Wyszukiwanie zaawansowane Wyszukiwanie zaawansowane

Wstęp


W pamiętnej uroczystości 3-go maja 1916 r., którąśmy święcili, a której podniosłe wrażenia pozostaną w duszy naszej na zawsze i przekazanemi będą w tradycji jej naocznych widzów i świadków następnym pokoleniom — uczucia nasze, nasze myśli i nadzieje niczem się nie różniły od tych, jakie odczuwała ludność stolicy i całego kraju przed stu dwudziestu kilku laty, gdy z woli Narodu i jego sejmujących stanów uchwaloną i zaprzysiężoną została konstytucja 3 maja.

Nieobojętnym wszakże dla dzisiejszego pokolenia będzie artystyczny obraz stolicy z czasów sejmu czteroletniego, odtworzenie widoków owych historycznych miejsc, gmachów i zabytków, na które spoglądało współczesne im pokolenie, z jednakim jako i my pietyzmem rozmiłowane w owych szacownych po przeszłości pamiątkach.

Przeżyty w ciągu pięciu ćwierćwieczy okres dziejów, pełen wydarzeń tragicznej grozy, zmienił pod wieloma względami wygląd stołecznej Warszawy. Zniknęły z jej powierzchni mnogie zabytki średniowiecza, które jeszcze u schyłku XVIII wieku nadawały stolicy swoiste piętno. Zmieniły się warunki potocznego bytu ludności miejscowej. Pozostała wszakże nietkniętą i niewzruszoną owa cecha swojskości, nadająca środowisku całego kraju, które nie powstało z rozkazu, — jak niejedno z miast ościennego Wschodu, — lecz rozwijało się samorzutnie, stosownie do potrzeb rozmnażających się liczebnie mieszkańców — charakterystyczny wyraz i znamię grodu historycznego o własnej, odrębnej fizjognomji.

Dla przygodnego, a ciekawego obserwatora życia wielkomiejskiego przedstawia Warszawa obraz malowniczy środowiska niezmiernie ruchliwego, szybko się rozrastającego, sądząc po mnogości jego pałaców dawniejszych i nowszych — bogatego, a w stosunku do licznych klas robotniczych, które w sobie mieści — względnie pracowitego i zabiegliwego.

Z artystycznego punktu widzenia położenie Warszawy na wzgórzu, nad piękną a kapryśną rzeką, zwłaszcza od strony Pragi, mało równie pięknych między miastami europejskiemi ma rówieśniczek.

Ale jest to dopiero jedna strona uroków, jednających owemu starożytnemu grodowi wielbicieli między krajowcami, zwolenników zaś i adoratorów między cudzoziemcami.

To, co serce i duszę Warszawy stanowi, co za jej przewodem i wpływem duchowym nadaje żywszy obieg krwi społeczeństwu całemu, tkwi w tradycji historycznej jej losów zmiennych, w jej fatalizmie dziejowym, który po wiekach potęgi i królowania w charakterze stolicy wielkiego państwa, sprowadzał ją niejednokrotnie do poziomu miasta gubernjalnego, o narzuconej sztucznie powłoce obcej; lecz wbrew wysiłkom rozmyślnych szkodników i zaporom, stawianym jej rozwojowi, nie zdołał przytłumić i zdusić jej żywotności, pozbawić ją stanowiska centrum życia duchowego i politycznego, nie tylko Mazowsza, lecz wszystkich wogóle dzielnic dawnej Rzplitej.

To wszechwładne i kierownicze stanowisko w dziejach krajowych zawdzięcza Warszawa wypadkom, które się w jej murach, w epoce udzielności kraju i po jej utracie rozegrały, a które wpływem swoim dawały impuls do równorzędnych w innych dzielnicach kraju wydarzeń. W każdym stanie swego bytu politycznego, w dniach świetności i chwały, niemniej w dniach upadku i niedoli, zwracało się społeczeństwo, zwracał się kraj cały ku grodowi, gdzie biło serce gorące wzruszeń patrjotycznych, gdzie rozbrzmiewały wielkie hasła narodowe, nawołujące rozdzielonych kordonem rozbiorowym ziomków do jedności, miłości i poświęceń krwi i majątków, w imię ogólnego dobra.

W czasach udzielności Rzplitej była Warszawa miejscem zjazdów sejmowych, triumfalnych pochodów i hołdów, gdzie po wiekach błędów politycznych, właściwych zresztą wszystkim państwowym organizacjom, ozwały się samorzutnie pierwsze majowe hasła odrodzenia wewnętrznego, gdzie pierwszy głos wyzwolenia z zaułków Starego Miasta rozbrzmiał po wszystkich zakątach kraju, gdzie po bohaterskich wysiłkach 1794 roku miasto i jego przedmieście Praga opłynęły krwią ofiarną męczenników, gdzie widziano triumfalne pochody wojsk Księstwa Warszawskiego, gdzie rozbrzmiewały hasła powstań 1830 i 1863 roku i gdzie najsrożej po upadku owych wysiłków odczuwały się zakusy reakcji i ucisku dla zdławienia ducha narodowego — na szczęście bezskuteczne. W grodzie takim każdy niemal mur stary, stara kamienica, każda uliczka staromiejska stanowi pamiątkę historyczną i przypomnienie czasów przeżytych w chwale, upadku i odrodzeniu się duchowem narodu. Wszystko tu nastręcza temat do rozmyślań nad znikomością ludzkich usiłowań i aspiracyj, a jednocześnie nad niezniszczalną siłą ducha narodowego, który, przydeptywany i dławiony, jak Feniks z popiołów, za pierwszym podmuchem okoliczności sprzyjających się odradza. Gdy wstępujemy w ów czworobok domów wąskich Starego Miasta, okalających Rynek, na którym do początków ubiegłego stulecia wznosił się ratusz z wieżycą i z którego w załamkach estetycznych wychodzą uliczki wąskie, ślad dawnych murów obronnych stolicy, zapełnione rojem junackiego ludu, cała przeszłość kraju w jej najświetniejszych, pełnych uroku objawach staje przed oczyma duszy myślącego przechodnia. 

Tu było środowisko mieszczaństwa warszawskiego, reprezentowanego przez senjoralne rody Giżów, Baryczków, Dzianottów i Fukierów. Po nich to, do dziś dnia jeszcze pozostały ślady zamożności w kamieniczkach z ornamentacjami, stanowiącemi bądź symbol religijny, lub też kupiecki, przypomnienie związków Warszawy z miastami hanzeatyckiemi. W Starem Mieście żyła owa ludność patrjotyczna, co to w chwilach niedoli biegła pod nawy świątyń starożytnych na modlitwę i po słowa pociechy, co to w chwilach przełomowych ławą śpieszyła przed zamek królewski w obronie zagrożonych praw narodu, a której typem był ów szewc z Szerokiego Dunaju, zwycięski przywódca wyzwoleńczych hufców, sercom warszawian tak sympatyczny. Tradycja staromieszczan warszawskich przetrwała do dni naszych w niezmienionej okrasie, jako wiecznie żywy i płomienny symbol najgorętszego patrjotyzmu, nie tylko zaściankowego, lecz ogarniającego swem uczuciem skarb narodowych wspomnień całego, ongi potężnego państwa.

Aby żyjącemu dziś pokoleniu okazać na wiarogodnych wzorach tę znamienną różnicę, jaka zaszła w zewnętrznym wyglądzie Warszawy choćby tylko od czasów sejmu czteroletniego i pod wpływem uprawnienia stanu mieszczańskiego, wystarczy przyjrzeć się widokom najruchliwszych dziś arteryj ulicznych: Krakowskiego Przedmieścia, Nowego Świata, ulic Marszałkowskiej, Mazowieckiej i Królewskiej i porównać je z temi, jakie nam pozostawili artyści malarze w swoich malowidłach, przedstawiających owe ulice na schyłku wieku XVIII.

W żadnem być może mieście europejskiem nie spotykamy takiej różnolitości w zewnętrznej fasadzie pałaców, gmachów i kamienic, ciągnących się szeregiem po obu stronach ulic, jak właśnie w Warszawie z owego okresu dziejowego. Obok wspaniałych pałaców magnackich, które w każdej stolicy Europy należałyby do okazalszych, widzimy liche domostwa i dworki mieszczańskie, takie, jakie dziś jeszcze sąsiadują na ulicy Królewskiej, z okazałym jej pałacem narożnym. Lecz już na schyłku wieku XVIII ujawnia się korzystna różnica w wyglądzie zewnętrznym Warszawy. Bogatsi mieszczanie, idąc za przykładem arystokratycznych rodów, wznoszą kamienice, niejednokrotnie ogromem swoim przyćmiewające okazałość starożytnych magnackich pałaców. Niezawsze dzieje się to z korzyścią dla estetycznych wymagań. Uszlachcony bankier Tepper wznosi obok pałacu biskupów krakowskich olbrzymi pałac, podobny do kasy żelaznej.

Wspaniały gmach pałacowy, ongi Sobolewskich, oddzielający Krakowskie Przedmieście od ulicy Senatorskiej, przechodzi do mieszczańskiego rodu Minkenbeków, W jego sąsiedztwie, na miejscu gdzie istniał pałac Jana Małachowskiego, kupcy: Rezler i Hurtig wznoszą kamienicę kupiecką. Arterje miejskie, ciągnące się wzdłuż ulic: Marszałkowskiej, Mazowieckiej i Nowego Świata, ulicy Królewskiej i Bielańskiej, ongi gdzieniegdzie tylko zabudowane lichemi dworkami, nabierają zwolna cech ulic o kamienicach murowanych i w ubiegłem już stuleciu zaliczają się do pierwszorzędnych. 

Tę to właśnie znamienną różnicę w wyglądzie Warszawy, sprowadzoną powołaniem do samoistnego życia stanu mieszczańskiego (przed sejmem czteroletnim w prawach swych upośledzonego), możemy dziś sobie odtworzyć plastycznie, dzięki talentowi artystów malarzy takiej wartości, jakimi byli na schyłku wieku XVIII Bellotto-Canaletto, Alberti i wreszcie, pomimo swego niemieckiego nazwiska, Polak z rodu i przekonań, żołnierz w kampanji 1792 r., uczeń Bacciarellego — Zygmunt Vogel.

Zygmunt Vogel.
Zygmunt Vogel.

Talent jego ocenili możni opiekunowie sztuk w Polsce, poczynając od króla Stanisława Augusta, aż do przedstawicieli rodów arystokratycznych w osobach: Stanisława Potockiego, Aleksandra Sapiehy, marszałka Stanisława Małachowskiego, Czartoryskich i wreszcie najgorliwszego z pomiędzy nich — Wincentego hr. Krasińskiego.

Zbiegiem okoliczności twórczość Zygmunta Vogla i losy jego artystycznych dzieł zespoliły się nie tylko za jego życia, lecz nawet na długo po jego zgonie, z tyle zasłużonym dla nauk i kultury krajowej rodem ordynatów Krasińskich. W pałacu ordynackim na Krakowskiem Przedmieściu była pracownia malarska Vogla. Należał on do grona wybrańców salonu literacko artystycznego generała. Za wpływem generała Krasińskiego powołano Vogla do grona profesorów Uniwersytetu warszawskiego i do Towarzystwa Przyjaciół Nauk, któremu też artysta poświęcił swój znakomity zbiór widoków pamiątek narodowych. Zaleceniom generała zawdzięczał Vogel udział swój artystyczny w święceniu uroczystości żałobnych po znakomitych obywatelach kraju. On to w roku 1813 podał projekt katafalku dla ks. Józefa w kościele Ś-tokrzyskim, w roku 1818 dla generała Henryka Dąbrowskiego, w roku 1821 dla Stanisława Mokronoskiego i Stanisława Potockiego, w r. 1823 dla generała ziem podolskich Adama ks. Czartoryskiego. Pomysłu Vogla był pomnik Władysława Hermana i Bolesława Krzywoustego w Płocku, oraz bramy triumfalnej na powrót w r. 1809 wojsk zwycięskich do Warszawy. 

Jako ochotnik w szeregach wojsk koronnych przeżył Vogel wszystkie chwile konającej Rzplitej, lecz z obozowego życia nie wyniósł, jakby to przypuszczać należało, upodobania do odtwarzania scen bojowych lub też typów wojskowych. Pociągała go zawsze harmonja linij architektonicznych, perspektywa widoków ruin, gmachów i ulic miejskich. 

Takiemu to kierunkowi umiłowania artystycznego przypisać można fakt, iż na tle obrazów Vogla typy miejscowe rzadko się ukazują; te zaś, które na nich napotykamy, traktowane są szablonowo, bez uwydatnienia w nich cech charakterystycznych swojskości.

Osnowa wszystkich obrazów kolekcji Vogla, przechowywanych przez czas długi w zamku wiśniowieckim, świadczy, iż artysta szukał przedewszystkiem widoków malowniczych Warszawy, że mu nie zależało na odtwarzaniu szczegółów obyczajowych i ruchu ulicznego, lecz głównie szło mu o perspektywę, o estetykę w zewnętrznym wyglądzie miasta, kościołów, gmachów i zabytków stolicy. 

Ocalona reszta fortuny po ostatnim potomku rodu Wiśniowieckich przeszła do rodziny Jana Karola Mniszcha i jej następców. Ostatnim jej posiadaczem stał się Andrzej hr. Mniszech, utalentowany malarz i miłośnik sztuk pięknych. Gdy w roku 1852 Wiśniowiec stał się własnością gruzińskiej księżny Abamelekowej, hr. Mniszech wyłączył ze sprzedaży kolekcję obrazów Vogla i przewiózł ją do Paryża. Tam na parę lat przed swym zgonem nabył ją Adam hr. ordynat Krasiński i wzbogacił nią zbiory swego pałacu warszawskiego, stanowiącego obecnie, jak wiadomo, własność hr. Raczyńskich. 

Pokaźna ilość widoków Vogla, uzupełniona kilkoma, z innych zbiorów pochodzącemi, nie pozwala na szczegółowe i wyczerpujące objaśnienie ich doniosłości pod historycznym i archeologicznym względem. Każdy oddzielnie widok mógłby posłużyć za kanwę do specjalnego studjum. 

Wiadomo, że Vogel i Canaletto należeli do artystów nadwornych Stanisława Augusta i że malowali swe obrazy według zaleceń i wskazówek króla. 

Otóż, z punktu widzenia artystycznego, porównanie widoków, przez obu owych artystów odtworzonych według jednego i tegoż samego wzoru, z natury, nastręcza sposobność do uwydatnienia charakterystyki ich talentów. 

Vogla interesuje wyłącznie perspektywa ulic i architektonika ich gmachów. Jako Polak, oswojony z charakterystyką ludności miejscowej, nie przypisuje zewnętrznym objawom życia jej ulicznego osobliwego znaczenia, więc owe szczegóły pomija. 

Canaletto natomiast, Włoch, o fantazji bujnej, o poczuciu wrażliwości artystycznej silnie rozwiniętej, chwyta owe objawy z dokładnością niemal fotograficzną. Na obrazach jego panuje ruch gorączkowy. Widzimy na nich wszystkie niemal stany, przepych senatorskich strojów i szarego tłumu. Przez ulice ciągną korowody karoc dworskich i zwykłych wózków mieszczańskich. Vogel odtwarza nam miasto w jego zwykłym, potocznym, codziennym bycie. Na obrazach Canaletta Warszawa przedstawia się w szacie odświętnej, gwarnie, uroczyście, jak przystało grodowi, w którego murach odbywał się właśnie zjazd sejmowy. 

Pomimo tożsamości wzorów trudno przypuścić, by Vogel zapożyczył się od Canaletta, lub też odwrotnie — Canaletto od Vogla. Zewnętrzne kształty ulic, które malowali obaj artyści, musiały na ich obrazach powstać jednakiemi, lecz ujęcie owych form zewnętrznych zawisło wyłącznie od indywidualności i sposobu widzenia ich twórców.

keyboard_arrow_up
Centrum pomocy open_in_new