ukształtować się i rozwinąć.

Już sam typ konstrukcyjny budownictwa polskiego, owej charakterystycznej wieńcówki, utrudnia wszelkie bardziej skomplikowane podziały architektoniczne. Kładzie się bierwiona jedne na drugich na zrąb i na wyrąb, ażeby utworzyć skrzynię czworoboczną, którą się pokryje dachem i wyrąbie w ścianach otwory na drzwi i okna.

Oczywiście, wrodzone naturze ludzkiej dążności artystyczne i tu, wśród tych tak bardzo ograniczonych elementów tworzenia, odnajdują pole do szukania i pomysłowości. Taką artystyczną manifestacją budownictwa drzewnego bywają niezaprzeczenie wspomniane wyżej rysie, spotykane w wielu okolicach naszego kraju. Przez system wysuwania po za węgieł stopniowo wydłużających się belek, otrzymuje się rodzaj wsporników, podtrzymujących występ podcieniowy dachu. Rysie te często przybierają profile nader ponętne i bywają istotną ozdobą kładźby wieńcowej. Pozatem podcienia, zresztą coraz rzadsze w budownictwie ludowem, podpierano także słupkami o mniej lub bardziej bogatem wyrzynaniu. Połączenie słupa z płatwą charakterystycznemi dla ciesielskiej naszej więźby zastrzałami zarysowało luk już z natury swej konstrukcyjnej, jeżeli tylko zastrzały odpowiednio podcięte zostały. Tak powstawały często bardzo wdzięczne arkadki podcieniowe. Takim właśnie podcieniom zawdzięczają swoję malowniczość stare, utrwalone w przepysznych rysunkach Matejki domy w Wiśniczu, tudzież budowle w Kaźmierzu, Piotrkowie i innych miejscowościach kraju.

Dodawszy jeszcze do tego kilka innych form, powtarzających się to w tej, to w innej okolicy, wyczerpiemy cały zapas mających odrębną, swojską fizjognomię etnograficzną motywów architektoniczno - zdobniczych. Pozatem wszelka ornamentyka, w jakiej się wyraża cała kokieterja naszego budownictwa ludowego, ma źródło we wzorach panujących w danej epoce stylów historycznych, Widziane we dworze ozdoby lud odtwarzał na własną rękę, hieratyzując, oczywiście, po swojemu wytworne kształty w topornej, grubej obróbce. AV ten sposób nawet wiele architektonicznych form kamiennych przeniesiono na drzewo, jak naprzykład, gotyckie profile okapów, renesansowe i barokowe szczyty. Odnajdujemy ślady wszystkich stylów w profilowaniu odrzwi i obramień okiennych. Kazimierz Mokłowski w swojej doskonałej książce o sztuce ludowej w Polsce liczne podaje tego przykłady.

Zdaniem autora, owo właśnie przechodzenie form z innego materjału na drzewo, i odwrotnie, odcisnęło też charakterystyczne piętno na naszej architekturze kamiennej w chwilach, kiedy więcej starano się stawiać budynków z kamienia. Tem tłomaczyć się mają niektóre odrębne właściwości naszego gotyku i renesansu.

Ale tradycje kazimierzowskie szybko mijały-upodobanie do drzewnego budownictwa powraca i poprostu wrasta w zwyczaje narodu. Istnieje mnóstwo anegdot, świadczących, że niechęć do murowańców staje się u nas przesądem, przechowywanym z pokolenia na pokolenie. W miastach murują dla siebie i nie dla siebie architekci cudzoziemscy kamienice-na wsi jednak po dawnemu swojski cieśla kładzie po swojemu chatę wieśniaczą, dworek szlachecki, dwór pański i dworzec magnacki. Po dawnemu drewniane są śpichlerze, lamusy, kościoły, cerkwie, mosty, drewniane wszystko, aż do utwierdzeń wojennych.

Łatwopalne domy nie przedstawiały zbyt  bezpiecznego schroniska dla sprzętów kosztownych, dlatego też nie wysilano się na  wytworne umeblowanie i wogóle na gromadzenie dzieł sztuki.

Zwracałem niegdyś uwagę na tę okoliczność, mówiąc o przyczynach, które wpłynęły na ostateczny prawie zanik rodzimego malarstwa polskiego po epoce gotyckiej. Poddańczy chłop zajmować się niem nie mógł - szlachcic obrazów nie potrzebował. On kochał się w koniach, rzędach i broni. Stajnie pełne były wielkiej ceny rumaków, skarbce przeładowane świetnem, zdobnem w złoto, srebro i drogie kamienie orężem, siodłami, niesłychanej wartości uzdami, czaprakami. W skarbcu też krył się ten cały, na modłę wschodnią pojęty przepych, jakim szlachta  w pewnych chwilach lubiła się otaczać. Tam przechowywano kosztowne kobierce perskie i tureckie kilimy, tam futra, sajety, altembasy i aksamity, tam złote rostruchany i wspaniałe szkła weneckie, a w świetlicy stał stół  dębowy i ławy zwykłej ciesielskiej roboty, w alkierzu zaś tapczan prosty, przykryty  końską skórą. Podobny stan rzeczy trwa! do wieku XVIII. Tak to właśnie opisuje w „Listopadzie" i innych swoich powieściach Rzewuski, który niewątpliwie wiadomości wiarogodne z ustnych opowiadań babek  swoich czerpał. Obowiązująca rycerza spartańska prostota obyczajów i zaprawienie się  do trudów obozowego życia wprowadzały  pewną, że tak powiem, obozowość, pewną prowizoryczność do jego domu. Umeblowanie w zamożnym nawet dworze polskim bywało zazwyczaj nader skromne, nie mogły się więc wyrobić świetniejsze tradycje meblarstwa polskiego. Słynne i istotnie bardzo piękne i artystyczne wyroby stolarskie w Gdańsku po wsze czasy nosiły na sobie, prócz pewnych odrębności miejscowych, wszystkie cechy panujących w Europie stylów historycznych.

Literatura jest sumieniem narodu - powiada Maurycy Mochnacki-jest nim w pewnej mierze cała sztuka, nie wyłączając stosowanej.

„Wiedzieć, że jesteśmy-pisze on w swojej książce „o literaturze polskiej"- i tej wiedzy nieomylne świadectwo jakimkolwiek sposobem, na piśmie, na kamieniu, na płótnie, tonem, farbą, dźwiękiem, słowem przez um i rozum, fantazję, imaginację i wolę wyrazić, na oko pokazać - toć jest prawdziwie, co nazwałem po staropolsku „uznaniem samego siebie w swem jestestwie."

„Kto nie jest-mówi dalej - obywatelem, czyli innemi słowy: kto, będąc osobą, jednostką, nie pojmuje się zarazem z pospolitej rzeczy, w związku społecznym, tego uznanie we własnem jestestwie ani godziwe, ani doskonałe być nie może. Prawdziwe obywatelstwo nie co innego jest, tylko rozszerzenie  osoby, rozprzestrzenienie indywidualnej jednostki. Tak samo naród cały, we własnej  tylko i nierozdzielnej uznający się egzystencji, byłby, jako obwarowana i ze wszech stron zamknięta monada, która samej siebie jeszcze nie pojmuje i nierozumie. Żeby się dobrze pojąć, trzeba znać drugich iz nimi zostawać w ciągłych stosunkach."

Dzieje Polski po wsze czasy zachodziły w historję całej ludzkości i ściśle się z nią wiązały. Odnosiło się to również do sztuki polskiej. Niepodobna wyodrębnić w niej czystych pierwiastków rodzimej twórczości. Są one zawsze mniej lub więcej zakażone duchem obcym. Nawet w tych dawnych wzorach, na jakie się powołuje etnogrąfja, odnaleźć łatwo wpływy postronne. Ornament rośliny, dajmy na to, na pasach słuckich, które dziś często bardzo wskazywane są za źródło natchnień dla współczesnej sztuki stosowanej, w ogólnych swych zarysach, jakkolwiek wyraźnie spolonizowany, jest niewątpliwie pochodzenia wschodniego, jak znowu haft i wyszycia na paramentach kościelnych i szatach liturgicznych XVII wieku powstały ze zmieszania bizantynizmu z formami jezuickiego baroku.

Nie robię jednak zarzutu nikomu z tego powodu.

Rzecz jest piękna, jeżeli się w niej wyrazi w pełni inteligentna myśl ludzka.  Rzecz jest piękna, jeżeli odpowiada dokładnie swemu przeznaczeniu. W tern właśnie  streszczają się główne podstawy reformy estetycznej, propagowanej przez Ruskina.

Jeżeli cię nie stać, radził on, na meble wytworne z drogiego, politurowanego drzewa, ryte kosztowną jedwabną materją, zrób sobie zwyczajny stołek sosnowy, ale niech się w tym stołku wyraża indywidualna myśl twórcy, niech będzie tern, czem jest w istocie, niech nic innego nie udaje, nie naśladuje, niech nie będzie marną, banalną  tandetą.

W sprzętarstwie ludowem spotykamy  niezmiernie dowcipne i charakterystyczne  sposoby wiązań za pomocą klinów i kołków,  co przy nieco wytworniejszem obrobieniu mogłoby stanowić bardzo ciekawe motywy zdobnicze i wytworzyć przedmioty o kształtach oryginalnych. Meble takie pożądane by były właśnie dla tych wszystkich, dla których, przy rozwiniętym dziś szerzej poczuciu estetycznem, żydowska tandeta, fałszywa stylowość, blichtr, blaga, banalność, podrobienie i udanie stały się nieznośne, a którzy na drogie stylowe meble zdobyć się nie mają możności.

Ale wogóle meble współczesne powinny odpowiadać współczesnym wymaganiom komfortu i wygody, powinny być w harmonji z ogólnie wysoką kulturą społeczeństw nowożytnych. Dlatego też mniemam, że niema racji cofania się do prapoczątków nieudolnych sztuki, lecz należy korzystać ze wszystkich najbardziej złożonych zdobyczy cywilizacji. Duch polski objawi się pomimo wszystko, jeżeli tylko tkwił w twórcy -  jeżeli artysta - Polak posiadał talent i smak osobisty.     

keyboard_arrow_up
Centrum pomocy open_in_new