Ostatnio oglądane
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
Ulubione
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
Fotografja i niezmiernie szerokie zastosowanie jej w chemigrafji wyrugowały dawne sposoby reprodukcji artystycznych, a przynajmniej, ze względów praktycznych, usunęły je na plan dalszy ogólnej wytwórczości w tym zakresie. Używam tu wyrażenia: względy praktyczne, gdyż w braku lepszego uważam je za najsłuszniejsze, przeciwstawić to bowiem można względom idealnym, które sprawiają, że, bądź co bądź, niby protest przeciw pewnemu stanowi rzeczy, zjawiają się dążenia, nic zgoła z celami praktycznego rachunku kupieckiego nie mające wspólnego.
Istotnie, pomimo niesłychanych ułatwień, jakie technika ostatnich czasów w sprawie przenoszenia dzieł sztuki na nieskończoną ilość egzemplarzy zdobyła i ciągle nowe, zdumiewające czyni na tern polu zdobycze, coraz częściej artyści sami mozolą się nad blachą miedzianą lub bukszpanową, czy leż gruszkową deską, ażeby wydobyć z niej wyraz myśli artystycznej w sposób najbardziej prosty i bezpośredni. Bez przesady tedy, zdaje się, względami idealnemi tłomaczyć trzeba to, że z jednej strony artyści ci podejmują sprawę, wymagającą długiego i mozolnego wysiłku, choć fotografja i chemja ofiarowują im sposoby nieskończenie bardziej uproszczone, z drugiej strony, że ludzie smaku przekładają owoc tego wysiłku nad płody wytwórczości mechanicznej, choć są one o wiele tańsze.
Niemniej przecież wobec cynkotypji upadło całkowicie drzeworytnictwo, stosowane na szeroką skalę, stało-i miedziorytnictwo ustąpiło miejsca hieliograwiurze, pozostaje jednak grafika artystyczna.
Jest ona wynikiem najbardziej wysubtelnionych potrzeb estetycznych, rozwijających się tern bujniej i bezwzględniej, im dalej sięga uznanie w sztuce bezinteresowności. Na przeciwnym biegunie stoi stosowanie jej do celów praktycznych, i do pewnego stopnia stwierdzić można wszędzie niemal ścieranie się wzajemne pierwiastków, że tak powiem, arystokratycznego i demokratycznego. Chwilami walka występuje w przejawach ostrych i jaskrawych, to znowu przyjmuje formy łagodniejsze, aż wreszcie przechodzi na drogę ewolucji - na drogę, gdzie kształtują się pojęcia wyższe, walką uszlachetnione.
Trudno, doprawdy, nie zgodzić się, że ilekroć sztuka, zaprzęgnięta do służby dla mas najszerszych, chce im w pewnych określonych celach przypodobać się i dogodzić, natychmiast pospolituje się i obniża swe loty, ale natychmiast też znajdzie się garść dbałych o godność jej jednostek, które, występując przeciw temu w bojowej furji, z całą pasją i namiętnością, starają się zamknąć twórczość artystyczną na wysokościach dostojnego odosobnienia.
W gruncie rzeczy harmonja, jako estetyczne prawo wszechświata, jest również ideałem dążeń ludzkich. Wszystko dąży do harmonji przez walkę, przez wzajemne ścieranie się form. Dążenie do równowagi społecznej jest koniecznością historyczną i znaczy się w dziejach sztuki, która w rezultacie, jak to stałe przypominam, jest niczem więcej, jak jedną z funkcji społecznych. I najdostojniejsza twórczość artystyczna zejdzie do tłumu, jeżeli zastanie go odpowiednio przygotowanym. Jest to sprawą uświadomienia estetycznego.
Grafika pierwotnie była najdzielniejszym środkiem propagandy artystycznej i pozostała nim do dnia dzisiejszego. Gdzie nie sięgały oryginalne dzieła mistrzów, tam docierała jeszcze ich myśl twórcza, wyrażona w odbitym wielokrotnie sztychu. Zwłaszcza wiek XV w Niemczech; epoka i miejsce początkowy a zarazem najświetniejszego rozkwitli rytownictwa, w pierwotnej jego fazie rozwojowej, może stanowić świadectwo, jak ważną ono odegrało rolę w ideologicznym procesie estetycznego doskonalenia się ludzkości. Była to demokratyzacja sztuki w najszlachetniejszem, dodatniem tego słowa znaczeniu. Marzenia artystyczne Durera, Holbeina, Wohlgemutha przenikały do umysłowości mieszczaństwa niemieckiego, które, pomimo znacznego dobrobytu i wysokiej stosunkowo kultury, nie zawsze mogło zdobyć się na posiadanie arcydzieł w oryginale.
Nabywano tedy drzewo i miedzioryty i tą drogą wchłaniano w siebie głębokie mistrzów myśli o życiu i śmierci.
Jak wiadomo, drzeworytnictwo poprzedziło wynalazek druku, a właściwie stało się punktem wyjścia dla rozwoju całej tak potężnej dziś, z rotacyjnemi maszynami pośpiesznemi, z lejniami czcionek i machinami do składania, typografji. Istotnie, pierwsze ślady rytownictwa na drzewie spotyka się w Niemczech na początku wieku XV, a używano go do odbijania kart i obrazów świętych. Wypukło wycięty rysunek pociągano farbą i pod ciśnieniem prasy śrubowej przenoszono na papier. Pod obrazkami, zwłaszcza świętych, bywał zazwyczaj podpis wycięty wypukło. Odbijanie się podpisu dało impuls do wycinania na deskach całych stronic tekstu, co ostatecznie, jak wieść niesie, Jan Gutenberg z Moguncji zamienił na czcionki ruchome i stworzył nową sztukę-zecerstwo.
Drzeworyt tedy przestaje na usługach produkcji artystycznych - odtwarza, w sposób mniej lub bardziej doskonały, ale zawsze niezmiernie charakterystyczny, pomysły malarskie mistrzów epoki. W wieku siedemnastym jednak upada prawie zupełnie, zaniechany dla innych sposobów reprodukcyjnych, i odżywa dopiero w połowie osiemnastego stulecia w Anglji, gdzie za sprawą Be wieka, artysty niepospolitego w swym zawodzie, zdobywa nanowo prawo obywatelstwa i szacunku. Chwila ta stanowi niejako drugą fazę w rozwoju ksylografji. Trzecia faza przypada na pierwszą połowę wieku dziewiętnastego. W tym czasie powstają wielkie pisma ilustrowane i wzrasta niesłychanie popyt na płyty, nadające się do drukowania w olbrzymiej ilości egzemplarzy. Drzeworyt z natury swej warunkom tym odpowiada najdoskonalej. Walce maszyny drukarskiej, mechanicznie uregulowane, przechodzą gładko po sterczących wypukło kreskach i zostawiają na nich dostateczną, potrzebną dla odbitki ilość naczernienia. Niema tu tego opóźnienia w robocie, jakie pociągnąćby musiało drukowanie z miedzio-lub stalorytów, gdzie płyta, w głąb wycięta, przy każdorazowym odbiciu wymaga ręcznego, a bardzo żmudnego naczerniania i oczyszczania.
Ale i sam drzeworyt ulega teraz znacznym przeobrażeniom. Zapewne, pod wpływem stalorytnictw a angielskiego, które dzięki wynalazkowi Karola Heath’a, od roku 1820 dochodzi niesłychanej perfekcji w oddaniu najsubtelniejszych tonacji światłocienia, drzeworytnicy za pomocą linji modulowanej starają się osiągnąć efekty, jakie siderografja otrzymywała przez przecinanie kresek w różnych kierunkach, czyli, jak się to technicznie nazywało, przez szafirowanie. Do nadzwyczajnych rezultatów w tym zakresie dochodzą w Paryżu słynni rytownicy, Pannemackerowie, ojciec i syn, a znawcy niesłychanie subtelną, ciągnącą się przez całą szerokość drzewka linię ich nazywają z zachwytem atłasową, brylantową, perłową. Zdobywają oni nieznaną dotąd w sztuce “tej przejrzystość, siłę i bogactwo tonu. Autograficzny drzeworyt Bewicka-drzeworyt, który był właściwie tylko dokładnem wyrzeźbieniem w drzewie kresek, narysowanych na niem przez malarza, zamienia się na indywidualną interpretację tonową utworu artysty-rysownika przez artystę-rytownika w jego charakterystycznych, właściwych jem u środkach.
W tej formie ksylografja sięga ostatecznych granic swego rozwoju i nabiera najwyższych wartości artystycznych, jako samodzielna, zupełnie niezależna sztuka graficzna. Niestety, dzieje tej trzeciej, najświetniejszej epoki drzeworytnictwa są nader krótkie, gdyż wcześnie bardzo ustąpić ono musiało miejsca rozpowszechnionym nad miarę, łatwym, tanim, a nieprawdopodobnie szybko doskonalącym się technicznie trawionkom.
U nas dzieje te są krótsze, niż gdzieindziej. Jan Munchheimer, medalier Banku Polskiego, zakłada drzeworytnię, a następnie sprowadza z Belgji na instruktora głośnego tam rytownika De la Haye’a. Ze szkoły tej wyszli Styfi i Regulski. Później „Tygodnik Ilustrowany" i „Kłosy" otwierają własne zakłady, sprowadzając do robót Niemców i Czechów, jak Kublera, Pokornego, Waltera i innych. Dalej powstaje cały zastęp polskich rytowników: Gorazdowski, Choromański, Krzyżanowski, Machowski, Przykorski, Puc, Szymborski, Zabłocki, Ćhełmicki, Bojarski, Zajkowski, Klein. Najwyżej wzniósł się w tej dziedzinie Józef Hołewiński, który artyzmem wykończenia, indywidualnością interpretacji tonu zajmuje niewątpliwie wybitne miejsce w historji drzeworytu europejskiego.
*****
Niejako polem doświadczalnem, na któremby można było obserwować ścieranie się czynników, o których wyżej mówiłem, i stwierdzić kategorycznie, jak interes praktyczny fatalnie odbija się na wymaganiach sztuki, są roczniki wielkich illustracji europejskich. Niewątpliwie, pisma te w założeniu swojem posiadały cele artystyczne, z czasem jednak, pod naporem warunków zewnętrznych, stawały się coraz wyraźniej i bezwzględniej zwyczajną reporterką ilustrowaną.
Nie chcę bynajmniej utrzymywać, że jakieś zdarzenie dnia, narysowane przez doskonałego rysownika, przez to jedynie, że jest ilustracją chwili bieżącej, nie może już tam samem być rzeczywistem dziełem sztuki; że następnie rysunek taki, wycięty pięknie na drzewie, nie jest naprawdę ozdobą artystyczną każdego pisma, ale - że na istotnej jego wartości poznaje się zaledwie nieznaczna część odbiorców, większość zaś rysunkowi okolicznościowemu przypisuje ii tylko znaczenie informacyjne i nie ceni go wyżej od dobrej fotografji, wytrawionej na cynku lub miedzi. Nadto fotografja, jako bezwzględnie wiarygodna, zyskuje większe uznanie i ufność, to też fotograf coraz częściej zastępuje rysownika, a trawionka drzeworyt.
Tak tedy upada jednocześnie artystyczne rytownictwo i artystyczne ilustratorstwo. U nas, niestety, sprawa ta przedstawia się w świetle jeszcze bardziej ponurem, gdyż panuje opłakany zwyczaj posiłkowania się kliszami obcemi. Przeważnie kupuje się gotowe cynkotypy za granicą, albo poprostu wycięty obrazek z illustracji przetrawia się na miejscu, nie bacząc, że krzyżujące się linje siatki, wytwarzają zgoła niepożądane efekty i że całość brudna, płaska i bez najmniejszej wartości artystycznej, jest tylko na szpaltach pisma ciemnym plackiem, wywołującym odruch obrzydzenia.
A jednak przyznać trzeba, że niektóre pisma obrazkowe europejskie, jak naprzykład wielka „Illustration" paryska, pomimo swego charakteru wybitnie publicystycznego, przez wzgląd na odpowiedzialność swoję wobec sztuki narodowej, długo liczyła się z wymaganiami mniejszości, bardziej uświadomionej estetycznie, i starała się o rysunki oryginalne, tudzież o możliwie największą ilość drzeworytów w numerze. Obecnie, coprawda, i ona rezygnuje, potrochu z ambicji artystycznych i coraz częściej spotyka się tam cynkotypy, przeniesione przez siatkę wprost z fotogramów.
Ze fotogramy te są w swoim rodzaju zadziwiająco doskonałe, wprost wyjątkowo piękne i zajmujące, że wytrawiono je i wydrukowano w sposób, przynoszący zaszczyt odnośnym zakładom przemysłowym, że wreszcie z tego powodu wydawnictwo całe sprawia wrażenie nader dodatnie i sympatyczne, to znowu sprawa całkiem odmiennej natury. Obrazki tam umieszczone, pomimo wszystko, nie przedstawiają tego interesu artystycznego, jaki daje dzieło, oryginalnie poczęte; nie sprawiają tego mianowicie zadowolenia estetycznego, jakie odczuwamy wobec bezpośredniego przejawienia się znamiennych rysów indywidualności twórczej,
Zapewne, nie wszyscy odczuwają potrzebę tych zadowoleń, i na tern właśnie wydawcy pism obrazkowych opierają swój rachunek, niemniej przecież w pewnych sferach nietylko nie wystarczają ordynarne cynkotypy z fotografji, ale najwytworniejsze heliograwiury i przedziwne w swej dokładności druki kolorowe z arcydzieł oryginalnych nie zadowolą górnych upodobań znawców, gdyż wobec pospolitości podobnych reprodukcji rodzi się tęsknota do czegoś, coby nietylko było maszynowem powtórzeniem tej samej identycznie plamy światłocieniowej lub wielobarwnej, ale coby w każdej odbitce nosiło na sobie znamiona osobistych, a świadomych swego celu starań artysty.
Tak więc dla tęsknot tych, dla tych upodobań wyrafinowanych, dla wybujałych w rozwoju kulturalnym potrzeb estetycznych, powołano do życia dawne, zaniedbane chwilowo sposoby uwielokrotniania rysunku oryginalnego w odbitkach artystycznych. Obok postępującej z zawrotną szybkością w dziedzinie ułatwień technicznych chemigrafji, powstaje, jak za dawnych, dobrych czasów, grafika prosta i nieskomplikowana w swych środkach.
Istotnie, najpierwszorzędniejsi malarze i rysownicy zajmują się dziś z upodobaniem akwafortą, akwatintą, fluofortą, litografją, wycinają własnoręcznie płyty drewniane do odbić kolorowych na sposób japoński; starają się za wszelką cenę wskrzesić dawną bezpośredniość w reprodukcji artystycznej.
U nas w zakresie grafiki pracują nader owocnie Jasiński, Łopieński, Pankiewicz, Kamieński, Wyczółkowski, Rapacki, Krasnodębski, Brandel, Siedlecki, Jabłczyński i wielu innych.
Ruch ten w obecnej chwili jest niezmiernie pożądany, gdyż nadmierna łatwość chemigrafji, a stąd nadużycie jej do wszelkich godziwych i mniej godziwych celów - to staszliwe, do obrzydliwości niechlujne spospolitowanie obrazka, te świstki brukowe ilustrowane nędzną tandetą pokątnej twórczości, te pocztówki uprzykrzone, „ozdobiane“ najbezczelniej poronionemi płodami pretensjonalnego dyletantyzmu, ten ogrom fotografji odbijanych w setkach tysięcy egzemplarzy-wszystko to znieprawiło smak publiczności w stopniu zatrważającym i czas najpilniejszy, ażeby garść artystów produkcją swoją wytwórczą otworzyła oczy ogółu na rzeczywiste wartości estetyczne, tkwiące w dziełach sztuki prawdziwej. Może wtedy ogół ten wydawcom tak zwanych pism artystycznych narzuci wyższe wymagania, może wreszcie przemysłowcy zrozumieją, u kogo mają zamawiać plakaty reklamowe, ażeby niemi nie szpecić ulic miasta i nie obrażać delikatniejszych uczuć prżechodniów, może wreszcie znikną ohydne pocztówki i w najwyższym stopniu niepedagogiczne, nieestetyczne, niemoralne i nielogiczne książki obrazkowe dla dzieci, gdzie polski poeta układa sentymentalnie swojskie wierszyki do ordynarnych niemieckich malowanek.
Stanie się w końcu, że wykwintniejsza sztuka graficzna, uprawiana dziś wyłącznie przez kilku artystów dla kilku amatorów, demokratyzując się nieco, przeniknie do mas szerszych i, zanim sama obniży swoje loty, posunie o krok jeden estetyczne wyrobienie ogółu
*****
*****
Zupełnie specjalne miejsce w rodzinie sztuk graficznych zajmuje akwaforta. Należy ona do najbardziej artystycznych sposobów reprodukcji, przyczem trudność odbicia większej ilości odbitek nadaje im wartość, że tak powiem, amatorską, nieraz bardzo wysoką. Istotnie, siła tonu i subtelność rysunku, jakie tu można osiągnąć, sprawiają, że dobre odbicia akwafortowe cieszą się wśród znawców i miłośników nie mniejszym nieraz szacunkiem, niż rysunki oryginalne.
Sposób sam nie jest również nowy; używany był z powodzeniem przez mistrzów szkoły holenderskiej, jak Rembrandt i Van Dyck. W ostatnich czasach, dla przyczyn wyżej wyłuszczonych, jako jeszcze jeden wyraz protestu przeciw zbyt ułatwionej produkcji mechanicznej, wzmogło się ogromnie zamiłowanie do tego rodzaju .rytownictwa, które w całej pełni zachowuje cechy indywidualności artystycznej twórcy. Artysta i tu nie oddaje dzieła swego innemu, któryby miał rysy i tony, przez niego położone, interpretować w sobie właściwy sposób, jak się to dzieje w drzeworytnictwie, a poczęści w stało i miedziorytnictwie, ale sam własnoręcznie na blasze miedzianej znaczy myśli swoje, a najczęściej osobiście staje przy prasie, Jak rzeczywiście potrzebna jest obecność artysty przy tłoczeniu, łatwo zrozumieć, jeżeli się pozna szereg czynności, składających się na utworzenie ostatecznego odbicia akwafortowego.
Przedewszystkiem, na blasze miedzianej, pokrytej specjalnym werniksem, artysta rysuje obraz, znacząc igłą siatkę kresek. Pociągnięcia igły obnażają metal z pokrywającej go powłoki i czynią w tych miejscach wrażliwym na działanie kwasów, to też po włożeniu płyty do rozczynu królewskiej wódki (aqua forta) miejsca te, pod wpływem gryzącego płynu, zagłębiają się, tworzą brózdy, w które się następnie wciera farbę. Farba, wyciągnięta na papier ze swoich zagłębień przez silne tłoczenie, daje te niezmiernie delikatne kreski rysunku, jakich niepodobna otrzymać przy drukowaniu drzeworytów lub klisz chemigraficznych. Kreski mianowicie i punkty stoją tam wysoko, wypukłe. Okoliczność ta przyspiesza, jak już mówiłem poprzednio, drukowanie, ale za to natura materjału nie pozwala na wzniesienie w górę niepodpartej niczem kreski tak delikatnie, jak to może być w głąb wycięte, przez co, oczywiście, technika ta zyskuje na subtelności, Konieczność każdorazowego wcierania farby i oczyszczania blachy jest nietylko sprawą długą i zawiłą, ale wymaga ręki artysty, gdyż przy oczyszczaniu tern (tamponage) otrzymuje się nadzwyczaj delikatne półtony, stanowiące o miękkości i szczególniejszym uroku akwaforty.
Nadto akwaforta kojarzy się z akwatintą, która polega na tern, że płaszczyzny między kreskami czyni się przez odpowiednie zabiegi chropowatemi. Od stopnia chropowatości zależy natężenie tonu. Zwiększając je tedy przez trawienie otrzymujemy plamy silniejsze i słabsze, niby pędzlem na papierze położone tony mniej lub bardziej rozcieńczonego tuszu.
Często też akwatinta używana bywa, jako technika samoistna.
Myślę, że rozprzestrzenienie akwaforty i wogóle reprodukcji artystycznych przyczyniło by się w znacznym stopniu do podniesienia kultury estetycznej.