Wyszukiwanie zaawansowane Wyszukiwanie zaawansowane

Objaśnienia wstępne


Podobnie, jak przed laty, podjąłem był pracę ku wyśledzeniu z przeszłości żywotów naszych Malarzów i tworów sztuki przez nich wykonanych, tak samo następnie zamierzyłem skreślić wiadomość o Rytownikach, z wykazem wszelkich ich rycin, o ile tylko takowe wyszukać się dały. Niemało trudów i zachodów wymaga takie śledzenie szczegółowe a różnostronne. Czyli te moje ostatnie już zapewne usiłowania, osiągną jaką taką pożądaną całość, czy po temu zwątlałe siły starczą, a skołatany na starość brzemieniem nieszczęść żywot, przeciągnąć się jeszcze zdoła, w łasce to wyłącznie spoczywa dobrotliwej i wszechmocnej Opatrzności. Jak bądź, dochodzenia moje posuwać będę dalej ciągle, a może choć po mym zgonie zechce je kto kiedyś drukiem ogłosić, robiąc z nich ku powszechniejszej wiadomości użytek.

Sztuka sztycharska w miedziorytach sięga u nas końca XV, a samych początków wieku XVI. Otwiera się nam świetnie, bo nazwiskiem wysoce słynnym Wita Stwosza, który w tamtą porę kilkanaście sztychów, bardzo dziś cenionych wykonał; ale nie wiadomo, czy jakie z nich jeszcze w Krakowie, czy raczej po przeniesieniu się do Norymbergi w tem to już mieście osiedlony.

Utrzymywano, że syn Stwosza Marcin był sztycharzem; lecz to jest domysł niczem nie poparty i żadna jego jakoby rycina znaną obecnie nie jest.

Był w Krakowie na dworze Zygmunta Starego wielce odznaczony artysta włoski Jan Jakób (mylnie przez A. Grabowskiego pisany Joachimem) Caraglio. Służył on królowi jako medalier i rzeźbiarz w kamieniu twardym czyli drogim. Kilka jego pięknych medali wykonanych w Krakowie, przechowują się po dziś dzień w zbiorach krajowych; wielkie to już rzadkości, tem droższe, że celujące wykonaniem. Z kosztownych dzieł rzeźby na kamieniu drogim, musiał pozostawić królowi wyborne kamee lub gemmy, z których niejedna, w przesławnych wszelkich kosztowności zbiorach króla Zygmunta Augusta, znajdowała się pewno później. Jak wszystko inne, i to czas rozproszył, czy niepowrotnie strawił. Atoli za naszego już wieku, w przepysznym zbiorze starożytniczym dzieł sztuki Debruge Dumenil w Paryżu, jeden z owych Jakóba Caraglio krakowskich tworów wypukłorzeźby, zwracał na siebie znawców szczególną uwagę. Była to duża kamea na agacie wschodnim o trzech warstwach wyrzeźbiona, jako medalion oprawna w złoto emaliowane, z głową Meduzy i wieszadłem z pereł. Sama kamea przedstawia wizerunek w profilu królowej Bony, z napisem dokoła: Bona Sphor. Regina Poloniae i podpisem rzeźbiarza: Jacobu. Veron. (Jacobus Veronensis). Cenne to sztuki dzieło było następnie w Paryżu na wyprzedaży publicznej nabyte, a zapłacone drogo, przez bogatego hollenderskiego bankiera Hoppe, znajduje się więc obecnie w Hollandyi. Sam rzeźbiarz, Jakób Veroneńczyk, to jest Jan Jakób Caraglio, wedle tego co o nim piszą, był naprzód biegłym sztycharzem na miedzi i wykonał sztychy bardzo znamienite; potem wziął się do rzeźby na kamieniach drogich, a w zawodzie tym wyższym się jeszcze okazał. Piszą też o nim dalej, że jako rzeźbiarz na kamieniach drogich i medalier wezwany został na dwór króla Zygmunta I., gdzie zabawiwszy dłużej poważne dzieła wykonał, poczem wynagrodzony wspaniale wrócił do swej ojczyzny i osiadł w nabytej własności w Księstwie Parmeńskiem, a tu otoczony uczniami i przyjaciółmi, resztę żywota strawił i około r. 1570 umarł. Podaję tu o nim powyższe szczegóły, bo pisząc dawniej o sztuce u nas gliptyki czyli rzeźby na kamieniu drogim (Bibl. Warsz. z r. 1848, II. 262) nic tam o nim wtedy nie wzmiankowałem. Tu miejsce mówić o Caraglio jako sztycharzu. Miedzioryty jego wykonane podług obrazów wielkich mistrzów włoskich, dość mnogie natrafiają się dotąd, a jak się rzekło, niepospolicie cenione. Żeby w czasie pobytu w Krakowie cokolwiek jeszcze sztychował, nikt tego nie twierdził, owszem przeciwnie; i nam też o tem zupełnie wątpić przychodzi.

A. Grabowski z akt miejskich krakowskich wyczerpał kilka wzmianek o dawnych rzeźbiarzach tamtejszych na kamieniu twardym, które tu wypiszę dla uzupełnienia wiadomości o tej u nas sztuce. R. 1542. Melchior gemmarum incisor seu sculptor. R. 1564.

W dalszym ciągu tamtego stulecia czy się kto u nas sztycharstwem zatrudniał, nie wiemy dziś wcale. Kiedy właśnie coraz więcej czynne były drukarnie, a wychodziły dzieła dosadnie rycinami zdobne, używano po temu samych drzeworytów, z zupełnem nieużyciem sztychów. Nie zdarzy się też natrafić jakiejkolwiek choćby luźnej tamtoczesnej sztychowanej u nas ryciny; niema śladu nazwiska jakiego sztycharza. Jeżeli co było, to poniszczone z czasem przepadło, chyba że i w tem przy bacznem odszukiwaniu, wykryć się co jeszcze uda szczęśliwie. Z końcem wieku XVI występują już krajowi nasi Sztycharze. W te czasy Jan Ziarnko Lwowianin malarz udał się był do Włoch, zkąd do Paryża, celem dalszego doskonalenia się w sztukach, a w Paryżu zamawiany przez nakładzców, wykonywa miedzioryty wielce cenione. Wkrótce inni takoż Polacy sztycharze, idąc podobną drogą, dostępowali nie małej za granicą wziętości i rozgłośnej sławy. Dalsze koleje polskiego sztycharstwa, obecny nasz słownik uwydatnia poszczególnie. Od wieku XVII widzimy już wydawane u nas dzieła często zdobione sztychami, zwłaszcza też w wizerunki współczesne osób znakomitszych w kraju. Która książka i kiedy, pierwsza u nas sztychem przyozdobiona była, jest to ciekawy szczegół godzien wyśledzenia, ku czemu księgoznawców naszych śmiem zwrócić uwagę.

Matis Firner Wappenstein-sneider. R. 1579. Jan czo kamienie rzeże do pierszczeńców. R. 1585 przyjął prawo miejskie Conradus Beck gemmarum praetiosarum incisor. R. 1595 Horatius Vloch czo kamienie rzeże dal fl. 1 (szosu). R. 1598 Condrat Firster pieczęci rzeże, JP. Heltmana kor. sługa. R. 1601 Gregier Steinsneider dal szosu flor. I. R. 1607 Matys co kamienie rzeże. (Ambroży Grabowski , Dawne zabytki, str. 167 i Ojczyste spominki I. 266).

Jak niegdyś książki rękopiśmienne przystrajano wytwornie w malowania miniaturowe, tak z pierwszem nastaniem druków starano się je zaraz zdobić pomocą drzeworytnictwa. Wyrzynanie form w drzewie wyprzedziło u nas drukarstwo, a okazuje się z niem w styczności, jako też z zaprowadzeniem papierni, wyrabianiem kart do grania, tudzież tak zwanych kołder i szpalerów.

Kartownicy wyrabiali karty do gry z papieru, na którym odbijali z form drzeworytniczych odpowiednie wyobrażenia. Pod rokiem 1506 wspominany jest w aktach radzieckich krakowskich Papiernik i Kartownik, Papiermacher und Kartenmacher Paweł Cieser. (J. S. Bandtkie, Hist. druk. Krak. str. 234). Niespracowany badacz A. Grabowski wyczerpał z akt miejskich o kartownikach owych dalsze wiadomości (Dawne zabytki m. Krakowa, str. 167) R. 1526 był w Krakowie osiadłym Benedictus Karthownik, a r. 1532 Mathias Heinrich Priffmaler; sprzedawali zaś swoje wyroby w Smatrużu, gmachu r. 1545 pisanym Garrulatorium alias Schmetterhaus. R. 1546. Petrus Kartownik miał własny dom za nową bramą. Księga Liber juris civilis od r. 1555 zawiera wiele nazwisk mieszczan Krakowskich z dodatkiem Chartarius, Chartifex, których liczba w wieku XVII znacznie się zwiększyła. Kołtryniarze czyli Szpalernicy odrabiali tak zwane kołdry i szpalery, do czego dostarczali im form w drzewie rzniętych Formschnejdery to jest form wyrzynacze czyli drzeworytnicy. Kołdrami i szpalerami zwały się okrycia wzorzyste ścian, łóż, siedzeń, it. p. z odtłaczanemi na skórze lub papierze, w złocie lub farbach, drzeworytnemi ozdobami, jako to: zwierząt, ptastwa, roślin, owoców, kwiatów. Mieli w Krakowie Kołtryniarze swoje Contubernium: Aulearii, Colthrinarii, seu deauratarum colthrinarum opifices. R. 1591. zatwierdzili im Rajcy wybór Starszych cechowych Seniora mechanicorum, a byli nimi Stan. Czarnczyk i Maciej Wilkoczki. Następnie połączyli się ze zgromadzeniem Malarzów: r. 1603 był Starszym malarskim Franciszek Bisalti kołtryniarz r. 1607. Winc. Zigant szpalernik. Bywały też szpalery zwane włoskie, z takichże form drzeworytnych wytłaczane. Po r. 1582 wspomniane jest “antepedium kolthrini papierowi malowane. R. 1609 Piotr szpalernik Króla Imci mieszka w Krakowie. R. 1662 tamże Szpalernik “co drukuje kołdry”. Początki takoż u nas drukarstwa, jak i gdzie indziej, znajdują się w związku z drzeworytnictwem. Pierwotne wszakże inkunabuły xylograficzne, niczem innem nie były, jak tylko drzeworytami. Drukowany w Krakowie przez Świętopełka Fiola r. 1491 - Octoich czyli Ośmiohłaśnik Sw. Jana Damascena w przekładzie Słowiańskim, kirylicą, mieści drzeworyt przedstawiający Chrystusa na krzyżu z otoczeniem Świętych postaci u spodu. W końcu dzieła drugi drzeworyt i wieże Krakowa przez które przeciągnięta wstęga z napisem do odczytania zagadkowym, u góry głoski S. V. spodem po obu stronach znamię czyli monogramm. Prawdopodobnie dla mnie cyfra jest drukarza Świętopełka Fiola czyli Sweybold Veyl, a jego też owe dolne znamię, to jest mieszczańskie godło. Dodam, że domysł jakoby te dwa drzeworyty były roboty Wita Stwosza, zupełnie mi się błędnym być widzi. Stwosz jak wiemy trudnił się cokolwiek sztychowaniem, a znaczył te swoje roboty i są wiadome; ale żaden drzeworyt jego nie jest dziś znany. Obecny też obrazek Pana Jezusa na krzyżu, nie pozwala z rysunku ciał i twarzy, narzucać rycinę mistrzowi w ową porę tyle już znakomitemu. Zapanowała jakiś czas skłonność przypisywania Stwoszowi różne sztuki zabytki z okresu tamtego dotąd dotrwałe. Jest to wada, z której wyleczyć się trzeba, gdyż mogli przecie być i pewno byli w wielu sztuki odnogach, pracownicy miejscowi przeróżni, tylko że teraz niewiadomi z nazwisk, bo w zachowaniu się ówczesnem, nie wynoszącem się i skromnem, za rzemieślników się uznający, z imionami też swemi nie występujący. Dwa kalendarze Krakowskie czyli tak zwane Judicia Michała z Wrocławia na rok 1494 i drugi na rok 1495 zdobne są ciekawemi drzeworytami: na pierwszym Doktor w todze akademickiej trzyma za puls chorego, inni na ziemi leżą; na drugim Cyrulik puszcza krew siedzącemu choremu, któremu z tyłu drugi Cyrulik nasiekuje ciało do postawienia baniek. Statut Łaskiego r. 1506 wydania Jana Hallera, mieści obrazy drzeworytne, z których zwłaszcza jeden duży wyobraża Króla na majestacie otoczonego senatem i strażą. W miarę szybkiego rozwoju drukarń, mnożyły się też przystroję dzieł drzeworytnicze: bogate tytułowe ramy, całe alfabety dużych głosek początkowych szczególnej ozdobności i urozmaicenia, figuryczne znamiona drukarń, herby, postacie Świętych Patronów, wizerunki królów i dostojników, obrazki przeróżne przepełniające kroniki, Biblie, Zielniki i inne dzieła. Wszystko to bezwątpienia dostarczane bywało drukarniom przez miejscowych form wyrzynaczy czyli Formsznejderów, co też tak samo twierdzi A. Grabowski. (Dawne zabytki, str. 169). Powiada nadto, że prócz drzeworytów do ksiąg przeznaczonych, wychodziły niekiedy osobne większych rozmiarów ryciny drzewne, przedstawiające ówczesne zdarzenia i inne przedmioty, które w zbiorach miłośników sztuk napotykać się jeszcze dają. W tej liczbie duża rycina założenia Akademii krakowskiej przez Jadwigę i Jagiełłę. Również: “Kontrefekt zboru krakowskiego, zburzonego r. 1574 d. 10 Października” in folio.

Atoli kiedy tak dowodnie wiemy, że w tamte czasy kwitło w Krakowie drzeworytnictwo, o samych drzeworytnikach naszych nic się prawie nie wie. Żaden z nich nie podpisał się całem nazwiskiem, co najwięcej, i to rzadko, znaczyli niektóre swe dzieła mało co pouczającemi cyframi. Z ubocznych zaś, co do nich natrafionych śladów, nic się nie znajdzie zasobniejszego, zaledwie parę słabych wzmianek. Tak w aktach miejskich krakowskich wyśledził A. Grabowski, że r. 1580 wpisany do podatku szos Wendelinus Form-schneider. Podobnie r. 1595: “Jarosz czo rzesze formy, dal szosu gr. 24”. O Grzegożu Brücknerze, przypadkowo zastrzelonym r. 1594 w Krakowie, nie wiedzielibyśmy wcale, gdyby nie wzmianka o tym wypadku w aktach rektorskich, wykryta przez Muczkowskiego, gdzie z imienia i nazwiska był wypisany. Jan Januszowski, który go z Wrocławia sprowadził i wiele do ozdoby swych wydań używał, mówi o nim dosyć, choć tego rzemieślnika swego nazwiska wcale nawet nie wymienia. W pierwszej już połowie wieku XVI. zaczynają się w Krakowie kosztowne dzieł biblijnych wydania, do przyozdobienia których drukarze nakładcy zakupywali za granicą gotowe formy drzeworytów do podobnychże dzieł tamże przedtem użytych. Te drzeworyty powtórzone są w wydaniach krakowskich obok wielu innych miejscowego wyrobu, a rzeczywiście tamte do sztuki naszej krajowej wcale nie należą. Odróżniać je tedy pilnie wypada przy swojskiej sztuki badaniach. Tak w wydaniu Hieronima Wietora pierwszej po polsku całkowitej księgi: Żywot Chrystusa Pana przez Sgo Bonawenturę, przełożony przez Baltazara Opecia r. 1522, niesłychanej dziś rzadkości dzieła, drzeworyty większe są Jana Schenfleina, użyte pierwotnie w Norymberdze. Do wydań całkowitej Biblii Mikołaja Szarfenbergera (r. 1561 i r. 1575) tenże nabył w Pradze formy drzeworytów, zwłaszcza większych, użytych przedtem przez Hansa Lufta do Biblii niemieckich. Z tych noszące cyfrę M. S. mają być Marcina Schöne. Podobnie w wydaniu Postylli X. Jakóba Wujka u Siebenejchera 1584 fol. drzeworyty z cyfrą I. A. są Josta Ammana; inny z cyfrą związaną z głosek H. B. S. F. może Hansa Blocksberger jun. z Salzburga (Nagler III. 262). W wydaniu Jana Leopolity Wuchaliusza: Żywot Pana Jezusów, u Jakóba Siebenejchera 1594 4° drzeworyty większe są wedle rysunku Jana Schönfleina, rznięte r. 1539, a noszą monogram J. S., związane na łopatce (Schönflein). Kilka jeszcze innych cyfr na drzeworytach w drukach krakowskich rozsianych, ulegają domysłom cudzoziemskiego pochodzenia. Przecie są takie, które sami niemieccy w tym przedmiocie pisarze, a mianowicie ostatni z nich a najzupełniejszy, Nagler, nie mogą poczytywać za wyroby Niemców, owszem przyznaje one Nagler krakowskim drzeworytnikom. W tym stanie rzeczy pozostaje nam śledzić pilnie dalej te wszystkie drzeworytów cyfry czy znaki, a rozróżniać obce wyroby od krajowych, lubo w widzeniu mojem wszystkie te poszukiwania, przy braku nazwisk, gruntowniejszego nie wydadzą plonu. Poszczególne moje własne w tym względzie wypisy, przyłączyć tu dodatkowo zamierzam. Zwrócę jeszcze uwagę badaczy, że cyfry i znaki artystów bywały często bardzo fantazyjne i niestałe: tenże sam człowiek zmieniał je po wiele razy. Z drugiej znowu strony cyfra tak samo narysowana, czasem nie jednej tylko osobie służy. Z tego wszystkiego rodzi się nieraz niepewność i zawikłanie, a ztąd niemożność dojścia do ściślejszej co do osób prawdy. 

Tak silnie w wieku XVI rozwinięte u nas drzeworytnictwo ku przyozdobieniu książek, słabło za czasem, gdy je sztychy zastępować zaczęły, aż w końcu zaniechane zostało. Obudzone dziś na nowo, a zwłaszcza w Warszawie, odznaczonego dostępuje rozwoju. Cieszyć się nam przecie przychodzi, że i sztycharska sztuka ma zawsze w rodakach naszych coraz nowych przedstawicieli, tak w kraju, jak za granicą pracujących z zasłużoną sławą.

keyboard_arrow_up
Centrum pomocy open_in_new