Ostatnio oglądane
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
Ulubione
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
PRZEDMOWA
Zamiar napisania dziejów litografii poznańskiej, już kilka lat temu przeze mnie powzięty, jednak wciąż porzucany, znalazł dopiero w niniejszej rozprawce swe urzeczywistnienie. Wszelkie poprzednio podjęte próby przedstawienia - chociażby w najpobieżniejszym szkicu - dziejów litografii poznańskiej od chwili jej zaszczepienia na naszym gruncie aż do połowy XIX stulecia, rozbijały się w gruncie rzeczy o to, że znany dotąd materiał w postaci rycin, jakkolwiek dzięki własnym zabiegom i poszukiwaniom kilkakrotnie powiększony, wydawał się być jeszcze bardzo niekompletnym. Daremnie łudziłem się przez dłuższy okres czasu nadzieją, że szczęśliwy traf pozwoli mi odnaleźć jeszcze dużo więcej poznańskich utworów litograficznych. - Oddając więc niniejszą rozprawę w obecnym stanie badań do druku, wydaje mi się zbytecznym skierować uwagę czytelnika na możliwe w niejednym wypadku uzupełnienia podanych tu wiadomości, zwłaszcza w zakresie oeuvre‘u artystycznego litografów poznańskich.
A. B.
W r. 1826 zlikwidowana została w Poznaniu rządowa drukarnia litograficzna, czynna wyłącznie dla potrzeb pruskich władz rejencyjnych. W tej drukarni, stojącej pod kierownictwem niejakiego Kohz‘a, był nowy wynalazek Senefeldera może po raz pierwszy zastosowany na terenie Wielkopolski, lecz bynajmniej nie w celu artystycznym, raczej czysto praktycznym. Nowym tym sposobem reprodukcyjnym, za pomocą kamienia litograficznego, drukowano tu urzędowe formularze, kartki do ksiąg kasowych, etykiety do akt itp. Ze względu na korzyści, jakie technika litograficzna wówczas dała urzędom w ich pracy administracyjno-kancelaryjnej, porównać ją można z późniejszymi powielaczami.
Drukarz Adolf Mikołaj Machmar, który pracował w rządowej drukarni litograficznej aż do jej rozwiązania w r. 1826 (15 stycznia), założył w tym samym roku w Poznaniu własny zakład litograficzny, zatrudniając z początku tylko jednego czeladnika. Cichym jego wspólnikiem był kancelista rejencyjny Baermann, poprzednio również czynny w drukarni rządowej; w jego też mieszkaniu przy ul. św. Wojciecha nr 120 mieścił się prywatny ten zakład litograficzny, który w r. 1833 posiadał dwie prasy i zatrudniał aż trzech czeladników. Drukarnia ta prosperowała, jak się zdaje, bardzo dobrze, ponieważ zarówno poznańska rejencja, u której właściciel miał opinię „prawdziwego i wiernego patrioty", jako też Prowincjonalne Towarzystwo Ubezpieczeniowe od ognia („Provinzial-Feuersocietät") darzyły ją licznymi zamówieniami.
Pierwszym prywatnym przedsiębiorstwem litograficznym w Poznaniu był zakład K. A. Simona, który znajdował się początkowo przy ulicy Wodnej pod nr 103, później przy Rynku pod nr 84, naprzeciw księgarni żyda J. A. Munka.
Karol Antoni Simon, nauczyciel muzyki, otrzymawszy w r. 1817 pozwolenie na udzielanie lekcji muzyki oraz na handel muzykaliami i instrumentami muzycznymi, zwrócił się z początkiem r. 1819 do władz miejscowych z prośbą, by mu pozwolono drukować nuty. Wniosek swój umotywował tym, że nie ma dostatecznych dochodów z lekcyj muzyki i sprzedaży muzykaliów; poza tym zmuszony on jest sprowadzać dla swej klienteli polskiej nuty z Warszawy i Berlina, z oczywistą szkodą dla miejscowego rzemiosła i handlu. Władza poznańska, mająca na oku przede wszystkim rozwój i ożywienie twórczości miejscowej, nie tylko przychyliła się do powyższej prośby, lecz pozwoliła mu też chętnie, kiedy w r. 1823 prosił o dalsze rozszerzenie swej placówki handlowej, na drukowanie podręczników i elementarzy muzyki t. j. na połączenie druku litograficznego (nuty) z drukiem typograficznym (tekst). Wprawdzie zabroniono mu w roku następnym drukować czcionkami, jak również zakazano mu wszelkiego handlu książkami - stało się to na skutek zażalenia właściciela drukarni Wilhelma Deckera w Poznaniu, - lecz jeszcze w tym samym roku otrzymał Simon ponownie koncesję, która mu dała prawo do drukowania i sprzedawania książek (dn. 23 marca 1824 r.).
Już od samego początku istnienia zakładu litograficznego wykonywał K. A. Simon oprócz nut wszelkie inne prace drukarskie, wówczas wykonywane techniką litograficzną, jak formularze, blankiety itp., tak zwane prace akcydensowe, stwarzając do pewnego stopnia poważną konkurencję drukarstwu typograficznemu (sc. Wilhelmowi Deckerowi). W „Gazecie W. Xięstwa Poznańskiego" z r. 1820, nr 60, znajduje się następująca notatka: „Przyprowadziwszy Litografią (druk na kamieniu) moią do tego stopnia, iż wszelkie zamówienia bądź w mieyscu bądź na Prowincyi iak n. p. kwity, tabelle, bilety, etykiety, napisy, adressa, rysunki, listy frachtowe, księgi kupieckie i gospodarskie, czerwono i czarno liniowane, oraz muzykalne dzieła, przyimować i w iaknaykrótszym czasie uskuteczniać iestem w stanie, mam honor polecić się łaskawey Publiczności z przyrzeczeniem iak nayumiarkowańszey ceny.
Poznań, dnia 11 kwietnia 1820 r.
C. A. Simon, właściciel składu muzykalnego i koncessyowaney Litografii, w Poznaniu na Wodney ulicy Nro 103“.
Simon cieszył się w pełni poparciem władz pruskich. Na jego prośbę umieściła poznańska dyrekcja policji w r. 1822 następującą „rekomendację" (której tekst nota bene pochodził od samego Simona) w języku polskim i niemieckim w obydwóch gazetach poznańskich, w „Gazecie Wielkiego Xięstwa Poznańskiego" i w „Zeitung des Grosherzogthums Posen" (nr 51): „Zakład litograficzny handlu muzycznego i potrzeb dla sztuk nadobnych P. Karola Antoniego Simona w Starym Rynku No. 84 w Poznaniu zasługuie na uwagę Publiczności. Szczególniey zasczyca się wyborną i doskonałą robotą tak w druku nut muzycznych iako też ręcznem pisaniu, niemniey w wybiianiu wszelkich rysunków; a przeto pomimo niedawnego, gdyż dopiero od dwóch lat swego powstania zasługuie bydź umieszczonym w rzędzie zakładów miast nayznacznieyszych tak kraiowych iak i zagranicznych. Zakład ten użyteczny, wielką stał się wygodą dla Publiczności i iuż dwie prasy w ruchu utrzymuie, staraiąc się, ażeby nietylko potrzebom mieyscowym, lecz nawet i zagranicznym w dostarczaniu druków litograficznych zaradzić. Niepozostaie przeto iak tylko życzenie, ażeby równie Władze wyższe iak i Obywatele tuteyszey Prowincyi, szczególniey z okolic Poznania, rzeczony zakład litograficzny przez polecanie temuż drukowań potrzebnych, ile możności wspierać zechcieli i tym sposobem przedsiębiorcy do rozprzestrzenienia tey gałęzi przemysłu i kunsztu dopomódz raczyli.
Poznań, dnia 17 marca 1822.
Królewskie Dyrektorium miasta i Policyi."
W r. 1823 ukazał się w tejże gazecie (nr 68, z dn. 23 sierpnia r. 1823) dłuższy artykuł pt. „Instytuta litograficzne w Poznaniu", zaczynający się następująco: „W mieście naszem znayduią się dwa zakłady litograficzne. Pierwszy iest własnością rządową i wykonywa wszelkie polecenia Prześwietney Regencyi. Do ważnieyszych, uskutecznionych przezeń robót, należą specyalne mapy Powiatów Departament Poznański składających. Drugi, który iest prywatną Pana Antoniego Simona własnością, w ciągu swego kilkuletniego istnienia, obdarzył iuż przyiaciół sztuk i rzeczy użytecznych nieiednym pięknym płodem, co tem większą przynosi właścicielowi tego instytutu zaletę, iż pomimo znaczne na utrzymywanie go nakłady, które częstokroć naystarannieysze zabiegi, szczodrobliwą nawet rządu ręką wspierane niszczą, maiąc na celu dobro powszechne, oznaczaniem umiarkowanych cen, dobrze się swym spółobywatelom zasługuie, a tem samem staie się godnym ich względów, opieki i zachęcenia. Pan Simon, iako znaiący teoretycznie i praktycznie muzykę, szczególniey tey, w łonie niebios zrodzoney sztuce, poświęca swą uwagę". - (W dalszym ciągu wymienia artykuł kilka utworów muzyki kościelnej Elsnera, Kurpińskiego i Heilińskiego, nauczyciela muzyki poznańskiego seminarium nauczycielskiego, oraz dwa podręczniki ułożone przez Simona: Naukę harmonii czyli szkołę generałbasu i Naukę grania na organach).
Przez długi okres czasu był zakład litograficzny K. A. Simona („Buch- und Kunsthandlung und Steindruckerei" lub „Musikkomtoir") jedną z najpoważniejszych firm litograficznych na terenie miasta Poznania. Majątek firmy, która około r. 1833 zatrudniała czterech czeladników i pięciu uczniów, wynosił rzekomo 15 000 talarów, jak dowiadujemy się z zestawienia poznańskich drukarń i księgarń, które władza rejencyjna sporządziła na skutek rozporządzenia pruskiego ministerstwa. Tamże czytamy następujące orzeczenie: „Die Handlung steht zwar im allgemeinen in keinem üblen Rufe, doch scheint der Chef derselben mehr mit den polnischen Familien der Provinz als den deutschen im Verkehr zu stehen".)
W zbiorach graficznych Towarzystwa Przyjaciół Nauk w Poznaniu przechowuje się druk reklamowy drukarni litograficznej K. A. Simona („Steindruckerei von C. A. Simon in Posen am Markt No. 84“), z którego wynika, jakiego rodzaju prace wykonywane były przez tę drukarnię: więc kwity, rachunki, blankiety wekslowe, etykiety, recepty dla aptek, formularze handlowe wszelkiego rodzaju jako też druki w języku hebrajskim, greckim, tureckim, karty do gry, bilety wizytowe, dyplomy, obrazki itp. W tymże zbiorze graficznym zachowały się m. in. dwa drukowane u Simona listy wyzwoleńcze, jeden dla poznańskiego cechu malarzy („Wir berechtigte Maler - etc.“), drugi dla poznańskiego cechu murarzy i sztameców („Wir Altund Gildemeister des Maurer und Steinhauer Gewerks - etc.“). W aktach rejencji poznańskiej w P. Archiwum w Poznaniu (Poznań C XIII C b 13) znajduje się poza tym jeden list mistrzowski: „Meisterbrief des Maurer-Gewerks - etc.“, drukowany u Simona i oznaczony: Mielcarzewicz Bauinspe. Lit. 1820 - Benedikt Schildener.
Oprócz takich prac drukarskich, które nie posiadają żadnych lub tylko mało cech artystycznych i właściwie należą do dziedziny uprzemysłowionej techniki litograficznej, ukazały się w zakładzie Simona prace, które zdradzają aspiracje artystyczne i w pełni też zasługują na miano przedsięwzięć artystycznych. Wymieniamy tutaj na pierwszym miejscu próbne odbitki, wykonane na jednym arkuszu i przedstawiające słynną kiedyś w Europie i we wszystkich stolicach z entuzjazmem przyjętą włoską śpiewaczkę, nazwiskiem Catalani. Litografię tę, która posiada następujący podpis: Madame Angl. Catalani - Dessiné par Krieger - Lith. chez C. A. Simon à Posen, przechowuje się w zbiorach Tow. Przyjaciół Nauk w Poznaniu, gdzie znajduje się przeważna część poznańskich inkunabułów litograficznych. Owa śpiewaczka Catalani występowała także w Poznaniu, mianowicie w dniu 15 listopada r. 1819, następnego dnia zaś śpiewała ona w kościele parafialnym, przeznaczając dochody z koncertu na rzecz kuchni dla biednych.
Wyżej wymieniony Krieger, który wykonał portret śpiewaczki, jest identyczny z znanym wówczas w Poznaniu i Warszawie portrecistą Fryderykiem Krystianem Kriegerem.
Nie jest zatem wykluczone, że ukazanie się lub zamiar wydania litografowanego portretu tej zarówno dla jej talentu jak altruizmu uwielbianej śpiewaczki, łączy się z pobytem artystki w Poznaniu. Mielibyśmy w takim wypadku przed sobą pierwszą litografię poznańską powstałą z pobudek czysto artystycznych.
Dwie dalsze litografie w zbiorach graficznych Tow. Przyjaciół Nauk w Poznaniu, wykonane jako ilustracje do jakiejś książki: „Jezus uzdrawia ślepego od narodzenia", 8,5 x 13,3 cm, sygn.: w Poznaniu u K. A. Simona, u dołu: Pow. 25, oraz „Dawid z oszczepem i kubkiem Saula“, 8,7 x 13,3 cm, sygn. jak wyżej (Pow. 36), pochodzą z okresu późniejszego.
Najpoważniejszą pozycją w stosunkowo skromnej artystycznej spuściźnie instytutu litograficznego K. A. Simona jest album p. t. „Zbiór wizerunków wsławionych w ostatnich czasach Polaków, wydany przez Księgarnię i Skład sztuk pięknych K. A. Simona w Poznaniu i Berlinie", składający się z 26-ciu kart in folio z portretami.
O tym wydawnictwie - niewątpliwie warszawskie wydawnictwo A. hr. Chodkiewicza: „Portrety wsławionych Polaków" z r. 1820 stało się dla Simona zachętą do podjęcia się wydania podobnego zbioru - pisze Motty: „Możesz jeszcze... na wsie lub w miasteczku w jakim domu, gdzie szanują rzeczy po dziadach i babkach, spotkać się z Kościuszką, Poniatowskim, Rejtanem, Małachowskim, Staszycem, Kołłątajem, Chłopickim, Skrzyneckim, Umińskim itd., pochodzącymi z litografii Simona; nie są to arcydzieła lecz rzadkie już pamiątki i szczerze się cieszę, jeśli którego z nich gdzieś ujrzę przypadkiem, jako starych znajomych".
Do „zbioru wizerunków" należą następujące portrety: I. Krasickiego, S. N. Małachowskiego, A. ks. Czartoryskiego, S. K. B. Mokronoskiego. I. H. Dąbrowskiego, St. Konarskiego, A. Madalińskiego, J. Kilińskiego, I. M. hr. Ossolińskiego. J. Skrzyneckiego, J. ks. Poniatowskiego, H. Kołłątaja, P. hr. Bielińskiego, N. ks. Sapiehy, St. Staszica, I. W. Zakrzewskiego, T. Kościuszki, St. hr. Potockiego, M. Sokolnickiego I. hr. Potockiego, A. Zamoyskiego, W. Rzewuskiego, J. Jasińskiego, T. Rejtana, K. Puławskiego i I. U. Niemcewicza. - Wszystkie ryciny wykonane kredą mają u dołu podpis: Poznań i Berlin w Litografii K. A. Simona, lub tylko: Poznań w Litografii K. A. Simona. Współpracowali przy tym dziele jako rysownicy wzgl. litografowie, H. Gretsel, L. Kołodziejowski, uczeń A. Remy'ego w Berlinie, oraz Teofil Mielcarzewicz, o którym będzie później mowa.
Oprócz innych litografii, które omawiać będziemy w związku z Mielcarzewiczem, ukazał się u Simona także album przedstawiający na 23 tablicach armię polską.
W zakładzie litograficznym K. A. Simona ukazała się też jedna z najwcześniejszych litografii związanych z nazwiskiem poznańskiego malarza Fabiana Sarneckiego. Rzadka ta rycina, portret arcybiskupa hr. Górzeńskiego, podpisana: Timoteusz Hrabia Nałęcz Górzeński Arcybiskup Gnieźnieński i Poznański, oznaczona jest u dołu: F. Sarnecki fecit - litho, apud Simon. Posnaniae (w posiadaniu prywatnym oraz w Archiwum Diecezjalnym w Poznaniu). - Może u Simona wykonana została (także według rysunku Sarneckiego) litografia, przedstawiająca portret pedla gimnazjum Marii Magdaleny w Poznaniu, niejakiego Schaala, i wydana, jak Motty podaje, z okazji jego pięćdziesięciolecia ku uczczeniu jubilata. U Simona ukazała się też litografia in folio, przedstawiająca pierwszego nadprezydenta W. Księstwa Poznańskiego Józefa von Zerboniego di Sposetti, z tekstem niemieckim poniżej ryciny, oznaczonej: Lith. Inst. v. C. A. Simon in Berlin (!) - Y. v. Seydlitz gez. 1828 (egzemplarz w zbiorze graficznym Tow. Przyjaciół Nauk w Poznaniu).
Simon, ojciec poznańskiej litografii, umarł w styczniu r. 1841. O jego śmierci donosi „Orędownik Naukowy" tymi słowami: „W tych dniach umarł w Poznaniu dawniejszy księgarz i litograf Simon. Był on pierwszy, który w naszem mieście litografię zaprowadził, a wydaniem tak upowszechnionych „Obrazów sławnych Polaków'' zasłużył sobie na wdzięczne wspomnienie ziomków, umiejących oceniać podobnego rodzaju usiłowania".
Kilka miesięcy po rozwiązaniu rządowej drukarni litograficznej otrzymał Gustaw Edward Beuth, emerytowany książkowy głównej kasy rejencyjnej po Simonie i Machmarze jako trzeci litograf w Poznaniu, w maju r. 1826 koncesję na otwarcie drukarni litograficznej w domu ślusarza Grunwalda przy ul. Wrocławskiej pod nr 232. Po otrzymaniu pozwolenia na założenie drukarni typograficznej, w której pracował jako czeladnik i składacz Ferdynand Ogurkowski, otworzył Beuth w r. 1830 drukarnię i skład papieru przy Rynku pod nr 80. W r. 1833 posiadał Beuth w swym zakładzie sześć pras litograficznych, 300 sztuk kamieni litograficznych, jedną prasę do drukowania biletów wizytowych, poza tym wielkie zapasy papieru kancelaryjnego i konceptowego, laku do pieczętowania, materiałów piśmiennych i rysunkowych; zatrudniał wtedy trzech czeladników i pięciu uczniów. Później przeniósł Beuth swój zakład („Buch- und Steindruckerei, Schreibmaterialien- und Kunsthandlung") na ul. Wodną pod nr 187. Jak wynika z zachowanego rachunku firmowego, ozdobionego winietą z litografowanym widokiem ulicy Wodnej, skład jego mieścił się (w r. 1838) w domu narożnym ul. Wodnej i Klasztornej. Podobny litografowany rachunek firmy z r. 1841 z widokiem „Hotel de Varsovie" pochodzi z czasów, kiedy jego skład znajdował się przy ul. Wrocławskiej pod nr 30, w domu wymienionego hotelu. Zachował się również jakiś list lub prospekt firmy, który w nagłówku posiada litografowany widok miasta Poznania, widziany ze strony kościoła św. Wojciecha. Z drukarni litograficznej Beutha pochodzi m. in. portret Kościuszki z napisem u góry: „Boże dopomosz memu orężowi!“, litografowany przez Stanisława Żołądkiewicza (w posiadaniu prywatnym). Poza tym wymieniamy dwie litografie w rękopisie, zatytułowanym „Chronik Posens“ (w Bibl. Radzieckiej w Poznaniu, sygn. R. B. 143), przedstawiające (według pierwowzorów Minutoliego): Kościół pojezuicki i mieszkanie namiestnika oraz Ul. Klasztorną z klasztorem SS. Benedyktynek.
Spis mieszkańców m. Poznania z r. 1844 wymienia Beutha jako litografa, właściciela drukarni i kamienicy, mieszkającego przy ul. Wrocławskiej pod nr 30. W tymże roku sprzedał Beuth swoją drukarnię księgarzowi i właścicielowi drukarni Ernestowi Lambeckowi z Torunia, który otworzył drukarnię w nowo wybudowanym domu Beutha przy ul. św. Marcina w pobliżu Bramy Wrocławskiej; w roku następnym nabyli tę drukarnię z rąk Lambecka księgarze Bredull i Schirmer.
Sztukę litograficzną uprawiał z pozwoleniem władz także niejaki Adolf Lehmann, po raz pierwszy wymieniony w r. 1828, lecz jedynie dla wykonywania etykiet, gdyż był on z zawodu introligatorem.
W r. 1829 otrzymał kupiec D. Goldberg, właściciel składu papieru i materiałów piśmiennych przy Rynku nr 83, pozwolenie na otworzenie drukarni litograficznej. W swej działalności ogranicza się ta drukarnia prawie wyłącznie do druków użytkowych: formularzy, listów przewozowych, przekazów, blankietów, rachunków, zaproszeń na uroczystości, zawiadomień o ślubie itp.
W r. 1833 istniały w Poznaniu oprócz drukarń litograficznych K. A. Simona, Adolfa Machmara i G. E. Beutha, jeszcze dwie drukarnie litograficzne: drukarnia R. Krysztofowicza i drukarnia W. Kubitzkiego.
R. Krysztofowicz, mieszkający przy ul. Wrocławskiej pod nr 247, był z zawodu mistrzem introligatorskim i posiadał, jak poprzednio już wymieniony Adolf Lehmann, pozwolenie na uruchomienie drukarni litograficznej dla celów introligatorskich (od r. 1832). Równocześnie prowadził skład materiałów piśmiennych.
Wilhelm Kubitzki otrzymał pozwolenie na otwarcie drukarni litograficznej w r. 1829, jednakże z tym zastrzeżeniem, że będzie pracował tylko na zamówienie i nie będzie uprawiał handlu materiałem drukowanym lub litografowanym. Urodzony we Wrocławiu około r. 1797 uczęszczał początkowo do gimnazjum Elźbietanek we Wrocławiu i już w 13-tym roku życia został uczniem miedziorytnika Exdlera, u którego pracował cztery lata. Potem brał udział w wojnie antynapoleońskiej w r. 1813, służąc jako kornecista w drugim detaszemencie strzelców - ochotników. Po siedmiu latach służby wojskowej zwolniony w r. 1820, czynny był we Wrocławiu jako rysownik i litograf-pisarz, przy tym nauczył się też sztuki drukarstwa litograficznego. Od r. 1821 do 1825 pracował w Wiedniu u miedziorytnika i litografa Loesera jako sztycharz, rysownik, kaligraf litograficzny i drukarz. Po powrocie do Wrocławia czynny był przez dwa lata, w zakładzie Grassa i Bartha pod kierownictwem drukarza Zeschmera, następnie w Jelenejgórze (Hirschberg na Śląsku), gdzie uruchomił drukarnię litograficzną Krohra. W Poznaniu starał się początkowo o posadę litografa-drukarza u Beutha, lecz otworzył niebawem własny zakład litograficzny i miedziorytniczy przy Rynku pod nr 91 w domu narożnym ul. Wronieckiej, nie mając jeszcze koncesji. Władza poznańska uznała wprawdzie jego kwalifikację jako litografa (drukarza i kaligrafa), zażądała jednak od niego, by wykonał w obecności kancelisty rejencyjnego Baermanna i radcy miejskiego Józefa Mielcarzewicza, znanego poznańskiego malarza-dyletanta, jeden miedzioryt na próbę.
Z orzeczenia, które wydała władza poznańska w r. 1833 w wyżej już wymienionym zestawieniu drukarń i księgarń w Poznaniu także o jego drukarni litograficznej i miedziorytniczej („Kupfer- und Steindruckerei"), w której zatrudniał trzech czeladników i jednego ucznia, dowiadujemy się, że drukarnia miedziorytnicza wcale nie jest uruchomiona i niebawem zostanie sprzedana, że właściciel zakładu nie cieszy się najlepszą opinią, że interesy jego są nieznaczne, a zakład zostanie na pewno wkrótce zamknięty.
W r. 1832 otrzymał Teofil Mielcarzewicz, urodzony w Poznaniu w r. 1807 jako drugi syn radcy miejskiego Józefa Mielcarzewicza, znanego w owym czasie na gruncie poznańskim malarza i rysownika, pozwolenie od władz na otworzenie drukarni litograficznej w połączeniu ze składem artykułów piśmiennych („Kunst- und Schreibmaterialienhandlung") w domu rodziców przy ul. Jezuickiej pod nr 216. Wniosek swój do władz umotywował młody Mielcarzewicz tym, że po śmierci ojca (w r. 1831) ciąży na nim obowiązek utrzymywania matki i rodzeństwa. Władza przychyliła się natychmiast do jego prośby, podnosząc „exemplarisch guten Lebenswandel" wnioskodawcy.
Znaliśmy Teofila Mielcarzewicza dotąd prawie tylko jako rysownika-dyletanta, jako ilustratora i współpracownika leszczyńskiego „Przyjaciela Ludu", gdzie często natrafić można na jego rysunki, zwłaszcza w rocznikach 1834 - 1842. Jako dyletanta, który, będąc urzędnikiem (kalkulatorem) Ziemstwa Kredytowego (od r. 1831), uprawiał sztukę tylko dla własnej przyjemności, przedstawił nam go Motty. „Wieczorami przesiadywał w cukierni, winiarni lub piwiarni, zwykle na uboczu, nie zbliżając się do towarzystw. Cichy i małomówny, patrzący naokół jakoby ze zdziwieniem przez swoje złote okulary, miał jednak pewne artystyczne skłonności; chętnie rysował i nieźle mu się czasem udawały wierne przeróbki z wzorów; ponieważ jednak nie odbył w tym zawodzie nigdy normalnej nauki, dla tego oryginalne jego próby niezbyt świetnie wypadły, a przekonać się o tym możesz, - biorąc do ręki pierwsze roczniki „Przyjaciela Ludu", w których niejeden znajdziesz utwór Mielcarzewicza. Teraz może Andriolli ręce by nad niemi załamał, ale wtenczas byliśmy bardzo zadowoleni patrząc na te krzywe buzie i koszlawe nóżki figurek Teofila.“ Rysował dla „Przyjaciela Ludu" liczne obrazki, ilustracje do powieści W. K. Wójcickiego, widoki najważniejszych gmachów w mieście i na prowincji, sceny rodzajowe i historyczne, typy ludowe itp., - „nie roszcząc sobie przynajmniej prawa do szczególnego artyzmu, robił tylko na usilne prośby, gdy trzeba było umieścić jakiś oryginalny rysunek, tyczący się mianowicie swojskich przedmiotów".
W rzeczywistości nie był Teofil Mielcarzewicz bynajmniej dyletantem, uprawiającym sztukę li tylko z amatorstwa. Od najmłodszych lat już poświęcał się sztuce, mając za nauczyciela swego ojca, świetnego rysownika, oraz L. Perdischa, nauczyciela rysunków gimnazjum Marii Magdaleny w Poznaniu, pracował następnie „mit Nutzen und Erfolg" w instytucie litograficznym K. A. Simona, aż do czasu założenia własnej drukarni litograficznej w r. 1832.
Z tych pierwszych lat istnienia tej drukarni litograficznej pochodzą niektóre małe i stosunkowo prymitywne litografie jak np. „Orzeł Biały", „Kosynier", „Gwardya Narodowa" i „Wolni Strzelcy", należące do jednej serii i przeważnie oznaczone u dołu: U Mielcarzewicza p. ul. Jezuickiej No. 216. Dwie większe litografie Mielcarzewicza, z których jedna podpisana jest: „Wolni Strzelcy", 19 x 21,2 cm, a druga: „Gwardya Narodowa", 19,5 x 20,4 cm, należące może do zaczętego przez Mielcarzewicza albumu wojska polskiego, drukowane zostały u Simona (wszystkie ryciny w zbiorze graf. Tow. Przyjaciół Nauk w Poznaniu).
Do wcześniejszych rycin należą jednak te, które wykonał, będąc w nauce u Simona, jak np. duża litografia (22,2 x 32,5 cm) przedstawiająca św. Cecylię, podpisana: „S. Caecilia" i oznaczona: Mielcarzewicz fe. - Lith. apud C. A. Simon Posnaniae, lub arkusz papieru z najróżniejszymi odbitkami próbnymi, wśród nich rycina kozaka, podpisana: Mielca. 1820 Stycz. I. (ostatnie prace również w zbiorze graf Tow. Przyj. Nauk w Poznaniu) lub wreszcie karta tytułowa, może do nut, przedstawiająca grupę zabitych i rannych legionistów polskich z podpisem: „L'abandonné" (23,6 x 14 cm) oznaczona: Chez C. A. Simon - T. Mielcarzewicz rys. i lit.
Do najlepszych prac litograficznych Mielcarzewicza zaliczać będziemy jego portrety, wykonane dla „Zbioru wizerunków wsławionych - Polaków", z których znamy osiem, mianowicie: T. Rejtana, I. U. Niemcewicza, I. M. hr. Ossolińskiego, Jana Skrzyneckiego, Józefa ks. Poniatowskiego, Stanisława hr. Potockiego, Kazimierza Puławskiego i Michała Sokolnickiego. W zbiorach graficznych Tow. Przyjaciół Nauk znajdują się poza tym inne jeszcze litografie, np. duży portret radcy rejencyjnego Jana Plichty, litografowany według rysunku lub obrazu malarza poznańskiego Gillnera, oznaczony: Posen & Berlin chez C. A. Simon - T. Mielcarzewicz d‘après Gillern, lub dwie ilustracje do książki dla dzieci, litografowane piórkiem, jedna zatytułowana: „Zły Kostuś", druga: „Dobry Franuś".
Teofil Mielcarzewicz próbował także techniki miedziorytniczej; czy jednak wykonał wszystkie akwaforty, które przechowuje gabinet graficzny Tow. Przyjaciół Nauk w Poznaniu, przeważnie odbitki próbne: (ilustracje do książek, winiety, projekty do kart tytułowych, ilustracje do bajek Krasickiego, niektóre wcale udane) jest wątpliwe; ze względu na ich styl uważać je należy raczej za dzieła ojca, Józefa Mielcarzewicza.
Także starszy brat Teofila, Józef, zmarły przed r. 1832, i jego siostra Julia posiadali talent i zamiłowanie do sztuki graficznej. Julia Mielcarzewicz, która, jak się zdaje, pomagała bratu w prowadzeniu połączonego z drukarnią litograficzną składu materiałów piśmiennych, wykonała np. litografię, przedstawiającą Emilię Plater (w zbiorze graf. Tow. Przyj. Nauk w Poznaniu).
Prawdopodobnie nie długo prowadził Teofil Mielcarzewicz swoją drukarnię litograficzną; po zlikwidowaniu drukarni i składu mieszkał później razem z matką, Agnieszką z Męclewskich, przy ul. Półwiejskiej pod nr 9.
Teofil Mielcarzewicz umarł w Poznaniu dnia 20 marca r. 1879, w 72-im roku życia.
Bez znaczenia dla rozwoju sztuki litograficznej w Poznaniu jest postać Edwarda Czarnikaua vel Stanisława Czarnikowa, przechrzty. W r. 1816 urodzony w Poznaniu, uczył się początkowo (od r. 1832) sztuki litograficznej w zakładzie Baermanna (zob. wyżej) i ukończywszy szkołę rzemieślniczą (Gewerbeschule) w Poznaniu, zamierzał w r. 1833 założyć własną drukarnię litograficzną w swojem mieszkaniu przy ul. Szewskiej pod nr 128. Wniosek o udzielenie mu pozwolenia oddalił burmistrz poznański Behm, ponieważ petent - „in der wider ihn geführten Criminal - Untersuchung von der Anschuldigung in betrüglicher Absicht Posener Pfandbriefe nachzumachen versucht zu haben, nach dem vorliegenden rechtskräftigen Erkenntnisse nur vorläufig freigesprochen worden ist“. Zażalenie, które wtedy Czarnikau skierował do rejencji, nie potrafiło zmienić decyzji władz miejskich: rejencja umotywowała odmowę tym, że w razie udzielenia pozwolenia należałoby się z tym liczyć, że samodzielne uprawianie litografii mogłoby z łatwością petenta pokusić do fałszowania papierów wartościowych. - Czarnikau wypłynął później (około r. 1858) w Poznaniu jako portrecista i restaurator obrazów.
Dopiero w r. 1837 powstał w Poznaniu nowy zakład litograficzny, założony przez M. Bussego.
Michał Busse, urodzony w r. 1811 w Błażejewie w pow. śremskim jako najstarszy syn rolnika (okupnika, „Freigutsbesitzer“) Michała i Anny Marii z Lindnerów, ewangelik, po uczęszczaniu do szkoły w Bninie uczył się od czerwca r. 1828 przez trzy lata sztuki litograficznej w drukarni Beutha, równocześnie uczęszczając do szkoły rzemieślniczej w Poznaniu; od r. 1831 zaś pracował u Beutha jako czeladnik. Po odbyciu służby wojskowej był czeladnikiem w drukarni litograficznej E. Montigny'ego w Trewirze (od r. 1835 do maja r. 1836), następnie podróżował, zwiedzając kilka stolic Europy. Dziewięcioletni okres praktyki był dostateczną rękojmią, że Busse posiada wymagane kwalifikacje, by jako litograf samodzielnie prowadzić zakład, i władze poznańskie chętnie mu też udzieliły pozwolenia na otwarcie w Poznaniu drukarni litograficznej.
Najważniejszą pozycją w dorobku artystycznym Bussego są dobrze nam znane ilustracje do dzieła Józefa Łukaszewicza: Obraz Historyczno - Statystyczny Miasta Poznania w dawniejszych czasach, drukowanego w r. 1838 u Karola Augusta Pompejusa w Poznaniu). - Dalej wymieniamy litografię: „Bazar i Hotel w Poznaniu przy Nowej ulicy", wykonaną według rysunku H. Tiedego i pochodzącą może z czasów bezpośrednio po wybudowaniu Bazaru (r. 1839), dalej litografię, przedstawiającą kościół w Trzemesznie, według rysunku Długosza, oraz plan m. Poznania z r. 1847. - Portret Alberta Stanisława ks. Radziwiłła, w owalu, litografowany według medalu, wymienia Hutten-Czapski; inną litografię podpisaną: „Corps de garde du tems (!) de Stan Auguste", oznaczoną: Posen W. Tiede del., podaje J. I. Kraszewski. - Poza tym zachowały się litografowane przez Bussego dyplomy i świadectwa jak np. „Prüfungszeugniss über die bestandene Meisterprüfung - etc.“ (w aktach poznańskiego cechu introligatorskiego w P. Archiwum w Poznaniu) i dyplom członkostwa (w języku polskim) dla poznańskiego bractwa kurkowego (w zbiorach graf. Tow. Przyj. Nauk w Poznaniu). - Litografię przedstawiającą Kościuszkę, litografowaną przez C (!) Bussego, wymienia katalog wystawy kościuszkowskiej w muzeum im. Mielżyńskich, Poznań 1917, nr 126. - U Bussego wykonany został mały druczek, zawierający litanię do św. Walentego Męczennika (nakładem księgarza Tytusa Daszkiewicza w Poznaniu); na okładce obraz litografowany św. Walentego.
W r. 1840 prosił Busse władzę poznańską o pozwolenie na prowadzenie drukarni Pompejusa, którą zamierza nabyć. Nie wiadomo, jak długo Busse był w posiadaniu owej drukarni. W r. 1860 nabył Busse drukarnię litograficzną Apolinarego Rynkowskiego. - „Michael Busse, Litograph und Inhaber einer Buchdruckerei” mieszkał w r. 1844 przy ul. Woźnej pod nr 9, później przy ul. Kramarskiej pod nr 16 (r. 1848) wzgl. przy ul. Zamkowej pod nr 5 (r. 1860 - 1868).
Dorobek artystyczny Bussego wprawdzie jest bardzo szczupły, niemniej jednak należy on do najpoważniejszych litografów poznańskich. Wszystkie prace, które wychodziły z pod jego prasy litograficznej, posiadają znamiona fachowej, rzetelnej i solidnej roboty. Akuratność i czystość odbitek oraz wprost zdumiewająca precyzyjność w rysunku przysporzyły mu na pewno powodzenie u klientów.
Pod względem techniki przeważają w tym pierwszym okresie litografie, wykonane kredą lub piórkiem, a poziom ich tak techniczny jak artystyczny pozostawia dużo do życzenia. Busse jest pierwszym litografem w Poznaniu, który na kamieniu rytuje. Jego wybitnie kaligraficzny charakter pisma, widoczny w jego listach, skierowanych do władz poznańskich (w P. Archiwum w Poznaniu), dowodzi, że posiadał naprawdę wszelkie warunki, aby zająć jedno z czołowych miejsc w rzędzie litografów poznańskich.
Postęp w rozwoju litografii poznańskiej lepiej oceniać będziemy, gdy zważymy, że rzemiosło litograficzne opierało się przede wszystkim na pracy kaligrafów. Trzeba było pisać kursywą, lub frakturą, a to w kierunku odwrotnym tj. pismem lustrzanym. Poza tym potrzebni byli w zawodzie litograficznym rysownicy wyszkoleni, którzy potrafili każdej chwili i bezwzględnie podporządkować się duktowi linii rysunku, który miał być przeniesiony na kamień, a którzy z drugiej strony posiadali tyle samodzielności i umiejętności rysunkowej, by poprawiać lub uzupełniać jakiś szkic albo rysunek, wykonany przez dyletanta. Do widocznej w dziedzinie sztuki litograficznej poprawy przyczyniły się założone w miastach Prus (także w Poznaniu) szkoły rzemieślnicze („Gewerbeschulen“) oraz zaprowadzenie w gimnazjach lekcji rysunków, jakkolwiek tylko fakultatywnych. Nie było wtedy rzemiosła, które by nie ciągnęło bezpośrednich korzyści z lekcyj rysunków, tym bardziej zyskało przez nie rzemiosło litograficzne, opierające się wyłącznie o uzdolnienie artystyczne.
Mamy wrażenie, że ówczesny Poznań, Poznań lat 30-tu do 40-tu, jeszcze nie posiadał dostatecznie wykwalifikowanych i rutynowanych rysowników litograficznych, bo inaczej z pewnością nie dałby Minutoli, znany rysownik widoków poznańskich, drukować swoich albumów w berlińskim zakładzie litograficznym L. Sachsego i Sp., gdzie, nawiasem mówiąc, powstały inne jeszcze litografie „poznańskie”, jak np. duża litodrafia, przedstawiająca zamek w Lubostroniu, według rysunku Juliusza Fretera, miejskiego inspektora budowlanego w Poznaniu. (Drugą litografię z innym widokiem zamku lubostrońskiego, także według rysunku Fretera, drukował M. G. Helmlehner w Berlinie). W innej firmie berlińskiej u Winckelmanna i Synów, drukowana została litografia, tey, w łonie niebios zrodoney sztuce, poświęca 1830 według rysunku Augusta Jana Hessego, nauczyciela rysunków szkoły rzemieślniczej w Poznaniu.
Gdy przedsiębiorstwo litograficzne K. A. Simona przestało istnieć, nie było w Poznaniu żadnej polskiej drukarni litagraficznej. Chcąc zaradzić temu brakowi, który dawał się we znaki, założył w r. 1841 Wiktor Kurnatowski za radą i na pewno też z pomocą materialną Macieja hr. Mielżyńskiego w Poznaniu drukarnię litograficzną, mianowicie w domu Mielżyńskich przy ulicy Wilhelmowskiej nr 14 (wzgl. 17).
O osobie Kurnatowskiego, urodzonego na Litwie, kalwina, nie wiemy zbyt wiele, a to, co o nim opowiada Motty, brzmi bardzo tajemniczo: „Pochodzenia (sc. litewskiego), którego się zresztą nie zapierał, poznał każdy z jego mowy; czy zaś w istocie Kurnatowskim się nazywał, wątpiono dość powszechnie a wiedzieli pewnie tylko pan Maciej (sc. hr. Mielżyński) i Marcinkowski, których zresztą o to nigdy nie pytałem". Studiował rzekomo na uniwersytecie wileńskim i, gdy w r. 1831 wojsko polskie wkroczyło na Litwę, przedarł się do korpusu generała Chłapowskiego. W r. 1835 zjawił się w Chobienicach w pow. babimoskim, majątku Macieja hr. Mielżyńskiego, potem w Poznaniu, gdzie jako były powstaniec i uciekinier polityczny znalazł w domu Macieja hr Mielżyńskiego opiekę i chwilowe zajęcie jako wychowawca najstarszego syna hrabiego, Józefa.
Z aktów poznańskiej rejencji dowiadujemy się, że Kurnatowski, osiadły w Poznaniu od r. 1837, uczył się u Beutha przez jeden rok litografii i cynkografii, potem kształcił się w Berlinie w zakładzie litograficznym L. Sachsego i w królewskim Instytucie Litograficznym. W r. 1841 stawił do władz tutejszych wniosek o pozwolenie na otwarcie w Poznaniu instytutu litograficznego, połączonego ze składem sztuki i antykwariatem. Na samym wstępie swego wniosku nadmienia, że wzrastające co raz bardziej w Poznaniu i na prowincji zainteresowanie się sztukami pięknymi skłoniło go do popierania sztuki, i dalej, że zarówno berliński instytut litograficzny L. Sachsego jako też niektórzy artyści obiecali mu swą współpracę. Władza jednak zwlekała z odpowiedzią na ten wniosek, wobec czego Kurnatowski skierował na początku czerwca tegoż roku pismo do rejencji poznańskiej z prośbą o przyśpieszenie załatwienia swego wniosku o koncesję. Minutoli, ówczesny prezydent policji poznańskiej, zaopiniował wniosek Kurnatowskiego przychylnie, pisząc m. in., że o dostatecznym wykształceniu petenta świadczą dołączone świadectwo komisji departamentu dla egzaminu jednorocznych z dnia 2 stycznia r. 1837 oraz poświadczenie władz wojskowych z dnia 28 marca r. 1839, dotyczące jego kwalifikacji na oficera landwery, z których to dokumentów, zwłaszcza z pierwszego, zdaniem Minutoliego, niezbicie wynika, że petent musiał posiadać świadectwo dla sekundy jakiegoś gimnazjum. Kilka dni później, dnia 12 czerwca, otrzymał Kurnatowski pozwolenie na otwarcie warsztatu litograficznego i natychmiast przystąpił do zrealizowania swych planów artystycznych.
Warsztat swój założył Kurnatowski w domu Macieja hr. Mielżyńskiego, który mu też pożyczył starych zbroi i rynsztunków do przystrojenia nowego przybytku sztuki. O otwarciu umieścił następujące ogłoszenie w „Gazecie W. Xięstwa Poznańskiego" (r. 1841, nr. 152, str. 928): „Miłośnikom rzeczy swojskich ogłaszam, że dnia dzisiejszego w mieszkaniu przy ulicy Wilhelma Nr. 17 otworzyłem litografię, oraz skład starożytności i sztuk pięknych, zawierający obrazy Wańkowicza, ryciny, zbroje, medale itp. Poznań, dnia 1 lipca 1841. W. Kurnatowski".
W roku następnym umieścił następujący inserat: „W litografii i składzie podpisanego znajdują się: Pomniki bronzowe królów polskich, przedstawiające ich nagrobki w Krakowie. - Łańcuchy żelazne rozmaitej grubości do gospodarstwa potrzebne. - Prawdziwe hawańskie cygara. W. Kurnatowski". Widać z tego, że warunki, w których Kurnatowski rozpoczął swą pionierską pracę, były ciężkie.
Pierwszą litografią, która opuściła prasę litograficzną Kurnatowskiego, był portret pani Anny Mycielskiej primo voto Gajewskiej, wykonany według rysunku Steffensa. „W litografii pana Kurnatowskiego”, podaje Tygodnik Literacki z r. 1841 (nr. 41), „wyszedł wizerunek zmarłej w Wielk. Ks. Poznańskiem znanej pani Mycielskiej. Rysunek Steffensa zdjęty z ciała leżącego w trumnie. Rysunek ten wybornie jest wykonany i okazuje talent artysty. Pierwsze to dzieło z litografii p. Kurnatowskiego, która od razu stanęła wyżej nad inne krajowe litografie, zadawala każdego znawcę. Życzyćby należało, ażeby ta pracownia połączyła się ze znakomitszymi ojczystymi talentami w rysunku i wydawała kamieniociski z historyi i zwyczai narodu naszego”.
Od wyżej wymienionego malarza poznańskiego Steffensa, ucznia akademii berlińskiej i późniejszego nauczyciela rysunków w szkole im. ks. Ludwiki, pochodzą także dalsze litografie, drukowane u Kurnatowskiego: portret Stanisława Żółkiewskiego in folio, z żółtym poddrukiem (31,8 x 37,1 cm), oznaczony: Nakładem I. K. Żupańskiego - Litografował Steffens podł. rysunku K. W. Kiel... (sc. Kielisińskiego) z obrazu dawniej w Żółkwi, a teraz w Sieniawie będącego - w Litogr. W Kurnatowskiego w Poznaniu, portret Wincentego Korwina Gosiewskiego, in folio, z żółtym poddrukiem (30,7 x 37 cm), oznaczony: Nakładem I. K. Żupańskiego - litogr. Steffens - podł. rysunku K. W. Kiel. z ryciny współczesnej w Inst. Ossol. we Lwowie; obydwie ryciny w posiadaniu Muzeum Wielkopolskiego.
Oprócz Steffensa udało się Kurnatowskiemu pozyskać do współpracy malarza i litografa drezdeńskiego W. Baeslera. Temu malarzowi zawdzięczamy - rzec można - najpiękniejszy widok Rynku Poznańskiego, obraz malowany olejno na płótnie, wielkości 69 x 70 cm, sygnowany: W. B., dopiero nie dawno temu odnaleziony (obecnie w posiadaniu p. Ascha w Poznaniu). Według tegoż obrazu wykonana u Kurnatowskiego litografia dwutonowa, zatytułowana: „Rynek i Ratusz w Poznaniu w dzień targowy", albo też: „Der Markt und das Rathaus zu Posen", należy również bezsprzecznie do najlepszych litografii, które wyszły z pod prasy litograficznej w Poznaniu. Nie ustępuje jej może tylko druga litografia Baeslera, również drukowana u Kurnatowskiego, mianowicie reprodukcja obrazu Romana Postempskiego: Wyprowadzenie skazańca S. Konarskiego z celi więziennej, wystawionego w r. 1842 na wystawie paryskiej, następnie w Poznaniu w Bazarze. Litografia ta, rozmiarów 46,2 x 39,1 cm, - egzemplarz avant la lettre znajduje się w zbiorze graf. Tow. Przyjaciół Nauk w Poznaniu - oznaczona jest: malował Roman Postempski w Paryżu 1841 - lit. Bäseler, u dołu: Litografia i nakład W. Kurnatowskiego w Poznaniu. Ostatnia litografia ukazała się w r. 1843. Równocześnie wyszła z pod prasy litograficznej Kurnatowskiego druga rycina przedstawiająca „szpiega pojmanego przez placówkę", według obrazu Molinariego. (Nie udało się dotąd odnaleźć tej „kolorowym drukiem" wykonanej litografii. Por. „Dziennik Domowy" z r. 1843, nr. 10, str. 77; „Gazeta W. Xięstwa Pozn." z r. 1843, nr. 89, str. 710).
Steffens jest także autorem portretów generała Steinäckera i Stefana Czarneckiego, litografowanych w zakładzie litogr. L. Sachsego i Sp. w Berlinie, oraz portretu dr Wolfa, litografowanego na chińskim papierze w Litografii Królewskiej w Berlinie; ostatnie dwie ryciny wydane nakładem I. K Żupańskiego w Poznaniu. - Por. Tygodnik Literacki z r. 1840 (nr. 28, str. 224): Subskrypcja na portret Stefana Czarneckiego, odbity na papierze białym i papierze chińskim.
Zupełnie odmienny charakter mają dalsze litografie Kurnatowskiego, jak przypuszczać należy, utwory własnej inwencji artystycznej i o tyle ciekawsze, że należą może do jakiejś serii „typów ulicznych". Wymieniamy tu następujące ryciny, wszystkie zrobione piórkiem i oznaczone: w litogr. W. Kurnatowskiego (w zbiorze Tow. Przyj. Nauk w Poznaniu): „Żebraczka" (lub „Śmieciarka"), „Drwal", „Powstaniec polski", „Landwerzysta z 18-go pułku", ostatnie dwie z dużym zacięciem satyry politycznej. Tu musimy też wymienić najwcześniejszą litografię M. J. Jaroczyńskiego, wykonaną u Kurnatowskiego. Jest to rycina in folio, zatytułowana: „Tabacznik z Poznania", rozmiarów 23,6 x 30,5 cm, oznaczona: rys. z natury M. Jaroczyński - w litogr. W. Kurnatowskiego (w zbiorze Tow. Przyj. Nauk w Poznaniu).
W roku 1841 planował Kurnatowski większe wydawnictwo, mianowicie wielki zbiór portretów bohaterów narodowych i legionistów polskich, i umieścił w „Gazecie W. Xięstwa Poznańskiego" (nr. 262, str. 1596) następującą notatkę: „W litografii mojej wydaję zbiór portretów sławnych mężów z wiarogodnych współczesnych wzorów niewydanych dotąd. Z tych dwa pierwsze Kościuszko i Potocki Ignacy już wyszły i sprzedaję się na chińskim papierze po zł. 6, na białym zł. 4. Wkrótce wyjdą tejże samej wielkości portrety Kołłątaja i Stan. Małachowskiego. Sprzedaje się także litografowany u mnie wizerunek Franciszka Krasińskiego po 4 i 3zł. i rycina Jałmużna po zł 2 gr. 15. Skoro się tych rycin pozbędę i na nowy skład wystarczy mi, zacznę wydawać celniejsze utwory naszych artystów piękne a nieznane i w ukryciu leżące jako to Orłowskiego, Norblina, Molinarego i inne jeszcze, lecz wszystko nastąpi w swoim czasie. W. Kurnatowski w Poznaniu, ulica Wilhelma Nr. 17". (Por. także notatkę w „Orędowniku Naukowym" z r. 1842, nr. 1, z dn. 3 stycznia). Coś nie coś dowiadujemy się o tym planie również z artykułu w Tygodniku Literackim z r. 1843 (nr. 9, str. 71), podpisanego inicjałami W. K.:
„Słów kilka z powodu wydawania portretów legionistów polskich przez pana Kurnatowskiego. Przedsięwzięte przez czynną i gorliwą dla rzeczy ojczystych litografią pana Kurnatowskiego w Poznaniu wydanie portretów znakomitszych legionistów polskich, powoduje mnie do podania w skróceniu i tłómaczeniu (oryginał jest w francuzkim języku) listu jen. Kosińskiego około r. 1817, pisanego do jednego kolegów broni do Warszawy, z powodu zapowiedzianych wtenczas dwóch zbiorów rycin, mających przedstawiać wszystkich jenerałów polskich z czasów Napoleońskich. Uwagi bowiem rzucone w tym liście posłużyć i dziś mogą do ocenienia podobnych przedsięwzięć, jakoteż do wskazania im samym granic, w których zostawać powinny. Szczególniej jednak przy tej sposobności miałem na celu podać pytanie, na które, kto świadomy, niech raczy szczegółowo w publicznem jakiem piśmie odpowiedzieć, czy istotnie owe dwa zbiory rycin Śliwickiego i Letronna wyszły w całkowitości lub w części na świat; nigdy bowiem nie zdarzyło mi się ich widzieć, może więc tylko w nielicznych eksemplarzach wydane zostały, a wykrycie takowych posłużyłoby i panu Kurnatowskiemu do przyspieszenia swego przedsięwzięcia, któremu tak trudno jest dostać portrety tych mężów, których chce przedstawić. (Następuje tu list Kosińskiego do przyjaciela w Warszawie). Pan Kurnatowski wydając samych tylko legionistów, nie potrzebuje obawiać się zbudzenia śmieszności, o jakiej mowa w poprzedzającym liście, gdyż chociaż wszyscy legioniści dla tejże samej podległości pod cudze wyższe rozkazy nie mogli się stać zbyt sławnymi, jednakże wszyscy byli nastrojeni wzniosłym duchem, bo przejęci poetyczną myślą reprezentowania za granicą swej ojczyzny, w nadziei wrócenia z orężem w ręku na jej odzyskanie. Jest to zaiste najpiękniejszy heroiczny epizod w epopei polskiego ludu i prawie każdy tam był bohatyrem godnym pamięci. Lecz niestety! Wielu z tych młodych republikanów nie urzeczywistniło później nadziei w nich pokładanych; wielu z nich straciło energię i ten zapał, który ich wtedy odznaczał; niektórzy całkiem sprawie narodowej się sprzeniewierzyli. Jeżeli i tych portrety P. Kurnatowski chce nam udzielić, życzymy, aby ich przynajmniej w stroju i wieku przedstawił, w jakim byli w legionach. Chłopicki, Hauke i inni szanowni jako legioniści, w stroju naczelnego wodza i ministra wojny przypominaliby nam tylko swe błędy“.
Jednym z najpłodniejszych współpracowników Kurnatowskiego stał się malarz poznański Fabian Sarnecki, którego pierwsze próby na polu sztuki litograficznej wymieniliśmy już, omawiając zakres działalności drukarni litograficznej K. A. Simona. Dla Kurnatowskiego rysował Sarnecki m. in. portret Joachima Lelewela (23,5 x 25,3 cm), portret Emiliana Węgierskiego (23,1 x 36,6 cm), portret Makymiliana Mleckiego, pułkownika wojsk polskich (16 x 16 cm), dalej portret Franciszki Krasińskiej, żony Karola ks. saskiego i kurlandzkiego. (Pierwsze litografie w zbiorze graf. Tow. Przyj. Nauk, ostatnia w tzw. „Albumie Stępowskiego" w Bibliotece Raczyńskich w Poznaniu). M. in. rysował Sarnecki na kamieniu widok zamku w Jankowicach, również drukowany u Kurnatowskiego.
W tym to czasie ukazało się u Kurnatowskiego sporo litografii dużego formatu, przeważnie portrety, jak: 1. portret generała bryg. Władysława Jabłonowskiego zw. Murzynkiem (31 x 45 cm), 2. portret Ignacego Potockiego (26 x 25 cm), 3. portret Hugona Kołłątaja (26,2 x 25,5 cm), 5. portret Kościuszki (26,2 x 31 cm), 6. portret Józefa Gajewskiego, pułkownika wojsk polskich (na chińskim papierze, 16 x 18,5 cm), 7. portret wiolinisty Samuela Kossowskiego, 8. mały portret dr Teofila Małeckiego (12,1 x 14.1 cm), oraz 9. mały portret Karola Libelta. (Ryciny nr. 2, 3, 4, 5, 8 i 9 znajdują się w zbiorze graf. Tow. Przyj. Nauk w Poznaniu).
Niektóre z wyżej wymienionych litografii oraz kilka dalszych rycin wymienia notatka w „Orędowniku Naukowym" z r. 1842, nr. 26, str. 208:
„Z rycin wyszły w litografii p. Kurnatowskiego w Poznaniu: Mickiewicz w postawie opartej na skale z obrazu Wańkowicza. - Wkrótce wyjdzie: Kościuszko w dzień śmierci, rycina na miedzi z malowidła wykonanego z natury w Solurze. Szpieg pojmany przez placówkę z obrazu Molinarego; portret Jabłonowskiego Murzynka, dowódzcy legionów, poległego w St. Domingo. Dawniej pokazał się Krakus na szczudle opowiadający w karczmie, z rysunku Alex. Molinarego warszawianina".
Dotąd nie odnaleziony został portret H. W. Ernsta, z podpisem „en facsimile", litografowany w r. 1842 u Kurnatowskiego; portret ten był na sprzedaż po 7½ gr. u Kurnatowskiego i w księgarniach poznańskich, jak głosi inserat w „Gazecie W. Xięstwa Poznańskiego" z r. 1842.
W r. 1843 wyszedł z drukarni litograficznej Kurnatowskiego obrazek przeznaczony dla młodzieży jako upominek przystąpienia do sakramentów św. Obrazek ten przedstawia z jednej strony Anioła Stróża z napisem: Oto ja poślę Anioła mego, któryby szedł przed tobą - etc. (Exodus 18, 20), z drugiej strony godło wiary, nadziei i miłości wraz z rubrykami do zapisania nazwiska dziecka i dnia, w którym przystąpiło do spowiedzi i komunii św. („Gazeta Kościelna”, Poznań 1843 nr. I, str. 8).
Około r. 1844 połączył się Kurnatowski z niejakiem Feliksem Gliszczyńskim i założył skład sztuki, papieru, cygar i herbaty („Kunst-, Papier-, Zigarren- und Theehandel), przenosząc się równocześnie do Bazaru. Tu ukazała się niebawem mapa Wielkiego Księstwa Poznańskiego, własnoręcznie rysowana przez Kurnatowskiego, przeznaczona dla spiskowców jako podstawa do operacji wojskowych i strategicznych. W toku przygotowań do powstania roku 1846 został Kurnatowski w lutym tego roku aresztowany. Podczas aresztu śledczego w Sonnenbergu popełnił Kurnatowski w chwili załamania się, rozgoryczony i oburzony z powodu zeznań swych współtowarzyszy więziennych, zwłaszcza Mierosławskiego, samobójstwo, zadając sobie tępym nożem kilkanaście głębokich ran w okolicy serca.
Wspólnie z Sewerynem hr. Mielżyńskim interesował się Kurnatowski także daguerotypem. Według daguerotypu, wykonanego przez hr. Mielżyńskiego, litografowany został później portret Kurnatowskiego, wielkiego artysty i patrioty „Rejtanom i Łukasińskim duchem pokrewnego” (Motty).
W drukarni litograficznej Kurnatowskiego pracował od r. 1843 do 1846 jako uczeń Walenty Hebanowski, urodzony w Poznaniu 10 lutego r. 1826, syn nauczyciela szkoły powszechnej (miejskiej) przy ul. Wszystkich Świętych. Po zamknięciu zakładu litograficznego Kurnatowskiego pracował aż do r. 1847 u litografa poznańskiego Thomasa. W r. 1850 udał się Hebanowski do Warszawy, by po powrocie do Wielkopolski zamieszkać w Lwówku, dokąd wyprowadził się jego ojciec po otrzymaniu emerytury. W r. 1854 otrzymał Hebanowski pozwolenie na otworzenie drukarni litograficznej w Poznaniu i mieszkał tu przy ul. Wilhelmowskiej nr. 17 (r. 1855), później przy Placu Wilhelmowskim nr. 4 (r. 1858). Bratem litografa był budowniczy („Mühlenbaumeister“) Hebanowski, mieszkający przy ul. Berlińskiej pod nr 15.
Wyżej wymieniony litograf Thomas, jakkolwiek bardzo dobry fachowiec, nie posiadał z początku ani prasy drukarskiej ani warsztatu; pracował dla zakładów litograficznych (m. in. jest jego dziełem mapa Wielkiego Księstwa Poznańskiego, opracowana, przez emerytowanego pruskiego porucznika von Münchowa). Trafnem zdaje się być nasze przypuszczenie, że współpracował także z Kurnatowskim, zwłaszcza przy drukowaniu mapy W. Księstwa Poznańskiego. Zaraz po przymusowym zamknięciu zakładu litograficznego Kurnatowskiego zwrócił się Thomas (w r. 1846) do władz poznańskich z prośbą o zgodę na przejęcie tego zakładu. Władze jednak potraktowały wniosek ten odmownie z uzasadnieniem, że Thomas nie posiada zgody Kurnatowskiego, lecz tylko jego zastępcy, Gliszczyńskiego. Tu dowiadujemy się również, że aresztowanie „politycznie podejrzanego“ Kurnatowskiego nastąpiło z powodów, stojących w najściślejszym związku z jego instytutem litograficznym (-„die in genauestem Zusammenhange mit seinem Geschäfte stehenden Gründe"). Nie pomogła też interwencja Prowincjonalnego Ziemstwa Kredytowego, które chcąc poprzeć wniosek Thomasa, wysunęło pretensje o niewykonanie prac zleconych, t. j. pilnie potrzebnych listów zastawnych i blankietów kuponowych, których Kurnatowski miał według umowy dostarczyć. Przeciwko nowemu otwarciu instytutu Kurnatowskiego wypowiedziało się ostatecznie pruskie ministerstwo. Thomas, który mieszkał na. Śródce („auf der kleinen Gasse bei der Wassermühle“), później przy ul. Półwiejskiej w domu Genslera, wyprowadził się w r. 1848 na Śląsk.
Działalność Kurnatowskiego oznacza okres rozkwitu litografii w Poznaniu. Technika litograficzna, która tu z początku używana była jako nowy i bardzo wygodny sposób drukowania, znalazła niebawem najszersze zastosowanie jako najwłaściwszy i o wiele tańszy od miedziorytnictwa środek ilustracyjny („Przyjaciel Ludu“) i reprodukcyjny. Litografia stała się wtedy gałęzią sztuki graficznej. Wprawdzie nie można faktu tego zapisać wyłącznie na konto poznańskich litografów jak Simona, Bussego lub Kurnatowskiego, gdyż współdziałały tu przede wszystkim prądy ogólne i zdobycze techniczne, idące ze zachodu, lecz wyżej wymienieni litografowie podnieśli bezsprzecznie do wysokiego poziomu wartość artystyczną poznańskiej sztuki litograficznej, rywalizując, jak tylko mogli, z zakładami litograficznymi w Berlinie i Warszawie. Dużo zasługi zaś mają w tym również ci poznańscy malarze i rysownicy, którzy współpracowali z miejscowymi zakładami. Spotkaliśmy ich sporo, omawiając dorobek artystyczny poszczególnych warsztatów. O ile sami nie rysowali na kamieniu, to przynajmniej dostarczali zakładom litograficznym dobrych rysunków, i może niejeden z tych malarzy nosił się z zamiarem porzucenia zawodu malarskiego, by przyszłość swą budować na bodajże intratniejszym zawodzie litografa. Skoro tu mowa o malarzach, którzy próbowali swe siły w sztuce litograficznej, godzi się wymienić malarza Adolfa Perdischa, ucznia berlińskiej akademii i Franciszka Krugera. Perdisch wykonał piękną litografię, przedstawiającą Ratusz Poznański według rysunku już wymienionego miejskiego inspektora budowlanego Juliusza Fretera. Także poznański modalier i rytownik F. W. Below próbował techniki litograficznej, rysując na kamieniu jakąś bitwę ze Szwedami, powstańca polskiego, klepiącego kosę oraz Napoleona (odbitki próbne w zbiorze graf. Tow. Przyj. Nauk w Poznaniu). Nawet rysownikom-dyletantom przypadła technika litograficzną do gustu; uprawiali ją, gdy tylko mieli do tego okazję lub kontakt z jakąś drukarnią litograficzną. Tak np. rysował na kamieniu Jan Fryderyk Knorr, urzędnik podatkowy w Poznaniu, portret dr Karola Sznajdera (1797 - 1828), przyjaciela Marcinkowskiego, według portretu malarza poznańskiego Gillerna.
Z biegiem czasu postarały się też inne drukarnie poznańskie o pozwolenie na zakładanie drukarń litograficznych celem rozszerzenia swoich przedsiębiorstw, jak np. w r. 1848 księgarz Walenty Stefański lub drukarnia nakładowa W. Deckera i Sp. w Poznaniu.
Nie wiadomo, od kiedy ostatnia drukarnia, najstarsza w Poznaniu, bo istniejąca już od r. 1794 (powstała z dawniejszej drukarni jezuickiej), posiadała drukarnię litograficzną. Z tej drukarni, która około r. 1800 mieściła się przy ul. św. Marcina w domu narożnym ul. Wilhelmowskiej, wychodziły później przez kilka lat kalendarze poznańskie pt. „Kalendarz Polski i Gospodarski dla Wielkiego Księstwa Poznańskiego" i „Neuer und alter astronomischer und Haushaltungskalender" (1846? do 1867?), każdy z nich zaopatrzony w rycinę, przedstawiającą jakiś ciekawszy gmach miasta Poznania lub jakiś widok z prowincji. Tu ukazało się też sporo portretów np. Mikołaja Potockiego (80), Józefa Potockiego (80), Stanisława R. Potockiego (80).
W r. 1843 otworzył Juliusz Dütschke w Poznaniu swój zakład litograficzny przy Rynku pod nr 8. - Urodzony dnia 17 marca r. 1820 w Wilczynie w pow. szamotulskim jako syn burmistrza miasta Ponieca, ewangelik, uczęszczał do wyższej szkoły miejskiej w Poznaniu, mieszkając wtedy u swego stryja, radcy konsystorialnego Dütschkego. Sztuki litograficznej uczył się od r. 1835 do 1839 w drukarni W. Deckera i Sp. (rotmistrza Rosenstiela), a od r. 1839 do 1843 w Warszawie w instytucie litograficznym Henryka Hirszela przy ul. Miodowej nr 459 („Künstler und vom Staate konzessionierter Besitzer einer lithographischen Anstalt“). Po powrocie z Warszawy pracował jeszcze kilka miesięcy u litografa Machmara. Spod prasy litograficznej Dütschkego wyszła seria widoków poznańskich litografowanych przez Edwarda Hessego, o którym będzie jeszcze mowa, m. in. także nuty pt. „Posener Turmwächter-Galopp für das Pianoforte componiert und der Frau Inspektor Loseritz hochachtungsvoll gewidmet von A. Vogt. Opus 6. Posen bei E. S. Mittler“, z wieżą Ratusza Poznańskiego na okładce.
Z dalszych litografów poznańskich wymieniamy tu jeszcze żydowskiego litografa Izydora Meyera, który otrzymał pozwolenie na otwarcie własnej drukarni w r. 1845 i Józefa Echausta. - Ostatni, urodzony w Wielkopolsce, uczęszczał od r. 1825 do 1830 do poznańskiej szkoły rzemieślniczej i uczył się przez pięć lat w drukarni litograficznej K. A. Simona. Po odbyciu służby wojskowej udał się w r. 1833 z wiedzą władz pruskich do Kongresówki, spodziewając się, jak zaznaczył w swym wniosku o pozwolenie na otwarcie warsztatu litograficznego w Poznaniu, że znajdzie tam lepsze warunki życia; pracował w Warszawie u litografa Schustera i powrócił do Poznania w r. 1842. Jak wywiad władz, policyjnych w Poznaniu ustalił, nie polegały podane przez petenta szczegóły, dotyczące jego pobytu w Warszawie na prawdzie, ustalono bowiem, że Echaust przebywał w Sielcach, mieszkając tam u kierownika fabryki tytoniu, a potem przez rok w Radomiu. Mimo, że zapewniał władzę pruską, iż zawsze pozostał wiernym pruskim poddanym i dużo umie w swym zawodzie (,,- der hiesige Litograph Machmar, sowie der frühere Canzlei-Applikant Beuth, beide verstehen von der Kunst auf Stein zu schreiben noch bis zum heutigen Tage nichts, dock sind beide im Besitze des diesfallsigen Consenses"), nie otrzymał Echaust pozwolenia na otwarcie w Poznaniu zakładu litograf., gdyż nie potrafił dokumentami udowodnić, gdzie i w jakim charakterze przebywał w Kongresówce. Echaust przeniósł się wtedy do Międzyrzecza, gdzie otworzył zakład litograficzny, jak wynika z inseratu zamieszczonego w „Kreis- und Wochenblatt des Kreises und der Stadt Meseritz“ z dnia 13 lutego r. 1845, nr 7: „Die neu eingerichtete litographische Anstalt von Joseph Echaust in Meseritz empfiehlt sich zur Anfertigung aller dieses Fach betreffenden Gegenstände, als: Adress- und Visiten-Karten, Wechsel, Tabellen, Formulare, Cirkulaire, Rechnungen, Konto-Bücher, etc. etc. unter Zusicherung der möglichst billigen Preise, reeller und guter Bedienung. Auch sind daselbst stets vorräthig linierte Schreibbücher, so wie auch Briefbogen mit der Ansicht von Meseritz zu haben.“ (Por. także, nr 22 z dn. 29 maja 1845: „Lehrbriefe für alle Gewerke sich eignend, Apotheker - Signaturen und linierte Schreibbücher sind zu haben in der lithographischen Anstalt von Joseph Echaust in Meseritz).“
Na większą uwagę zasługują dwa jeszcze nazwiska: Jaroczyński i Hesse.
Edward Hesse, syn nauczyciela rysunków poznańskiej szkoły rzemieślniczej i rzeźbiarza Jana Augusta Hessego. urodzony w r. 1808 w Magdeburgu, uczęszczał do tamtejszej szkoły przygotowawczej, później do wyższej szkoły rzemieślniczej i handlowej i, otrzymawszy świadectwo dojrzałości, poświęcił się sztuce litograficznej, pracując w różnych zagranicznych zakładach litograficznych. Ożenił się w Poznaniu w r. 1847 z córką kancelisty rejencyjnego I. Carqueville‘a. W r. 1852 prosi on władzę poznańską, przedkładając równocześnie 17 prób litograficznych, o pozwolenie na otworzenie zakładu litograficznego, który zamierza prowadzić z wspólnikiem pod firmą Hesse & Co., gdyż nie posiada własnych pieniędzy. Od tego planu później odstąpił i sam otworzył w r. 1853 zakład litograficzny przy ul. Młyńskiej nr 16 w domu rendanta Bandacha, z jednym czeladnikiem i jednym uczniem.
Wymieniliśmy już serię widoków poznańskich według rysunków Hessego, litografowanych u Dütschkego. Seria „Widoków Poznania", która ukazała się w nakładzie komisowym E. S. Mittlera, składa się z 8-miu litografii (każda z nich ma podpis w języku polskim i niemieckim): Poznań z Cytadeli St. Rocha, Stary Rynek i Ratusz w Poznaniu, Odwach w Poznaniu, Bazar w Poznaniu, Gmach Ziemstwa w Poznaniu, Tum w Poznaniu, Biblioteka Raczyńskich oraz widok cytadeli poznańskiej (Winiary). - Hesse wykonał poza tym dwa plany miasta Poznania, jeden drukowany u Kurnatowskiego w r. 1842, drugi z r. 1856, litografowany w własnym zakładzie według rysunku nad-ogniomistrza F. Corvinusa.
Nie jest może rzeczą przypadku, że pośród litografów poznańskich trzej Polacy - Simon, Kurnatowski i Jaroczyński - ze szczególnym zamiłowaniem pielęgnowali litografię jako dziedzinę sztuki graficznej. Nie traktowali oni litografii tylko jako rzemiosł o i źródło dochodu, lecz widząc w technice litograficznej przede wszystkim środek artystycznego wypowiadania się, dokładali wszelkich starań, by i pod tym względem iść z postępem i współzawodniczyć z zakładami litograficznymi innych miast. Rysując na kamieniu portrety bohaterów narodowych i sławnych polskich osobistości, wydając ryciny lub reprodukcje obrazów o treści narodowej, szukali najściślejszego kontaktu zarówno ze sztuką jako też ze społeczeństwem polskim. Od litografii czarnej (wzgl. „iluminowanej" tj. ręcznie kolorowanej) do litografii dwutonowej i wreszcie do wielobarwnej (chromolitografii), oto etapy w rozwoju litografii poznańskiej, którym odpowiadają nazwiska trzech Polaków: Simon, Kurnatowski i Jaroczyński.
W tymże czasie, w latach walki narodu polskiego o wolność, odgrywała także litografia niemałą rolę jako środek walki politycznej. Zwłaszcza działalność Jaroczyńskiego zasługuje tu na specjalną uwagę. Jego karykatury i ryciny treści polityczno-satyrycznej, poza tym też druki o treści patriotycznej (np. nuty: „Marsz narodowy" i „Pieśń patryotyczna" Chopina) zwróciły uwagę władz policyjnych na nastawienie polityczne poznańskiego „nauczyciela rysunków", ubierającego się ostentacyjnie, „jakkolwiek czynny jest w publicznej szkole", w strój polski. Drukarnia Jaroczyńskiego była pod stałym nadzorem policyjnym, gdyż często zaszły wypadki nieprzestrzegania przez jej właściciela przepisów policyjnych, wynikających z pruskiej ustawy prasowej z dn. 12 maja r. 1851. W r. 1863 został Jaroczyński aresztowany i osadzony w więzieniu, najpierw w Cytadeli poznańskiej, później w berlińskiem więzieniu przy Hausvogteiplatz i w Moabicie. Zarzucono mu współudział przy organizowaniu powstania w Królestwie przez zakup broni i amunicji oraz werbowanie ochotników. W końcu został jednak zwolniony z winy i kary.
Wymieniamy tu po krótce tytuły jego litografii o charakterze polityczno-satyrycznym: „Jelonek", „Linja demarkacyjna", „Drang nach Osten", „Babel niemieckiej jednoty w Erfurcie", „Erinnerung an Posen", „Miasto Poznań - Mirskiemu patent na zdrajcę Ojczyzny i Wiary, 1843" i „Kronika 1871 r.“ (ostatnia litografia oznaczona: Lit. Z. A. Wilda - w Krakowie).
Marian Jakób Jaroczyński, urodzony dnia 24 lipca r. 1819 w Toruniu, po opuszczeniu gimnazjum udał się jako 19-letni chłopiec do Królestwa (Włocławek, Łęczyca, Piotrków Trybunalski), gdzie portretowaniem i kopiowaniem portretów rodzinnych zarobił tyle, że mógł się w r. 1842 zapisać do berlińskiej akademii sztuk pięknych. Z Drezna, dokąd się udał po ukończeniu studiów, powołał go Tytus hr. Działyński do Kórnika; tu otrzymał, jak wiadomo, od K. W. Kielisińskiego pierwsze wskazówki w rytownictwie, w technice akwaforcianej. Nie wiadomo, co skłoniło Jaroczyńskiego, by udać się do Warszawy; przebywał w stolicy przez pewien czas, ciesząc się uznaniem jako portrecista nawet w rosyjskich sferach rządowych. Tu zaskoczył go rok 1848. By przyłączyć się do powstania w Wielkopolsce, opuścił Warszawę, wracając do domu rodzicielskiego, do Torunia. Dopiero w styczniu r. 1849 zjawił się Jaroczyński ponownie w Poznaniu, jako delegat m. Torunia, wysłany na generalny zjazd ligi polskiej, który odbył się w czasie od 10 do 12 stycznia w Kórniku, w tamtejszym kościele parafialnym. Z tego to czasu pochodzi duża litografia in folio, wykonana kredą według szkicu, który Jaroczyński na miejscu rysował.
„Generalny zjazd Ligi w Kórniku w r. 1849“, pisze on w swych na łożu śmierci skreślonych „Notatkach z mego życia”, był powodem do osiedlenia się w Poznaniu, ponieważ dla ówczesnych politycznych stosunków do Warszawy nie było po co wracać. W krótkim czasie jednak ze smutkiem w sercu przekonałem się, że Poznań jest dla sztuk wyzwolonych ową „terra incognita”, ziemią mgłą ignorancyi powleczoną, która niestety i dziś jeszcze, pomimo z różnych stron i osób czynionych wysiłków i starań, nie dała się dotąd do życia artystycznego obudzić. Za mało zdolny do tego, ażeby zostać głodomorem (!), oglądać się musiałem za jaką taką podstawą do życia. Nadarzyło mi się korzystnie nabyć pozostałe po śmierci śp. Kurnatowskiego prasy kamienne i inne przybory do litografii potrzebne. Znając, aczkolwiek tylko powierzchownie, technikę litograficzną (jednak już na kamieniu kredką rysowałem), otworzyłem pod mojem nazwiskiem zakład litograficzny, który w krótkim czasie dobrze się rozwinął".
Pozwolenie na otwarcie zakładu litograficznego otrzymał Jaroczyński dnia 20 kwietnia r. 1849; jak podaje w swym wniosku do władzy poznańskiej, zawarł już poprzednio kontrakty z drukarzami i kaligrafami berlińskimi, by z dniem 1 kwietnia pracę rozpoczęć. Zakład jego mieścił się przy ul. Nowej pod nr 4, później używał warsztatu litograficznego w suterenach Ziemstwa Kredytowego, a gdy mu zabroniono tam drukować, przeniósł się do hotelu, położonego po drugiej stronie ulicy, do gmachu izby handlowej (dzisiejszej siedziby giełdy zbożowej. Jako czeladników zatrudniał Jaroczyński litografa Gustawa Bitleba i drukarza Jana Choynackiego, poza tym dwóch uczniów drukarskich, Antoniego Choynackiego i Alberta Junga.
Już przed otwarciem własnego warsztatu litograficznego ukazały się ryciny litografowane wzgl. rysowane przez Jaroczyńskiego. Wymieniliśmy już litografię, przedstawiającą chłopa mielącego tabakę pt.: „Tabacznik z Poznania". Litografia ta pochodzi z r. 1842 tj. z czasu pierwszego pobytu Jaroczyńskiego w Kórniku i drukowana została u Kurnatowskiego, tak samo litografia dwutonowa: „Dziurka albo Syberya w Poznaniu", przedstawiająca starą gospodę przy Drodze Dębińskiej. Może z czasów, kiedy Jaroczyński przebywał w Warszawie, pochodzi litografowany portret ks. biskupa Dąbrowskiego (?); egzemplarz tej litografii avant la lettre w zbiorach graficznych Tow. Przyjaciół Nauk w Poznaniu jest oznaczony: M. Jaroczyński lit. - Druk, w Lit. J. Herknera w War. Trzecia litografia, przed otwarciem własnego zakładu litograficznego powstała, to wyżej już wymieniona rycina, zatytułowana: „Pierwsze walne zebranie ligi Polskiej w Kórniku w dniach 10, 11 i 12 Stycznia 1849 (Première assemblée generale de la ligue Polonaise - etc.", sygnowana: rysował na miejsm (!) i litografował M. Jaroczyński - w litografii Sachsego i Spółki w Berlinie - Nakładem księgarni J. K. Żupańskiego w Poznaniu.
Do najwcześniejszych litografii drukowanych w własnym zakładzie należy litografia kredą, zatytułowana: „Rada wojenna i obór Naczelnika partyzantów w Rogalinie w dniu 4-tym Maja 1848 r.“, oznaczona: w Lit. M. Jaroczyńskiego w Poznaniu, oraz litografia kredą, przedstawiająca ubiory wojska polskiego pt. „Gwardya narodowa Lwowska z r. 1848“, ostatnia oznaczona: Litogr. Steffens - Druk M. Jaroczyńskiego w Poznaniu - Nakładem księgarni J. K. Żupańskiego w Poznaniu.
Jak udało się stwierdzić, ukazała się u Jaroczyńskiego także litografia kredą, przedstawiająca sześciu włościan wielkopolskich w półpostaci (1. Walenty Kaczmarek, 2. Maciej Palacz, 3. Michał Kaczmarek, 4. Kaźmirz Świderski, 5. Jan Palacz, 6. Jan Szymczak) według rysunku malarza Leona Kaplińskiego. Egzemplarz avant lettre, oznaczony tylko wyżej wymienionymi nazwiskami oraz napisem z boku: Leon Kapliński rys., znajduje się w zbiorach graficznych Tow. Przyjaciół Nauk w Poznaniu. Egzemplarz w zbiorach XX. Czartoryskich w Gołuchowie nosi następujące napisy ołówkiem, u dołu: Włościanie z Wielkiego Xięstwa Poznańskiego należący do związku narodowego polskiego stawiani przed sąd pruski w Berlinie 1847 r., u góry: Paysans Polonais devant la cour criminelle de Berlin (Polish Peasents arraigned for high treason Before the High - Criminal Court of Berlin in 1847; egzemplarz gołuchowski posiada poza tym nalepioną karteczką z powyższymi tekstami w języku angielskim i francuskim; tekst francuski jest ręką Jaroczyńskiego pisany.
Z licznych portretów, które wyszły spod prasy litograficznej Jaroczyńskiego, wymieniamy tu kilka z najwcześniejszych, drukowanych in folio, mianowicie portret generała Bema (druga mniejsza litografia, przedstawiająca Bema w starszym już wieku, przeznaczona była jako ilustracja do jakiejś książki, wielkość kartki 12,3 x 20,9 cm), generała Henryka Dembińskiego, L. Koszuta, Ludwika Sczanieckiego, dr Karola Marcinkowskiego, ks. proboszcza Taszarskiego z Szamotuł (1858), dalej mniejsze portrety jak generała Tadeusza hr. Tyszkiewicza, A. Lehmanna, dr. Karola Neya (1809-1851) i in. (Portret księdza Józefa Stolarczyka z r. 1887 drukowany został u T. Szulca w Poznaniu, gdyż Jaroczyński wówczas już nie posiadał własnego warsztatu litograficznego).
Po Jaroczyńskim pozostało też kilka okazalszych litografii dwutonowych, jak „Hotel du Nord à Posen place de Guillaume No. 3 - tenu par. J. N. Pietrowski (!), lub bardzo udana reprodukcja obrazu olejnego w Niegolewie „Napoleon w rozmowie z pułkownikiem Niegolewskim w Düben dnia 14 października r. 1813“; pod ryciną znajduje się tekst w języku polskim i francuskim, objaśniający przedstawioną scenę oraz treść rozmowy.
Rycina ta przedstawia kamienicę przy Placu Wolności, którą przed dwoma laty zburzono, by na jej miejscu wybudować nowy gmach Pocztowej Kasy Oszczędnościowej. Właścicielem dawnego hotelu był brat bydgoskiego malarza Maksymiliana Piotrowskiego. - Zob. Motty, op. cit., t. II., str. 87; t. IV., str. 51.
Jaroczyński wykonał poza tym litografie treści religijnej, ilustracje do dzieł beletrystycznych i naukowych, listy pochwalne, dyplomy, m. in. dwie małe ilustracje do książki pt. „Gorzkie żale płaczącego kosyniera - etc.“ (Poznań 1853), litografie kredą, jedna podpisana: „Gorszkie żale płaczącego Kosyniera", druga: „Nagroda".
Z litografii barwnych wymieniamy rycinę, przedstawiającą akwamanile romańskie, odnalezione w Kruchowie pod Kruszwicą, dwie litografie, przedstawiające hełm miedziany w zbiorach kórnickich oraz trzy litografie, przedstawiające nagrobki w katedrze poznańskiej i gnieźnieńskiej, według rysunków ks. Stanisława Lekszyckiego.
Z pośród prac litograficznych, wykonanych piórkiem, zasługują na uwagę dwie duże plansze: Zwycięstwo Władysława IV nad Sehinem, przez artystę zatytułowane: „Wodzowie moskiewscy po oswobodzeniu Smoleńska składają chorągwie i kolejno na klęczkach biją czołem przed Władysławem IV, królem polskim", oraz „Sztab główny generała Skrzyneckiego z adjutantem Tytusem Działyńskim raportującym".
Jaroczyński, który od r. 1853 przez 44 lata był nauczycielem rysunków gimnazjum (szkoły realnej) im. Bergera w Poznaniu i przez 25 lat prowadził szkołę wieczorną rysunków i modelowania Towarzystwa Politechnicznego, a oprócz tego rozwinął bardzo szeroką działalność jako malarz, rzeźbiarz i akwaforcista, położył wiele zasług wokoło podtrzymywania w naszym społeczeństwie ducha artystycznego. Jego działalność pedagogiczna przyczyniła się walnie do wskrzeszenia w ostatnich dziesiątkach zeszłego stulecia polskiej sztuki na gruncie poznańskim.
Jaroczyński umarł dnia 14 stycznia r. 1901 w osiemdziesiątym drugim roku życia w domu przy ul. Półwiejskiej pod nr 30 i pochowany został na starym cmentarzu świętomarcińskim.
Bez znaczenia dla rozwoju sztuki litograficznej w Poznaniu są drukarnie litograficzne Karola Augusta Hoffmanna (zał. w r. 1850), Apolinarego Rynkowskiego (zał. w r. 1855), Ottona Adolfa Machmara, syna Adolfa Mikołaja Machmara, który prowadził drukarnię po ojcu, zmarłym 3 marca r. 1855, (w r. 1865 nabył ją były czeladnik litograficzny u Machmara, J. W. Schüttler), poza tym drukarnie Ludwika Neumeyera (zał. w r. 1859), Juliusza Schotta (zał. w r. 1865), Karola Johna (zał. w r. 1866) i połączony zakład litograficzno-fotograficzny Rudolfa Rehfischa (fotografa) i Majewskiego (zał. w r. 1866).
Jednym z największych polskich zakładów litograficznych był w drugiej połowie XIX stulecia zakład litograficzny Teodora Szulca przy ul. Wrocławskiej pod nr 36 w domu narożnym ul. Gołębiej. Szulc celował w wykonaniu druków „en fascimile“, drzeworytów i kart tytułowych starych druków polskich.
W ostatnim tym okresie litografii poznańskiej zauważamy mimo powszechnego już zastosowania druku wielobarwnego (chromolitografii) zastraszająco niski poziom prac litograficznych. Żadna z poznańskich drukarń litograficznych nie wydała już rycin lub innych dzieł sztuki graficznej, i żadna też nie posiadała ambicji w tym kierunku. Nikt się wtenczas nie starał o podniesienie jakości utworów litograficznych: okładek do książek, etykiet, kartek z powinszowaniem, obrazków dla dzieci, drukowanych na arkuszach i jaskrawo kolorowanych. Drukarnie litograficzne zadawalnialy się tandetnym wykonaniem swoich prac, nawet tam, gdzie współpraca z artystami dałaby z pewnością lepsze rezultaty, jak np. przy adresach hołdowniczych, dyplomach, listach pochwalnych i plakatach.
Upadek w dziedzinie sztuki litograficznej - w parze z nim szedł także upadek sztuki drukarskiej - dopiero w dobie obecnej zaczyna się kończyć, i - miejmy nadzieję - znikną też niebawem wydane „na sposób dawniejszy" telegramy i ulotki Towarzystwa Czytelni Ludowych.
W pierwszych latach odrodzonej Polski reprezentował litografię artystyczną na terenie Poznania Jan Jerzy Wroniecki, obecny profesor Państwowej Szkoły Sztuk Zdobniczych w Poznaniu i wychowawca całego zastępu młodych rysowników i litografów.