Ostatnio oglądane
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
Ulubione
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
W czerwcu i lipcu r. 1902 urządzona została za mem staraniem w osobnej sali gmachu Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych w Krakowie w dwóch seryach Wystawa obrazów dawnych malarzy włoskich, flamandzkich, hollenderskich, niemieckich, francuskich i kilku polskich. Liczba ich wynosiła blisko 50, a czysty dochód z Wystawy, przeznaczony na cele naszego Towarzystwa, przyniósł mu przeszło 240 koron. Obrazy te pochodziły z kilku znakomitych zbiorów prywatnych w naszym kraju, a mianowicie z galeryj Henryka hr. Steckiego w Romanowie na Wołyniu, Zdzisława hr. Tarnowskiego w Dzikowie, Andrzeja ks. Lubomirskiego w Przeworsku, Ksawerego hr. Branickiego w Warszawie i kilku innych. Powierzone mi do odnowienia u prof. A. Hausera w Berlinie, po powrocie stamtąd mogły one być pokazane przez kilka tygodni z rzędu polskiej publiczności, opisane przytem i naukowo zbadane, wreszcie zapisane do narodowego inwentarza artystycznych skarbów, jakich tyle jeszcze polskie prywatne zbiory posiadają. Z włoskich były tam utwory Bonifazia Veronese, Tintoretta, Albana, Luca Giordana, Paniniego, Canaletta, z flamandzkich Hellenmonta, Van Dycka, szkoły Rubensa, z hollenderskich Piotra Lastmana, Piotra de Ruelles, Jana Botha, Adama de Colonia, z niemieckich Cranacha, z francuskich Józefa Verneta i Teodora Gericault. Nadto i do Polski odnosił się cały szereg ciekawych i pięknych płócien, jak n.p. portret w popiersiu ks. Bogusława Radziwiłła koniuszego lit., malowany zapewne w G dańsku około r. 1650, oraz kilka portretów znaczniejszych u nas osobistości pod sam koniec panowania Stanisława Augusta, przeważnie pięknych dam z tego czasu. Malowali je artyści obcy, dłużej, bo aż do końca życia w Polsce osiedli, jak Marcello Bacciarelli (1731—1818), krócej, jak Jan Lampi ojciec (1751—1830) i Józef Grassi (1757—1838), w Warszawie lub po wielkopańskich rezydencyach zajęci. Znaczenie ich dla dziejów sztuki u nas w tym okresie jest pierwszorzędne, a portrety głównie, jakie w Polsce wykonali, składają się razem wzięte na niezrównaną w swoim rodzaju galeryę najciekawszych lub najwybitniejszych postaci w Polsce końca wieku XVIII. To też uratowanie ich od zniszczenia należało, jak sądzę, do zadań ważnych i naszego Towarzystw a także, którego przewodniczący w tem odnowieniu ich pośredniczył, podanie zaś reprodukcyj kilku z nich przy niniejszej notatce wydało się nam naprawdę zajmującem, zważywszy znaczną ich wartość artystyczną, oraz wdzięk osób na portretach przedstawionych, które tak charakterystycznie illustrują wysoką a wytworną naszą kulturą w epoce drugiego i trzeciego rozbioru.
Na lata 1790—1795 przypadają tu naprzód cztery portrety ze zbiorów rodzinnych w Romanowie, a między niemi króluje jeden z najpiękniejszych utworów Jana Lampiego ojca (wys. 72 cm, szer. 57 cm.). Malowany około r. 1790, więc niezawodnie w Warszawie, przedstawia on w popiersiu Kordulę z Komorowskich Teodorową Potocką, wojewodzinę bełzką (z t. zw. linii prymasowskiej), która była jedną z sióstr nieszczęsnej Gertrudy, utopionej żony Szczęsnego Potockiego. Śliczna, młoda kobieta, o jasnych włosach lekko pudrem przysypanych, w sukni z białego atłasu, który na obcisłym rękawie łamie się w błyszczące fałdy, w kubraczku otwartym żółtym atłasowym o trochę wschodnim zakroju, z niebieską szarfą i mnóstwem klejnotów, wśród których zwisa na piersiach duża miniatura z portretem niezawodnie męża w czerwonym kontuszu — podparła się lewą ręką na czerwonej aksamitnej poduszce i zadumana patrzy na widza ślicznemi jasnemi oczyma. Przecudny to portret, malowany wspaniale, o kolorycie gorącym, soczystym, silnym, świetnie odbijającym od bladych lekkozłotawych współczesnych portretów Bacciarellego. A przytem i kobieta śliczna, niezmiernie wykwintna i interesująca — jedno z najpiękniejszych z tego czasu polskich portretowych płócien.
Może jednak jeszcze piękniejszą a w każdym razie effektowniejszą jest na cudnym portrecie siostra pani Potockiej, Antonina Eleonora z Komorowskich Ilińska, żona jenerała wojsk polskich, a później senatora rosyjskiego Józefa. Malował ten portret (wys. 90 cm., szer. 69 cm.) w r. 1792 Józef Grassi i dał w nim jedno ze wspaniałych dzieł swych, znowu w Polsce powstałych. Cudnych rysów jasna blondynka z włosami rozwianemi w puszyste loki, z gazową na nich przepaską, całym torsem nieco naprzód wygięta, ręce skrzyżowała przed sobą i niby kroczy ku widzowi widna do kolan; oczy błękitne, pewne swego uroku, płeć jasna, przeźroczysta, postać pełna raczej, bliższa kobiet Rubensa, niż Van Dycka; ubrana jest w białą suknię z jasną, błękitno-zieloną okrywką; wszystko razem ślicznie stonowane na jasnem tle opałowem, niby jedna symfonia koloru wody, w których to effektach Grassi był mistrzem.
Blizkim tego portretu jest drugi znowu pendzla Grassiego (wys. 92 cm, szer. 71 cm.), podpisany i datowany 1792 r. (co u niego bardzo rzadkie), przedstawiający Ludwikę z Sosnowskich ks. Józefową Lubomirską, kasztelanową kijowską. Własność to dziś jej prawnuka, hr. Stanisława Stadnickiego w Krysowicach. Jako dzieło malarskie, portret ten jeszcze jest piękniejszy od poprzedniego, mistrzowski w stonowaniu barw biało-popielatej i blado-liliowej, prawdziwa znów symfonia kolorystyczna en gris mauve. Hetmanówna Sosnowska, słynna z gorącej ku niej miłości Kościuszki, której przed ślubem podobno wzajemną była, nie jest tak czarującą pięknością, jak dwie siostry Gertrudy Komorowskiej; ma nos cienki, ale za długi, twarz ściągłą, jakby zmęczoną, oczy tylko ciemne, duże, prześliczne, które dała swemu słynnemu z piękności synowi, ks. Henrykowi. Cała obwinięta jest w białe gazy, które jedną ręką od twarzy odchyla, a które zlewają się z tłem bladoperłowem; ubrana w jasno-żółtą suknię z szarfą lila we wschodnie pasy, podparła się niby znużona o stół kamienny i z pewnym smutkiem w oczach patrzy przed siebie. W mało którym kobiecym portrecie dowiódł Grassi równej wykwintności i mistrzowstwa w kolorystycznem stonowaniu, w ślad za czem znowu powraca na myśl twierdzenie, że jedynie w angielskie portrety współczesne wpatrzony, mógł równie wytworne tworzyć dzieła.
Angielskiego także pendzla utworom najbliższy jest z kolei piękny, zadumany, młody jenerał-inspektor kawaleryi koronnej, Janusz Stanisław lliński. Zginął on w ostatniej wojnie niepodległej Rzeczypospolitej w maju r. 1792 pod Marakuszowem w 26 roku życia, a portret ten jego malował już Grassi po śmierci i dał też mu nad głową napis na tle skalnem wyryty: La gloire on la mort. Nieco blady, wykwintny, smutny młodzieniec, o typie młodego ks. Józefa, wysmukły w opiętym zielonym mundurze, z rękami skrzyżowanemi przed sobą, patrzy wprost na widza, a cały ton utworu i widnego z boku krajobrazu jest nieco ponury, ciemny, melancholijnie nastrajający. Znowu jedno z bardzo pięknych dzieł Grassiego w czasie pobytu w Polsce powstałych, a coraz świetniej zaznaczających jego tak bardzo wybitny i subtelny talent malarski.
Ślicznym wreszcie musiał być także oryginał Grassi’ego portretu Józefa Augusta Ilińskiego, jenerała wojsk polskich, później senatora rosyjskiego, który poprzednie portrety żony i brata dla siebie do Romanowa u artysty zamawiał, ale którego tylko znacznie słabsza, w technice twarda kopia (wys. 90 cm., szer. 69 cm.) w Romanowie się znajduje. Piękny, młody, jasnowłosy oficer w czerwonym mundurze z białą szarfą, z szablą, z rękawicą żółtą na jednem ręku, patrzy wprost na widza, a ma przed sobą w namiocie plany wojenne na stole. Ciekawa to postać historyczna także, bo znane są fakta, że on to w Petersburgu zaledwo w kilka lat później miał donieść pierwszy w. ks. Pawłowi o śmierci matki, i że car Paweł, wdzięczny za to, nietylko uwolnił na prośbę Ilińskiego Kościuszkę i innych Polaków z więzienia, ale nadto darował mu obrazy i meble, które się znajdowały w prywatnych pokojach Katarzyny II. I to był zawiązek zbiorów późniejszego Senatora Ilińskiego w jego pysznym pałacu w Romanowie, zbiorów, które on sam w latach następnych uzupełniał, ale których najpiękniejsze okazy z kollekcyj imperatorowej początek swój wzięły. Genialna kobieta i w zbieraniu obrazów miała smak niepośledni, a dowodem tego jest także główny zastęp obrazów z Romanowa, które razem wzięte stanowią dziś jedną z najbogatszych galeryj w Polsce.